Ciemność

1K 84 3
                                    


Ciemność.

Zawsze uważał, gdzieś w ciemności, głęboko na dnie swojego zmarzniętego serca, że czegoś mu brakowało. Nie chodzi oczywiście o jakąś cechę fizyczną bądź mentalną, nie. Nie chodziło również o siłę, bo w tamtym miejscu, jeśli było się całkiem samemu, nawet siła była bezużyteczna, a jedyne, co pozostawało w walce o przetrwanie w ciemnej, bezokiennej, zamkniętej celi najpilniej strzeżonej placówki do przetrzymywania ludzi, jeńców, złoczyńców, bandytów, shinobi, normalnych ludzi, to jasne, siła, ale siła umysłu, umiejętności strategicznego myślenia i planowania, aby za żadne skarby nie wpaść w kłopoty, nie nawinąć się jednej czy drugiej grupie, nie zginąć przez popchnięcie dorosłego mężczyzny na ceglastą ścianę, bo właśnie tak mu się zachciało.
Wrzucony do tej klatki dawno temu, nim jeszcze zaczął pojmować, co się dzieje wokół, nie rozumiał tej potrzeby, która była kontrą dla ciemności. Zakorzeniła się gdzieś głęboko, daleko w środku niego, gdzieś w jego umyśle i nękała go za każdym wyjściem na wybieg, skąd mógł zobaczyć w górze dziwne zjawisko, jakby skłębione myśli, szare, granatowe, ciemne, jasne, o różnych kształtach, długościach, gęstościach, lecz również o różnych nazwach, które słyszał po raz pierwszy.
- Jak się nazywa to coś? - zdobył się raz na odwagę i odezwał nieznajomymi mu dźwiękami (swoim dawno, dawno nieużywanym i niemal nieznanym głosem) do wieloletniego strażnika, nigdy nie spuszczającego z niego wzroku i nie odstępującego go na krok, od momentu jego przybycia do tego piekła. Wysoki mężczyzna w standardowym mundurze, jaki posiadali wszyscy strażnicy, zamrugał kilkukrotnie swoim czarnym okiem (drugie miał zakryte granatowym materiałem) i spojrzał za nim w górę. Przekrzywił głowę.
- Chmury. - Taką odpowiedź dostał od strażnika, jak zawsze małomównego, lakonicznego, jak zawsze również znudzonego, aczkolwiek cierpliwego. Nie złościł się nigdy za dziwne pytania, nie dociekał także, dlaczego pyta się o takie rzeczy; może go rozumiał? Może wiedział, spędzając z nim każdą chwilę od momentu, w którym zaczął pojmować wszystko, skąd potrzeba wiedzy, skąd ten głód i pustka?
Nie wiedział, odpowiedziałby.

Ciemność.

Zawsze to puste uczucie pojawiało się w momencie, gdy wychodził na zewnątrz. Patrzył wtedy na nowo poznane chmury, próbując doszukać się w nich choćby skrawka błękitnego sklepienia, o którym kiedyś powiedział mu strażnik. Nigdy nie widział takiego zjawiska. Nigdy nie widział też tego - jak to było? - słońca, o. Wiedział, skąd się bierze światło (właśnie ze słońca), ale tak naprawdę nigdy nie widział go na własne oczy. Wszystko w tamtym miejscu było wiecznie zakryte grubą powłoką ciemnoszarych, kłębiastych, wielkich chmur. Nigdy też nie miał okazji zobaczyć świecących punktów na nocnym już niebie bądź tego drugiego, nocnego słońca. Już ich nazwy dawno pozapominał - wleciały one jednym uchem, drugim wyleciały, bo nie wiedział nawet, jak wyglądały, to co dopiero zapamiętać ich nazwę? Skądże. W ich miejsce w jego pamięci wleciały obrazy nowych więźniów, pierwszy raz ujrzanych na wybiegu, obraz ich spalonych ciał, kiedy próbowali zaatakować głównego strażnika, przechadzającego się wokół nich, obraz dziwnych, czerwonych więzów, pasków, jakoby tatuaży na ciałach wszystkich.
Gdy wieczorem podniósł ubranie, widział te paski także u siebie. Były... dziwne. Gdy ich dotknął, jego ciało przeszył gorąc i ból, dlatego też nigdy więcej, sam z siebie, nie dotykał tych znaków.

Ciemność.

To uczucie już nie było aż takie.... Nieznane. Począwszy od kolejnych momentów swojego życia - strażnik wyjawił mu, że ma wkrótce dziesięć lat - zaczął odczuwać coraz więcej i więcej. Wszystko to było niezidentyfikowane, dziwne, nieznajome, ale także ciekawe, interesujące, zatem począł pytać o to jedyną osobę, z którą mógł zamienić chociażby kilka słów, aż stało się to swoiste.
- Jak... jak to jest, że czuję się inaczej? - I znowu chrapliwym, trochę piskliwym głosem odezwał się do jednookiego mężczyzny. Ten, patrząc na niego z jakimś błyskiem w oku, położył dłoń na jego głowie. Dziesięciolatek, zaskoczony ciepłem dłoni i uczuciem dotyku, odskoczył jak oparzony, nim tatuaże na jego ciele zaczęły niemiłosiernie piec, szczypać, drapać, rozsadzać od środka. Zmieszany i nie spodziewający się takiego obrotu wydarzeń strażnik tylko szybko wziął swoją rękę i odsunął od krat.
- To, co najpierw czułeś to zaskoczenie. Potem, strach, a następnie ból. - Chłopiec spojrzał na strażnika, ledwie podnosząc głowę z podłogi. - Emocje, uczucia. Są one naturalne dla nas i naszego ciała, reakcje, bodźce; bo jesteśmy ludźmi i tacy się urodziliśmy. Istnieją również te pozytywne emocje, ale... nie tutaj. Może kiedyś.
Było to wszystko nie do pojęcia dla młodego chłopaka.

Ciemność, ale tym razem i dziwne uczucia.

W momencie, w którym goła, szorstka i poraniona stopa chłopaka natrafiła na chłód posadzki na zewnątrz, nareszcie zrozumiał. Było mu zimno, dlatego był niezadowolony. Miał ranę na nodze, dlatego bolała, ale zimno koiło to szczypanie, dlatego neutralnie postawił stopę na kafelkach. Zrozumiał w końcu, że to wszystko opiera się na odczuwaniu, zmysłach, emocjach, uczuciach, doświadczeniach, wiedzy i rozumie. Zrozumiał w końcu, że ten brak czegoś, to pustka, bo tak naprawdę nie miał nikogo - tylko małomównego strażnika. Zrozumiał w końcu, że to odwiecznie zakorzenione w nim pragnienie to pragnienie wolności.
Bo to, co teraz miał, to klatka. Uwięziony był we własnym ciele, we własnej krwi, we własnych kościach. Ciało, to klatka kości i krwi. Ciało to jego ograniczenie. On był spragniony wiedzy, wolności i bliskości. On chciał wreszcie czuć coś, co nie tylko było zimnem, chłodem, pustką, melancholią, smutkiem, złością, spokojem i od nowa. Chciał wreszcie zacząć żyć.

Chciał, by pustka zniknęła; zaczerpnął zatem świeżego powietrza i, obrywając od dorosłych współwięźniów, runął na ziemię, najpierw uderzając głową. A miał uważać na nich przecież - strażnik wyszedł dosłownie na słowo z głównym strażnikiem.

Musiał poczekać, tak sobie pomyślał. Jeszcze trochę, nim będzie mógł zobaczyć słońce i doświadczyć błękitu rzekomo pięknego, słonecznego nieba. Jeszcze trochę.

Ale teraz została mu tylko ciemność.

Ciemna krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz