Jestem Megan Levis. Jest godzina 6:52. Przed chwilą mama wparowała mi do pokoju dając mi wykład o mojej nieodpowiedzialności, i dziecinności. Bo jak mogłam nie wstać do szkoły.
Mam 16 lat. Mieszkam w małej wiosce obok Londynu. Z powodu kłopotów w szkole byłam zmuszona ją zmienić. Nie żałuję. I tak jej nie lubiłam.
Jako ze trzeba zrobić dobre wrażenie w pierwszy dzień szkoły, ubrałam się w czarną sukienkę z prześwitami z boków. Nie miałam kompleksów. Miałam nienaganną figure, niebieskie oczy, i długie blond włosy. Mimo stereotypów o blondynkach, nie jestem przemądrzałą szmatą. Raczej staram sie być miła. Czasem mi nie wychodzi.
Zeszłam na dół, gdzie siedziała moja mama i mój rok starszy brat- Cody. Nasz ojciec dawno wyjechał i nas zostawił. Mimo to żyje nam sie bardzo dobrze.
-Cześć nieudaczniku- burknął z uśmiechem.
-Oh tak hej idioto, miły początek dnia.
Zrobiłam na szybko tosty z dżemem . Miałam pół godziny, a nic nie zrobione.-Przestał być miły od kiedy cię zobaczyłem.
-Uwierz, twoja morda też nie napawa mnie szczęściem. Wybacz, śpiesze się.
Weszłam z powrotem do pokoju. Zrobiłam małego kucyka a la Ariana Grande, oraz makijaż. Postawiłam na kreski i czerwoną matową szminke. Z nadmiarem czasu zeszłam na dół, ubrałam się i weszlam do samochodu czekając na reszte rodziny.
Po 10 minutach byłam już pod nową szkołą. Była ogromna. Pośpiesznie szłam w jej kierunku, w końcu musiałam ogarnąć jakieś papiery w sekretariacie. Przepychałam się przez porobione już ,,grupki'' na korytarzu. Koniecznie musze kogoś poznać, bo czuje sie totalnie głupio.
Byłam metr od celu, gdy drzwi sekretariatu otwarzyły sie z gwałtowną siłą. Od bliskiego spotkania z nimi dzieliło mnie parę centymentrów.
-Uważaj- powiedziałam kulturalnie, gdyz mógł to być pracownik szkoły. Lecz za drzwiami zauważyłam bruneta z moim wieku. Miał postawione włosy, koszule i dżinsy. Z kilometra czuć było że jest wkurwiony. Tylko popatrzył na mnie wrogo i odszedł.
Bez pytania weszłam do sekretariatu, posłuchałam zrzędzenia miłych Pań i poszłam do szafki. Miałam numerek 228.
Nie wiem ile się siłowałam z tą szafką, ale naprawde nie dało sie jej otworzyć. Czekałam na przystojnego chlopaka który przybędzie z odsieczą, i zostaniemy parą do końca życia. Jak w zwykłych romansach. Jednak pomyliły mi sie gatunki. Moje życie to definitywnie komedia.
Zadzwonił dzwonek. Zdenerwowałam się. W końcu mam matme, a podobno babka jest ostra. To niezłe rozpoczęcie roku. Usłyszałam szmer za sobą. Oparty o ścianę stał chłopak od drzwi. Tak go nazwijmy.
-Długo tu stoisz? -zapytałam zrezygnowana zmaganiami z szafką -Mógłbyś mi pomóc.
Brązowooki spojrzał na mnie spod ekranu telefonu.-Czekam na dostęp do mojej szafki.
Popatrzyłam na niego jak na idiotę.-W czym masz problem?
Chłopak podszedł do szafki, i sprawnym ruchem wpisał kod do, jak sie okazało, jego szafki.-Masz numer 229 blondi- uśmiechnął się jednym kącikiem ust, i odszedł.
Czy już mówiłam że moje życie to komedia?Wtargnęłam do klasy jak błyskawica.
-Dzień dobry. Przepraszam na spóźnienie.
Wzrok wszystkich był skupiony na mnie. Speszona zamknęlam drzwi, i popatrzyłam na nauczycielkę.
CZYTASZ
Your hugs are my favorite.
Teen Fiction-W czymś mogę pomóc? -powiedziałam ze spokojem, nie zważając na tłum gapiów z tyłu. Mam coś na plecach? -Udzielam korków z biologii zaawansowanej, tylko praktyka. Jesteś chętna? Mówiąc to uśmiechnął się jednym kącikiem ust. Minęła chwilą zanim zro...