3.5

1.6K 89 30
                                    

SCE­NA V

Sa­la w zam­ku Kir­ko­ra.

KO­STRYN

sam

Za pu­stel­ni­ka ce­lą drze­wa­mi ukry­ty

Sły­sza­łem ta­jem­ni­czą spo­wiedź tej ko­bie­ty

O! szczę­ście! — te­raz pan–em zło­tej ta­jem­ni­cy;

Mógł­bym ją z pa­ła­co­wej roz­krzy­czeć wie­ży­cy,

Al­bo mo­je­mu pa­nu wier­nie opo­wie­dzieć,

Al­bo okrop­ną po­wieść wy­ra­za­mi ce­dzić,

Ja­ko pia­sek klep­sy­dry, w pa­ni trwoż­ne ucho,

Aż zo­ba­czę skarb­ni­cę te­go zam­ku su­chą

Jak czo­ło Ara­ra­tu... Wra­ca Bal­la­dy­na.

Mo­gę mieć ją i skar­by. — Szczę­śli­wa go­dzi­na.

sta­je na stro­nie

BAL­LA­DY­NA

wcho­dzi głę­bo­ko za­my­ślo­na

O wszyst­kim wie ten czło­wiek sta­ry... po­wie drze­wom,

Drze­wa bę­dą roz­ma­wiać o tym w głu­che no­ce,

Aż strasz­na wieść uro­śnie. — O! bied­neż wy my­śli,

Jak dzie­ci nie­ro­zum­ne cie­niów się lę­ka­cie.

Ten sta­rzec sło­wa mo­je łą­czy, skła­da, zbie­ra,

I mó­wi: „Być nie mo­że... ta ko­bie­ta mło­da

Nie za­bi­ła". A je­śli wie? je­że­li pew­ny?

A któż w ta­ką rzecz mo­że uwie­rzyć jak w pa­cierz?...

Ale je­śli uwie­rzył — je­śli prze­cho­dnio­wi

Zbłą­ka­ne­mu opo­wie strasz­ną zbrod­nię pa­ni,

Nim wy­mó­wi na­zwi­sko, zlęk­nie się jak pro­stak

Ze­msty moż­ne­go pa­na. — A mo­że — je­że­li

Do­bre ma ser­ce sta­rzec; na koń­cu ję­zy­ka

Znaj­dzie li­to­śną ra­dę: Na co lu­dziom szko­dzić?

A mo­że już za­po­mniał, a ja nie­roz­sąd­na

My­ślę, o czym ten sta­rzec my­śleć już po­prze­stał...

Bo i czym­że ja je­stem, aby mną się lu­dzie

Zaj­mo­wa­li, śle­dzi­li, chcie­li gu­bić? — Pie­kło!

Ty­sią­cem słów nie mo­gę za­bić te­go sło­wa: „On wie". —

Na có­żem po­szła do te­go czło­wie­ka?

Stra­ci­łam się; sza­tań­ska rę­ka mnie za­wio­dła.

I po­my­śleć? że gdy­by nie te od­wie­dzi­ny,

Sta­rzec był­by jak owe lu­dzi mi­li­jo­ny,

Któ­rych ni­g­dy na świe­cie nie spo­tka­łam.

My­śleć, że ta sa­ma go­dzi­na trwoż­nych my­śli peł­na

By­ła­by jak wczo­raj­sze go­dzi­ny, i mo­że

„Balladyna" J. SłowackiegoOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz