Ciemna wędrówka

456 55 18
                                    

Pierwsze zderzenie z tamtym światem było oczywiście czymś nowym i zaskakującym. Nie było ekstremalnej Suszy ani bardzo mokrej Wilgoci tylko podczas dwóch dni. Nie było ciągłych chmur, zakrywających widok na resztę tak wielkiego i niewidzialnego dla nich Wszechświata. Nie było także wirów, nie było burz i piorunów, nie było cyklonów - ale za to był śnieg. Nieskończoność białych płatków, kryształków, każdy inny, każdy biały, każdy zimny, każdy... niezwykły. Niezwykły w swej prostocie.

Przecież to były tylko zamrożone krople Deszczu, nieprawdaż? Właśnie, że nie.

Każdy z tych płatków miał dla niego inne, bardzo symboliczne znaczenie; bowiem jak tylko zdjęto z niego pozornie wiecznie wypalony na ciele znak, tę ognistą pieczęć, która męczyła go w każdym śnie i nocnej marze, jak tylko opuścił po raz pierwszy w życiu mury tego przeklętego miejsca i wyszedł na niepewny grunt ścieżki prowadzącej do wielkiej bramy, z nieba posypał się Śnieg, znany mu z długich opowieści strażnika na dziedzińcu o chmurach, wielkich kłębiastych. On nie wierzył, że to był zwykły przypadek.

Nie każdemu zdarzało się, że wychodził z najpilniej strzeżonego, najbrutalniejszego pod względem metod uspokajania skazańców więzienia. Przynajmniej tak mu się zdawało.

Choć takich przypadków było zdecydowanie więcej. Zabrawszy ze sobą wszystkie swoje notatki o Naturze, ze strażnikiem ruszyli w drogę, ponoć długą i niebezpieczną, jeśli się nie było naprawdę dokładnie uważnym. Do zagospodarowania mieli jedynie starą, spróchniałą a na dodatek dziurawą łódź, dwa liche wiosła i więcej niż miesiąc drogi na piechotę tempem kupców. Nie umiał przecież on skakać, pojawiać się i znikać czy biegać jak Opiekun. Nie był ninją - ale trenował ze strażnikiem. Dołączał się do niego, gdy robił pompki, biegał wokół dziedzińca bądź na korytarzu przed jego celą (umiejscowiona była na samej górze Więzienia Krwi, na ostatnim piętrze, które kiedyś zarezerwowane było dla największych złoczyńców; ale on nic nie zrobił, więc ta zasada musiała się zmienić dawno temu, prawda?).

Prawda?

Wyruszyli w drogę... właściwie nie wiedział, kiedy. Inaczej: do Wilgoci zostało 83 dni, ale nie umiał powiedzieć nic więcej; miesiąc? dzień? rok? Nic z tych rzeczy. Opiekun mówił, żeby się zbytnio tym nie przejmował, że nabierze wprawy po miesiącu na zewnątrz. Potem to będzie bardziej niż naturalne, w jego głowie pojawiać się będą daty, czasy i lata, ale on sam nie był pewien.

Jego strażnik zaskoczony był ogólnym rozwojem tej sytuacji. Tak, jakby nie przypuszczał, że kiedykolwiek zdoła wyjść stamtąd. Nie, żeby go to dziwiło; on sam nie wiedział, czy faktycznie kiedykolwiek pozna świat (ten nie taki nieznany jak przedtem) poza murami. Ta decyzja była niespodziewana - ale skąd w ogóle się wzięła? Strażnik był bardzo skąpy w słowach na ten temat. Zawsze, gdy pytał się go o powód jego wyjścia, mężczyzna kręcił głową, mówiąc, że ktoś z wyższych sfer pociągnął za kilka sznurków i go znalazł.
Lecz po co ktoś miałby go szukać? Po co wyciągać z tego miejsca, które nigdy w życiu nie nazwałby domem? I nie chodzi tu o to, że nie chciał wyjść - To było jego marzenie...! - tylko o samą informację. Stał się...obiektem zainteresowania? ...dziwnym przypadkiem? ...czymś istotnym?

Strażnik był skąpy w słowach.

A ich wędrówka była kontynuowana: długie kilometry dreptania, by utrzymać tempo, żmudne, ciężkie noce spędzone na oglądaniu nocnych konstelacji na nieboskłonie, zmienny humor Pogody, która co rusz wzywała do siebie kogoś innego; a to Wilgoć, a to Suszę, toteż Deszcz, Śnieg, Wiatr, Chłód, Gorąc i całą, dziwną resztę tej ich wspólnoty, całości. To wszystko było tak nagłą zmianą, że przytłaczało go miejscami - parł jednak do przodu, zdeterminowany, by poznawać to, czego nie doświadczył przez pierwsze dziesięć lat swojego życia (aczkolwiek jednostka lat wciąż owiana była tajemnicą. Tam Czas nie gnał, nigdzie się nie śpieszył, zmieniał ze swoim humorem).

W dwa tygodnie dotarli do granicy z Krajem Ognia, o którym pamiętał z historii o działaniu wiatrów Suszy. Ponownie zadziało się też coś dziwnego; w momencie przekraczania granicy zawiał silny, chłodny, suchy Wiatr. Pośrodku lasu.

To nie było normalne, zwykłe. Tym bardziej potwierdzało tylko jego poczucie, że wokół niego dzieją się dziwne rzeczy - wszystko począwszy od dziwnego uczucia, które zrodziło się w nim w miejsce wiecznej pustki, bezsensu egzystencji, aż zaczęło się rozWIJAĆ I W KOŃCU COŚ DAŁO M - nawet sam strażnik, zaskoczony, wziął go na barana i ulotnił się z tamtego miejsca najszybciej, na ile pozwalały mu jego możliwości (a pozwalały na naprawdę wiele, nawet z chłopcem na plecach).

Pierwszego dnia od wkroczenia do tego Kraju rozbili oni obóz na niewielkiej polanie. Strażnik mówił, że nie byli daleko od swojego celu, a najgorszą część wędrówki [Kusagakure] mieli dawno za sobą. On mrugnął raz i drugi, po czym spojrzał wprost na Płomienie, skrzące się ognisko, tak boleśnie przypominające mu o zdjętej pieczęci- odruchowo podrapał się po piersi -symbolu jego zniewolenia we własnym ciele, gdy przebywał t a m. Ze zastanowieniem zerknął na Opiekuna.

- Słyszałem kiedyś, że ludzie... mają imiona - wydukał zachrypiałym głosem (nigdy często go nie używał), obserwując mowę ciała mężczyzny.

- Prawda. Moje imię to Kakashi - odpowiedział Strażnik-Kakashi, spoglądając jednym okiem na swojego odwiecznego podopiecznego. Chłopiec nagle się poruszył.

- Znasz... znasz moje? - zapytał z nadzieją w głosie, pochylając się ku niemu. Kakashi przekrzywił głowę i uśmiechnął się lekko. Jakże mógłby zapomnieć? Nie śmiałby chyba, splamiłby wtedy imię swojego przybranego ojca przecież.

- Tak. Masz na imię Naruto.

Naruto.

W jego sercu zagościł nagle spokój, dziwna, niezrozumiała ulga. Naruto miał imię. Opiekun miał imię. Ba, Kraj Ognia miał nazwę!

Wreszcie poczuł, że gdzieś należy. Jest ważny dla kogoś. Nie jest tylko i wyłącznie bezimiennym człowiekiem, egzystującym nikt nie wie, dlaczego. Miał imię. Miał przynależność. Miał godność.

Miał wreszcie sens.

~~~~~~~

Patrzcie, jak was rozpieszczam. Zostawcie po sobie chociaż kropkę w komentarzu, jeśli wam się nie chce niczego pisać, serio. Kropkę.

Buziaki i trzymajcie się!

Megan

Ciemna krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz