ROZDZIAŁ #8

2.8K 222 48
                                    

Dzień zaczął się jak zwykle. Od 6 budzików w odstępie 10 minut od siebie. Z tą różnicą że dzisiaj jest wyjątkowy dzień. Koniec roku szkolnego, którego ja nienawidziłam. Długie, nudne przemówienia naprawdę nie są powodem do szczęścia.

Postawiłam na prostotę, bo jestem dość prostym i logicznym człowiekiem. Nie no. Nie oszukujmy się. Po prostu mi się nie chciało.

Ubrałam się w zwykłą czarną sukienkę przeplataną grubym paskiem i kremowe szpilki. Do tego zrobiłam makijaż taki jak codziennie.
Jedyne nad czym się postarałam to włosy. Po popryskaniu ich odżywką w sprayu, potraktowałam je prostownica. Starałam się nie ominąć żadnego kosmyka, czego skutkiem była ładna, błyszcząca tafla włosów.

Zadowolona z siebie wyszłam z domu. Uważając na DRZWI. Nigdy nic nie wiadomo.

Weszłam do czarnego BMW mojej mamy, zastanawiając się, dlaczego ja nadal nie mam auta. Ah. Tak. Wiem. Bo pieniądze wolę przeznaczać na jedzenie.

Gdy mój spóźniony brat wreszcie wszedł do samochodu, mama przekręciła kluczyk. Nic. Drugi raz. Nic. Jeszcze parę razy. Nadal nic.

-Cholera - krzyknęła, rzucając kluczami na półkę obok skrzyni biegów - Nie chce mi odpalić. Chińskie gówno.

-Ale BMW jest niemieckie - powiedział Cody. Kopnęłam go w nogę. Oboje wiemy że z mamą w takim stanie nie można zaczynać.

-Jeszcze lepiej! - po tych słowach wyszła trzaskając drzwiami i wyjęła telefon. Zaczęła dzwonić do różnych osób, lecz przy czwartym połączeniu nieco się zniecierpliwiłam.

-Nie wiem jak ty, ale ja tu nie zamierzam siedzieć. Idę na piechotę, może zdążę na rozdanie świadectw. - otworzyłam drzwi do auta, lecz ten idiota pociągnął mnie z powrotem.

-Zadzwonię po kolegę.
Przytaknęłam mu i zarzuciłam nogę na nogę. Tak naprawdę nie uśmiechało mi się chodzenie 8 kilometrów w sukience i szpilkach.
To jak Hobbit w prawdziwym życiu.
Gdy dokładniej przeanalizowałam na co się pisze, nagle się wyprostowałam.

-Jakiego kolegę? - zapytałam trochę za głośno, gdy brat wrócił do samochodu po rozmowie telefonicznej. Chłopak troszkę dziwnie się na mnie popatrzył, lecz po chwili raczył mi odpowiedzieć.
-Lucasa.

Poczułam ulgę. Owszem, nadal omijałam go jak ognia. Zaczęłam się nawet podejrzewać że jestem introwertykiem. Bo to trochę przerażające. Ciągle się chowam i go omijam. Nawet nie zastanawiałam się jak ja wyglądam w jego oczach. Ale sobie wyobrażam.

Jeśli miałabym wam to zilustrować, to myślę że jest dupkiem. Dowiedziałam się o tym bezpośrednio przy sytuacji z podsłuchiwaniem męskiego kibla. Do dzisiaj mam to ciągle w uszach. I tym właśnie się różnimy. Dla mnie pocałunek jest (a raczej bedzie) czymś niezwykłym. Wylaniem uczuć na konkretną osobę. Nie wiem dlaczego myślę o tym akurat na poczekaniu na Lucasa, ale lubię rozmyślać rzeczy.

Gdy przed naszym domem stanęło czerwone stare auto niewiadomej marki pokarciłam się w duchu za tak długie rozmyślania. W tym czasie mogłam popisac z przyjaciółką. Lub zrobić coś pożytecznego.

Wyjechaliśmy o godzinie 8:46. Byłam szczęśliwa że chociaż w ten dzień się nie spóźnię. Na edzienniku mam już 9 spóźnien, a w szkole jestem miesiąc. Tak, przepisałam się do szkoły na ostatni miesiąc. To wszystko jest pogmatwane.

Wysiedlismy wszyscy z auta i dość wolnym krokiem zmierzaliśmy w stronę szkoły. A raczej ja szłam 3 metry za nimi, ponieważ zachowywali się jakby coś brali. Śmiali się z ptaków na drzewach, z krzywej płytki na chodniku, czy rozrzuconych śmieci. Zastanawiam się tylko, kiedy oni dorosną.

Your hugs are my favorite. Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz