Rozdział 15

183 21 24
                                    

Perspektywa Jamesa

Siedziałem na łóżku w naszym pokoju. Jessie od kilku godzin okupowała łazienkę, a Meowth chyba poszedł na dół do baru. Czytałem przed chwilą książkę, ale po chwili zrezygnowałem z tego. Deszcz bębnił o parapet i szybę. Odłożyłem czytaną przeze mnie lekturę i otworzyłem na oścież okno. Do srodka wleciał przyjemny zapach deszczu. Chwilę rozkoszowałem się powiewami wiatru i kropelkami delikatnie uderzającymi o moją twarz. Zamknąłem okno i przekreciłem klamkę. Wyszedłem z mojego i Jess pokoju i zauważyłem, że Meowth wyleguje się na swoim łóżku.

- Deszcz mnie wygonił. - Powiedział, bo zobaczył moje pytajace spojrzenie. Kiwnąłem głową.

- Meowth, wychodzę. Biorę kartę. Druga leży na stoliczku. - Udzieliłem mu krótkich instrukcji i wyszedłem z pokoju po drodze zakładajac buty. Korytarzem ruszyłem  do windy, a zjechawszy na parter skierowałem się do wyjścia.

- Wiedzę że pan twardo mimo pogody wychodzi na dwór. - Usłyszałem. Odwróciłem się okazało się, że zdanie kierowane było do mnie bylo przez recepcjonistę. Uśmiechnąłem się.

- Po prostu potrzebowałem świeżego powierza. - Ten pokiwał głową. Ruszyłem chodnikiem w stronę świecacego budynku - kasyna. Tuż przed nim skręciłem w uliczkę, ktora po chwili zamieniła się w ubitą drogę prowadzaca przez pola pośród lasu. Chwilę szedłem. Zauwarzyłem kałużę. Stanąłem nad nią. Ujrzałem swoja twarz spoglądającą w stronę odbicia w tafli wody. Powolnym ruchem pochyliłem głowę i w mojej głowie pojawił się obraz.

Mały chłopczyk szedł zmęczony posród deszczu i burzy. Wiatr miotał nim na wszystkie strony. Mimo to niestrudzenie parł przed siebie. Wiedział, że już niedaleko. Jego nogi ogrzewał wierny Growlithe. Jego jedyny przyjaciel. Nagle chłopiec ujrzał światła. Growlithe zaszczekał. Powoli zapalało sie coraz więcej świateł. Wreszcie, jak przez mgłę chłopiec ujrzał dwie znajome sylwetki.

- Babcia! Dziadek! - Wydobyło się z małego gardła.

- James, kochanie!

Otrząsnąłem się. Moja koszula była cała mokra. Co ja wyprawiam? Zawsze ciągnęła mnie taka pogoda. Uwielbiam, jak deszcz pada mi na twarz. Ale muszę wracać. Szybko wszedłem do hotelu i przemknąłem do mojego pokoju. Zastałem tam Meowtha jedzącego chipsy i Jess robiącą coś na telefonie. Gdy przyjaciele mnie ujrzeli, dosłownie zbaranieli.

- James, wyglądasz jak zmokła kura! - Ochrzaniła mnie Jessie odkładając komórkę i krytycznie przyglądając się mojemu ubraniu.

- Nie powiesz mi, że byłeś w taką pogodę na dworze? - Uniosła jedną brew.

- Pogoda jest upiorna. - Dorzucił Meowth. Jakby na potwierdzenie jego słów, na niebie pojawił się piorun, a zaraz potem usłyszeliśmy donośny grzmot.

Perspektywa Jessie

James czasami zachowuje się jak czterolatek. Na przykład teraz. Wyszedł na dwór w burzę i przemókł do suchej nitki.

- Hehe...- Idiota spiekł raka i poszedł do łazienki w celu przebrania się. Zaraz jednak wypadł z niej z wrzaskiem. Spojrzałam na niego zdziwiona.

- Co się dzieje? Zobaczyłeś swoje odbicie w lustrze i się przastraszyłeś?- Spytałam z wrednym uśmieszkiem. On natomiast wydarł się:

- W naszej łazience myje się Pikachu! - Zaśmiałam się.

- A to dobre! Pikachu w naszej łazience! Co jeszcze? Może głupek na sznurze do prania? - W tym momencie coś na balkonie stuknęło. Meowth wrzasnął i schował się pod łóżko. Wywróciłam oczami i spojrzałam na taras.

Przetarłam oczy i jeszcze raz spojrzałam.

Na balkonie, zaplątany w sznur służący do rozwieszania prania, leżał nie kto inny jak głupek. Był cały mokry i darł się: "Pikachu, Pikachu!"

Dla Jamesa to chyba było zbyt wiele. Osunął się i zemdlał, malowniczo ułożony na kanapie. Westchnęłam, otworzyłam drzwi balonowe i wydarłam się na głąba.

- Co ty tu, do cholery, wyprawiasz?! - On posłał mi wściekłe spojrzenie i szarpnął się w sznurkach od prania.

- Przyszedłem po mojego Pikachu! Wy złodzieje! Nawet na wakacjach kradniecie moje pokemony! - Wrzasnął. Zagotowało się we mnie. Tym razem to akurat nie my ukradliśmy to żółte utrapienie z piekła rodem.

- To coś samo do nas przylazło! - Odparowałam.

- Mhm, napewno. - Głupek nie chciał mi uwierzyć.

- Właśnie myje się w naszej wannie! - Powoli traciłam cierpliwość. Właściciel Pikachu właśnie wyplątał się ze sznurków i zamarł z moją koszulką (jakimś cudem nie zwianą przez wiatr i wiszącą spokojnie aż do teraz) w ręku.

- Co? - Zapytał wyraźnie zbity z tropu.

- Chodź zobaczyć! - Niewiele myśląc pociągnęłam go za rękę w stronę łazienki. Pikachu akurat nakładał na pyszczek warstwę mojego kremu przeciwko zmarszczkom. Kiedy staneliśmy w drzwiach, podciągnął ręcznik, którym był owinięty i zawołał radośnie:

- Pika, pika! - Rzuciłam się do kremu, wyrwałam go pokémonowi, zakręciłam i z powrotem nalepiłam naklejkę (którą szkodnik musiał zdjąć): "Krem dla wyjątkowych kobiet. (Nie musisz znać jego nazwy, James)". Schowałam go na najwyższą półkę i spojrzałam wściekła na chłopaka.

- Widzisz co zrobił twój pokemon?! Jaki tu syf! - Ash tylko uniósł brew.

- Jedyna rzecz do poprawy w tej łazience, to kropla wody na kafelkach. Założę się, że gdy ty się kąpiesz, woda rozlana jest po całym pomieszczeniu. - Po czym roześmiał się, wyszedł z łazienki z Pikachu na rękach (potworek chyba polubił mój krem, bo strasznie wyrywał się w jego stronę). Otworzył drzwi i wyszedł z pokoju mówiąc:

- Dzięki za znalezienie go! - I już go nie było. Byłam na niego tak wściekła, że sięgnęłam po stojący na stoliku telefon Jamesa, i przywaliłam mu nim. Zielonooki najpierw rozejrzał się nieprzytomnie, a potem pomasował obolałe miejsce.

- Co się stało? - Wyjęczał.

- Nic ważego Jamesie Bondzie. Łazienka wolna. - Odparłam ze śmiechem. Na wzmiankę o łaziece, James podskoczył, chwytając przy okazji ubrania i ruszył do wspomnianego pomieszczenia. Słyszałam tylko jak klnie na to, że wanna jest mokra. Spojrzałam pod łóżko, gdzie chował się Meowth. Nie było go. Wzruszyłam ramionami i usiadłam na sofie. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam przeglądać Pokebooka. Nie dane mi było jednak siedzieć w spokoju, gdyż do pokoju wparował Meowth z trzema kubkami.

- Przyniosłem rozgrzewającą herbatę z bufetu na dole! Dla wszystkich, ale tak najbardziej to dla Jamesa. Wzięłam od pokemona kubek i usadowiłam się z powrotem.

- James! Herbata! - Krzyknęłam jeszcze do przyjaciela. Ten odpowiedział zza drzwi:

- Już idę! - I rzeczywiście. Nie zdążyłam nawet wziąć łyka, gdy zielonooki wybiegł z łazienki w szarej bluzie z fioletowym napisem: "ROCKETS" oraz czarnych dresach. Szybko wziął od Meowtha herbatę i usidał koło mnie.

- Dzięki Meowth. - Mój przyjaciel uśmiechnął się do pokémona. Zaraz jednak wstał i powiedział:

- Jeszcze jednego brakuje. Poszedł do naszej sypialni i wrócił z wielkim, grubym kocem. Pod pachą niósł ulubiony film naszej trójki. Meowth krzyknął radośnie, a ja uśmiechnęłam się. James wsadził płytę do telewizora po czym przykrył siebie i nas kocem. Teraz z kolei ja poderwałam się z miejsca.

- Byłabym zapomniała! Kupiłam kilka paczek popcornu jeszcze wczoraj! - Pobiegłam do mojej torby i wyjęłam pożądany przedmiot. Wysypałam popcorn do wielkiej miski i usiadłam na kanapie z przyjaciółmi. Meowth włączył film i cała nasza trójka, pochłaniając popcorn zaczęła oglądać.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Jul 06, 2019 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Rocketshippy - Czyli Życie Zespołu R [W TRAKCIE POPRAWEK]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz