13. Nadzieja, której tu nam brak

844 127 22
                                    

  —  Czyli to był twój pomysł, by podrzucić ją do naszej piwnicy? — Arthur wskazał na Castię kawałkiem suszonej brzoskwini, którą od dłuższego czasu podjadał, mimo że był już pełny. Na kiepskie warunki w domu Czwartej nie mógł narzekać. Blondynka spojrzała na niego krzywo, ale nie odezwała ani słowem i wróciła do przeglądania gazet z ostatnich miesięcy.

—  Upraszczając sytuację, to tak, masz rację.

—  I ani przez chwilę nie pomyślałaś, jakie to może mieć konsekwencje dla mnie i mojej rodziny?

Azarea uśmiechnęła się chłodno. Milczała przez moment.

—  Ja rozróżniam dobro jednostki od dobra ogółu. I choć szczerze nie lubię podejmować tak trudnych decyzji, nie mogę uciekać od odpowiedzialności. Bo zawsze ktoś musi wziąć winę na siebie i zostać ,,tym złym''.

— Hola, nie chcę wdawać się w żadne głębsze dysputy. Zadałem tylko proste pytanie, a ty momentalnie postawiłaś siebie w roli ofiary. Jest mi prawie przykro z powodu waszych krzywd, ale tylko prawie.

—  Nikt z nas nie pragnie twojego współczucia ani najmniejszej nawet dozy sympatii. Ucierpiałeś przez nasze prywatne sprawy, więc odpłacimy ci za to.

— Namąciliście mi w głowie już nie raz. Teraz także odnoszę wrażenie, że próbujesz zmienić moje poglądy.

— Już mówiłam, nie chodzi nam o ciebie personalnie. Byłeś tylko pionkiem, który mógł zostać zastąpiony w każdej chwili. Dość problematycznym pionkiem, jak się okazało.

Arthur westchnął. A jeszcze do niedawna Czwarta wydawała mu się bardziej przyjazna. Sam już nie wiedział co myśleć, zaufać Azarei, mimo chłodu, jaki od niej bił, czy po prostu zażądać odstawienia go do domu? Jedno było pewne —  nie chciał mieć z tymi ludźmi, o ile mógł ich tak nazwać, nic wspólnego. Że też mu się zachciało bawić w poszukiwacza przygód.

—  Pionkiem? Ledwie godzinę temu odnosiłem wrażenie, że jesteś bardziej przejęta moim losem.

Tym razem Czwarta westchnęła. Spojrzała mu prosto w oczy. Osiemnastolatek dostał gęsiej skórki, jej wzrok zdawał się przenikać go na wylot, zaś ciemnobrązowe tęczówki jawiły mu się jako dwa, bezkresne jeziora pełne smutku i beznadziei. Widział już kiedyś takie spojrzenie — u piekarza z Kaelen, który właśnie pogrzebał swoją sześcioletnią córkę. 

Mimo wszystko na twarzy Az zajaśniał uśmiech, tym razem zupełnie szczery.

—  Arthurze, tak samo jak rozróżniam dobro jednostki od dobra ogółu, tak samo oddzielam moje prywatne przemyślenia od tego, jak myśleć powinnam. Bywają sytuacje, kiedy nie martwisz się losem kogoś zupełnie obcego, a chcesz jedynie chronić swoich bliskich, prawda? Gdyby nie padło na twoją rodzinę, na twoim miejscu znalazłby się ktoś inny, a ty byś tylko usłyszał tę historię, wzruszyłbyś ramionami. Wszak wtedy sprawa nie dotyczyłaby ciebie bezpośrednio, więc nie widziałbyś nas w tak złym świetle. Spoglądasz na świat przez pryzmat swojego egoizmu, własnego dobra. I zanim coś powiesz...   —  chłopak zdążył ledwie wziąć oddech, by się wtrącić w ten wywód. — Zanim zarzucisz mi cokolwiek, przyznam się do własnego egoizmu. Potwierdzę także, że równie egoistyczna była grupa, która tamtej nocy mi towarzyszyła. Nie ważne, jak długo żyjesz, nigdy nie pozbędziesz się ludzkiej natury, zawsze będziesz przedkładać swoją wygodę nad cudze szczęście.

—  I dlatego odpuściłaś tym ludziom, którzy zaatakowali mnie i Castię? Ten ludzki egoizm jest wygodny, można dzięki niemu wiele wytłumaczyć.

— Racja. —  Osiemnastolatkowi wydawało się, że usłyszał w jej głosie rozdrażnienie, jednak Czwarta dobrze to ukrywała. —  Dlatego właśnie tłumaczyć się ze swoich decyzji nie będę, zwłaszcza, że wciąż jesteś tylko osobą postronną. Wiedz jednak, że tam, gdzie jest dużo zwierzyny, tam są też myśliwi.

Szklany pogłosOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz