ROZDZIAŁ XII

15 1 1
                                    

- Maddie!? - wołałam przyjaciółkę lecz nie słyszałam żadnej odpowiedzi.

- Na pewno nic jej nie jest. - rzekł Andrew. Zdziwiłam się, że przyszedł na moją imprezę i że teraz mi pomaga.

- Oby. Maddie?! Gdzie jesteś!? - krzyczałam i rozglądałam się na wszystkie strony.

- Tam ktoś jest. - rzekł brunet i pokazał mi palcem miejsce, w którym można było ostrzec jakiś ciemny kształt. Pędem ruszyłam w tamtą stronę.

- Maddie? Maddie, kochana. Co się stało? - rzekłam klęcząc obok dziewczyny.

- Chyba się napiła.

- Jezu, co za szczęście, że Cię znalazłam. Nic Ci nie jest? Dasz radę wstać.

- Tak. - powiedziała i zaczęła się śmiać. 

Była pijana ale dała radę utrzymać się na nogach z pomocą moją i Andrew.

- Pomożesz mi ją odprowadzić do domu? - zapytałam chłopaka i ściągnęłam dziewczynie szpilki z nóg, które nie pomagały jej w koordynacji.

- A mam inne wyjście? - zapytał.

- No tak. Możesz mnie zostawić tu samą i z Maddie a Ty wrócisz do swojego domu. - odpowiedziałam łapiąc dziewczynę pod ramię i prowadząc w kierunku mojego domu.

- No mógłbym, ale wolę zostać. Tu jest o wiele śmieszniej. Napita koleżanka to rozbrajający widok, tak samo jak dwóch kolesi, którzy biją się o dziewczynę a ona żadnego z nich nie chce. - powiedział śmiejąc się.
- Skąd wiesz, że żadnego z nich nie chcę? - dopytywałam.

- Kto się pobił o moją piękną Sophie? - burknęła pod nosem Madeleine.

- Widać. - kontynuował chłopak nie zwracając uwagi na słowa dziewczyny. 

Nie odezwałam się przez jakiś czas.

- Cholera, Maddie. Jaka Ty ciężka. - powiedziałam w końcu.

- Nie wyglądasz na taką, która trzymała by z takimi osobami. - rzekł Andrew.

- A Ty za to jesteś dzisiaj rozgadany bardziej niż kiedykolwiek.

- No wiesz, chciałbym... A zresztą, nieważne. - powiedział.

- Wiesz, nie wiem czemu, ale mam przeczucie, że kryjesz w sobie jakąś tajemnicę. - powiedziałam bez zastanowienia.
To była chyba najdłuższa wymiana zdań, jaka między nami zaszła. Byliśmy już pod moim domem.

- No i jesteśmy.

- Mam nadzieję, że jak wejdę do domu to nic już się nie wydarzy. Mam dość na dziś. - posadziliśmy Madeleine na kanapie, ale ona od razu zjechała na bok. 

Spała, po prostu spała. Postawiłam jej buty obok łóżka i przykryłam ją kocem. Usłyszałam ciche śmiechy i rozmowy. Zerknęłam do kuchni a tam przy blacie siedział Luke i Agnes, którzy ze sobą rozmawiali i dowcipkowali. Luke i Agnes?! Nie wierzę, czyżby ich coś do siebie ciągnęło? Przecież to dwa różne światy. Luke, przystojny łobuz, Agnes nieśmiała ślicznotka. O rany, ciężko mi w to uwierzyć.

- No to... ja będę leciał. - rzekł Andrew.
Obróciłam się w jego stronę i podeszłam bliżej posyłając chłopakowi najsłodszy uśmiech na jaki było mnie stać. Polubiłam go i to nawet bardzo.

- Dziękuję. Dziękuję, że przyszedłeś i że pomogłeś mi w znalezieniu Maddie. - powiedziałam.

- Jasne, ale to ostatnie co dla Ciebie zrobiłem. - rzekł nagle.

- Co? - zapytałam nie rozumiejąc co ma na myśli.

- Sophie, ja wiem. Ty czekasz na coś więcej z mojej strony i chcesz, żebym Cię polubił ale proszę... Nie licz na to. Nie znasz mnie i nie będziesz chciała... Po prostu nie chcę Cię skrzywdzić.

Don't be afraid to loveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz