6.

124 9 9
                                    

  Nie wiem ile minęło, odkąd zostaliśmy sprzedani, nawet nie liczyłam tych dni męczarni. Byliśmy niewolnikami. Leo założył nam obroże, które raziły prądem kiedy próbowało się je ściągnąć. Farazowski miał pilota do nich i zawsze, kiedy byliśmy nieposłuszni raził nas. Służyliśmy w jego domu, a na noc zamykał nas w piwnicy. Jedyne co było dobre to jedzenie, które i tak musieliśmy sami sobie gotować. Nawet kiedy nas molestował nie mogłyśmy się sprzeciwiać. Oczywiście ja wolałam być rażona prądem.

  - Masz ten sposób? - zapytałam Armina.

  - Wiem jak możemy zniszczyć to dziadostwo. - odpowiedział. Ja i Iris wpatrywałyśmy się w niego z nadzieją. - Kiedy je zamrozimy same odpadną.

  - Skąd wiesz? - nie wiedziałam co o tym myśleć. Wierzyłam w niego, ale nadal miał swoją.

  - Znalazłem taką samą na strychu. Przyłożyłem kostkę lodu do tej części. - przekręcił głowę, abyśmy widziały. - I się otworzyła.

  - Czyli dzisiaj robimy ucieczkę? - zapytała Iris.

  - Kiedy Faraz pójdzie spać. - odpowiedziałam.

  Resztę dnia spędziliśmy na planowaniu ucieczki i usługiwaniu tego pedofila. Powiedział, abym przyniosła mu herbatę. Zapukałam i weszłam do jego gabinetu.

  - Połóż ją na biurku. - zrobiłam jak powiedział. - Podejdź tu. - niepewnie podeszłam do okna. Farazowski chwycił mnie za nadgarstki i przycisnął do ściany obok okna.

  - Co Pan sobie wyobraża!? - krzyknęłam groźnie.

  - Teraz nie możesz mi już uciec. - zaczął mnie całować po szyi i zjeżdżał powoli coraz niżej. Próbowałam mu się wyrwać, ale był dużo silniejszy. Kopnęłam go poniżej pasa. Z bólu puścił mnie, a ja zaczęłam uciekać, kiedy poczułam ból przeszywający mnie od szyi po całym ciele.

  " Przeklęta obroża!"

  Czułam taki ból, że nie mogłam się ruszyć, a on to wykorzystał. Położył się na mnie i kontynuował. Wsunął rękę pod moją koszulkę i zdjął ją. Następnie zabrał się za stanik. Odpiął go i zdjął mi. Zaczął całować mnie po piersiach. Powoli odzyskiwałam władzę nad ciałem. Już miał odpiąć mi rozporek, kiedy oplułam go w twarz. Oszołomiony odsunął się ode mnie, a ja wykorzystałam to do zadania mu ciosu. Uderzyłam go tak mocno, że poleciał na drugi koniec pokoju. Szybko się ubrałam. Do pokoju wbiegli Iris i Armin. Farazowski zaczął się podnosić, ale wylałam mu herbatę na głowę i popsikałam go gazem pieprzowym, który trzymał zawsze na biurku.

  - Szybko! - Armin złapał mnie i Iris za rękę i pociągnął w stronę kuchni.

  Wzięliśmy kostki lodu i przyłożyliśmy do obróż, które natychmiast odpadły. Szybko wzięliśmy benzynę i wylaliśmy ją na wszystko w domu. Może marmur się nie pali, ale rzeczy w tym domu owszem. Rzuciłam zapałkę i szybko wybiegliśmy. Ogień wchodził piętrami, nie ma opcji by nie dotarł do unieruchomionego Faraza. Wsiedliśmy do auta i ruszyliśmy tak szybko jak się tylko dało. Iris prowadziła i była w tym dobra.

  - Gdzie zmierzamy? - zapytałam.

  - Jak najdalej! - odpowiedział Armin.

  - To wiem, ale gdzie konkretniej?

  - Jedźmy przed siebie dopóki nie skończy nam się paliwo! - odrzekł.

  - Dobry pomysł! - zaśmiała się Iris.

  Jechaliśmy tak od paru godzin. Mijaliśmy właśnie las. Widoki były całkiem ładne. Podziwialiśmy naturę, kiedy auto się zatrzymało. Brak paliwa.

Esprit Minuit [Słodki Flirt]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz