Rozdział IV

6.2K 349 4
                                    

Unoszę spuchnięte powieki i do mojej głowy od razu napływa seria myśli. Są niczym kupcy na wypełnionym po brzegi rynku. Przekrzykują się nawzajem. Słowa wydają się być chaotyczne, niezrozumiałe. Zlewają się we wspólną, lepką masę, która przelewa się falami przez roztargane wnętrze.

Czy to wszystko było snem? Być może umysł mamił mnie na długo przed wyprawą. Może wcale nie było wilka i nie było łąki. Nigdy nie wymknęłam się z domu, a to od początku było jedynie złudzenie.

Stłumiony głos z tyłu głowy wyrywa się na prowadzenie. Jest jak rozpędzony motocykl na autostradzie, wyprzedzający każdy napotkany pojazd. Napiera na mnie z całej siły, niczym na manetkę gazu. Wchodzi niebezpiecznie w zakręty, pochylając się przy każdym z nich, walczy, aby nie spotkać się z nawierzchnią. Balansuje na cienkiej granicy, lecz nie odpuszcza. Słyszę go coraz wyraźniej. Krzyczy, próbując przedrzeć się przez zagłuszające go inne dźwięki. Bezlitosny pisk wypełnia każdy centymetr mojego ciała. Mrużę oczy z przeszywającego, nagłego szumu. Trwa zaledwie kilka sekund, ale jego siła przezwycięża pozostałe. I w końcu rozumiem. Dociera do mnie jedyny prawdziwy obraz sytuacji. To wszystko zdarzyło się naprawdę. Kształty były przecież tak wyraźne, zmysły wyostrzone, uczucia tak żywe.

Stanęłam twarzą w twarz ze stworzeniem, które z natury powinno być dzikie i niebezpieczne. Ludzki odruch kazałby mi włączyć tryb ucieczki. Nie oglądając się za siebie, miałabym biec jak najdalej, byle tylko wymknąć się z pola widzenia. Coś jednak kazało mi zostać. Zanim w głowie zrodził się instynkt. Zanim zdążyłam mu uciec. Tak, to było dużo wcześniej przed nim. Szeptało, abym się nie bała. Pozwalało patrzeć mu prosto w oczy. Na jego muskularne łapy i lśniącą, czarną sierść. To samo Ono pomogło mi wsiąść na jego grzbiet zaraz po tym, jak zasnęłam otulona jego ciepłem. Stawiało za mnie kroki. lecz moje ciało nie sprzeciwiało się. Nie widziało zagrożenia. Wyczuwało z nim harmonię.


Wpuszczam świeże powietrze do pokoju. Opieram policzek o chłodny parapet, chłonąc jego kojący dotyk. Zasłony powiewają, poruszane ciepłą bryzą. Owiewa mnie i pozwala na nowo zacząć dzień. Cisza potrafi być wyzwalająca.

Po ekspresowo zjedzonym śniadaniu postanawiam wybrać się do miejscowej biblioteki. Miejsce to już od dawna wieje pustkami. Mało jest ludzi, którzy nie zatracili się jeszcze w erze dzisiejszego świata i nowoczesności. Dotarła nawet tu, do niewielkiego i odosobnionego Lilvalley. Ja jednak dalej wolę to, co na papierze. Stare księgi skrywają w sobie wiedzę, której nie sposób znaleźć na stronach internetowych. A już na pewno nie zawierają one przypowieści i mądrości poprzednich pokoleń. Skarbnica wiedzy zamknięta w twardych oprawach nigdy nie może równać się z historiami wyssanymi z palca dla miliona wyświetleń.

Nie powiedziałam rodzicom, nie mogłam. Uznaliby mnie za oderwaną od rzeczywistości.
Być może mieliby rację. Ja jednak jestem pewna tego, co widziałam. I tego co czułam. Odpowiedź na pytania mogła dać jedynie wizyta w bibliotece.

Stojąc przed oceanem liter zamkniętych w skórzanych oprawach, odczuwam nieodkrytą dotąd energię. Stare dzieje przepływają mi przez palce. mam je na wyciągnięcie ręki. Wplątują się między me opuszki, szeptając skrywane latami sekrety. Poję się każdym zdaniem, pijąc je niczym zagubiony turysta na pustyni. Woda jest momentami mętna, nie widać dna. Kształty stają się niewyraźne, a opisy - niezrozumiałe. Sięgam, rozgrzaną od przypływu emocji ręką, głębiej. Wymachuję nią na oślep w przypływie szału, aż w końcu ukazuje się ona, przejrzysta tafla. Czytam z niej, jak z otwartej księgi. Wyrazy płyną określonym nurtem. Wskakuję w niego, choć wiem, że nie ma odwrotu. Poddaję się mu całkowicie. Zabiera mnie ze sobą w najdalsze zakątki ludzkiej wyobraźni. Razem dotykamy tajemnic, odkrywamy nowe lądy.

Ukazuje się przede mną kraina jak ze snu. Są w niej istoty różnej maści i kształtu. Żyją w zgodzie i harmonii. Ludzie i wilki razem, obok siebie. Ale co to? Łódka, którą płynę nagle zmienia kurs. Obijam się o brzegi, nadchodzi sztorm. Szarpana przez wezbrane fale, trzymam się kurczowo. Nade mną przelatują ciemne chmury, układając się w kołtuny ciężkiego puchu. Wyłania się z nich postać, niczym anioł. Patrzy ze spokojem na lawiny dzielące świat na dwie osobne części. Dobrze wie, że to następuje, przyszedł jedynie popatrzeć. Cichy widz znika, a woda momentalnie napawa spokojem.

Teraz krajobraz jest inny. Nie ma już wspólnych dóbr. Ludzie i wilki żyją teraz osobno. Jedni straszą drugimi, wymyślając niestworzone historie o zagrożeniach płynących z chociażby spojrzenia w kierunku obcego lądu. Dzieciaki drżące pod kołdrą, zamykają z potrzaskiem okna. Nie mogą przecież pozwolić, aby cień wdarł się do bezpiecznej izby. W mroku miało odtąd czaić się na nich zło. Zło, które przybiera postać tego, który jest im obcy. Inny.

Czy wszystko w porządku, Megan? - kojący głos przyprószonej siwizną bibliotekarki wyrywa mnie ze swego rodzaju letargu. Ciepła dłoń dotyka delikatnie mojego ramienia. Dopiero teraz spostrzegam, że cała moja koszulka jest mokra. - Dziś nie jest dobry dzień na długą lekturę w tych progach. Drewno szybko się nagrzewa i pomieszczenie wydaje się być sauną.

Patrzy na mnie zaniepokojonym wzrokiem. Na moje palce spoczywające w uścisku na twardej okładce. Ściąga brwi i odchodzi w milczeniu. Teraz i ja zerkam nerwowo na trzymaną księgę. Kartka, w którą wpatruję się przez ostatnie pół godziny, jest pusta.


Mała kropla rosy spływa w dół poruszanego wiatrem listka. Maluje się za nią znikoma smuga, aby zaraz zniknąć, trawiona przez promienie słońca walczące z rozłożystymi konarami. Kropelka zatrzymuje się na ostrym brzegu liścia. Zwisa desperacko, ale nie spada na ziemię. Zna dobrze swój los. Nie jest pierwszą, ani jedyną w tej sytuacji. Widziała tyle razy inne krople odbijające się od grząskiej gleby. Nasłuchiwała, bardzo dyskretnie, tak, aby żadna z kropelek nie czuła się przy tym urażona. Znała na pamięć dźwięki samotności i to jak wydają z siebie ostatnie "plum".

Trwanie w zawieszeniu, niczym ta kropla. Niczym tysiące innych kropli na innych liściach. To właśnie ono rozdziera mnie na części. To ono nie pozwala spać. Ono krzyczy w nocy. To z nim na ustach przemierzam las. To w nim mnie zostawiła.

Wiele razy próbuję w głowie odtworzyć wszystko, co stało się tamtej nocy. Nie mogę jej mieć na zawsze. Jest idealna, pachnie różami. Można się w niej zakochać. Ale to nie z nią dane mi będzie spędzić resztę życia. Nie dla niej mam poświęcić wszystko, co tylko posiadam. To nie dla nas ma codziennie wstawać słońce. Świat już dawno postanowił, napisał tę historię za nas. My jesteśmy jedynie marionetkami. Poruszani przez niewidzialne sznurki, oszukujemy się, że mamy nad nimi jakąś kontrolę. Ale to nie my ustalamy bieg wydarzeń. Nie my tworzymy historię, która odbija się w naszych oczach. Czy jeden z wielu aktorów jest w stanie zmienić cały akt? Choć na moment zawładnąć sceną, przepisać scenariusz, odwrócić kartkę.

NAZNACZENI OGNIEMOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz