ROZDZIAŁ XXI

2 0 0
                                    

Jak się okazało od następnego dnia po naszej "wycieczce" moi rodzice dostali wolne na czas święta dziękczynienia. Więc już od niedzieli byli w domu. Zdziwiłam się, ponieważ zawsze mieli maksymalnie dwa dni urlopu a teraz będą aż tydzień.

Oczywiście, jak przypuszczałam moi rodzice nie mieli problemu z tym, by na kolację mógł przyjść Andrew. Wręcz przeciwnie, chcieli go poznać i to bardzo. Zwłaszcza tata. Przez dwa następne dni musiałam jeszcze iść do szkoły i wolne mieliśmy dopiero od środy, czyli dzień przed Dniem Dziękczynienia, który jak zawsze wypada w czwarty czwartek listopada.

Razem z mamą i Lily rządziłyśmy w kuchni by przygotować wspaniałe dania. Nasza gosposia również została zaproszona ale ona musiała wyjechać do innego miasta, by spotkać się ze swoją rodziną. Mimo tego podziękowała nam bardzo i zaoferowała pomoc podczas przygotowań.

Tata zajął się wystrojem ogrodu oraz posprzątał kilka rzeczy na zewnątrz budynku. W międzyczasie podczas przygotowań, moja mama skontaktowała się ze swoją mamą, czyli moją babcią. Mieszka ona w Bakersfield i uznała, że skoro obchodzimy w tym roku ten dzień w L.A. odwiedzi nas i prosiła, by tata po nią przyjechał. Ucieszyłam się, ponieważ babci nie widziałam strasznie długo. Jednak byłam pewna że będzie wypytywać o Andrew a nie chcę, by brunet czuł się nieswojo i skrępowanie. Przygotowałyśmy wiele dań, gdy Lily musiała nas opuścić. Rodzice oczywiście zapłacili jej więcej za chęć i pomoc w przygotowaniach, co bardzo ucieszyło dziewczynę. Gdy wstawiałyśmy z mamą do piekarnika ciasto do mieszkania wszedł tato, niosąc walizkę babci.

- Tylko uważaj, bo mam tam mnóstwo ważnych rzeczy. Nie chcesz chyba, żeby coś przez Twoją nie uwagę się rozwaliło, hm? - usłyszałam zachrypnięty głos starszej kobiety. Zaśmiałam się, ponieważ babcia zawsze karciła uwagami mojego tatę.

- Babcia! - wykrzyknęłam i rzuciłam się w objęcia kobiety.

- Oh Sophie! Moja kochana mała Sophie! - rzekła ściskając mnie tak, że prawie zabrakło mi tchu.

- Już nie taka mała, mamo. Witaj. - rzekła moja rodzicielka całując kobietę.

Babcia jak zwykle dostojna i elegancko ubrana. Od kiedy pamiętam taka była. Zadbana i gustowna.

- No tak, przecież niedługo będziesz miała siedemnaste urodziny, prawda? - rzekła ponownie mnie obejmując.

- Tak, prawda. 14 grudnia.

Zaprowadziłam babcię go pokoju gościnnego i pokazałam co gdzie się znajduje. My natomiast z mamą zajęłyśmy się dalszymi przygotowaniami. Mama kończyła dania w kuchni a ja zaczęłam ustawiać zastawę na dużym stole w salonie. Nakryłam go czerwonym obrusem i zaczęłam stawiać talerze, licząc przy okazji ilość osób. Ja, mama, tata, babcia, Andrew. 5 osób. Ustawiłam po jednej stronie stołu dwa krzesła, kolejne dwa na przeciwko a jedno z boku. I tak szła mi dekoracja stołu.

Przynosiłam gotowe już dania i stawiałam je między naczyniami. A dań tych było dosyć sporo na tak małą ilość osób... Muffiny kukurydziane, słodkie ziemniaki, zupa z dyni, bananowy pudding, ciasto marchewkowe, szarlotka, smażona brukselka z chorizo, no i oczywiście pieczony indyk nadziewany, podany z sosem żurawinowym, który jeszcze się piekł. Wszystko tak pięknie pachniało i wyglądało. Już nie mogłam się doczekać początku kolacji.

Gdy wszystko zostało ustawione dodałam kilka dekoracji w postaci świeczek czy małych dyni. Całość ślicznie wyglądało i wszystko mieniło się w kolorach złota, brązu i czerwieni. Nadszedł czas by ubrać się i zając się wyglądem. Podczas gdy kręciłam swoje włosy, dostałam sms. Od razu weszłam w wiadomości i go odczytałam.

Od: Andrew

Treść: Krawat czy mucha?

Uśmiechnęłam się pod nosem. Chłopak tak bardzo się starał, aż nawet za bardzo. Szybko odpisałam mu na wiadomość.

Don't be afraid to loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz