Ciemna tajemnica

440 41 12
                                    

Czas leciał bardzo wolno, sączył się przez otwarte okno, mijał białe zasłony przy nim wiszące i wtaczał się i domowił niczym leniwy, przeciągający się senny kot. Wszystko było na swoim miejscu, spokojne, nie spieszące się, przyjemne i cieszące się z chwili wolnego (dosłownie i w przenośni).

Przestał liczyć, ile razy staruszek siedzący przy drewnianym, zawalonym papierami biurku przepraszał go- właściwie dlaczego go przepraszał? Dlaczego mówił do niego z oczami pełnymi takiego... żalu. Żalu? A może to było coś innego? Coś, co jeszcze nie zdążył rozszyfrować? Dopiero dane mu było to poznać, za wiele poza murami nie widział.

Nie wiedział, w każdym razie i mógł jedynie się domyślać, co staruszek przekazywał swoimi brązowymi oczami, mową duszy, mową ciała. Lekko zgarbiony, wydawał się być bardzo stary: stary i zmęczony, a na dodatek niezbyt z siebie zadowolony. Tęczówki jego, nieco wyblakłe i przepełnione krwią dawno w boju przelaną, wytrąconą, wsiąkniętą w wieczność czarnej ziemi, przemykały nad nagromadzonym wycieńczeniem pod oczami, skanując znajdującą się przed nimi czarną ścianę liter i liczb; co jakiś czas zmieniały położenie, zerkając na małego blondyna siedzącego na czerwonej kanapie. Starzec wymieniał z nim okazjonalne spojrzenia, gdy nie zajmował się dokumentami, bowiem czujne, bystre oczy obserwowały go w każdym calu, wierciły i błyskały z czymś sprzecznym, sobie nieznanym.

Naruto był obrazem i symbolem jego fatalnej, największej porażki.

Jego starość w tamtym momencie dała się mu we znaki i to bardzo konkretnie. Staruszek nigdy nie był osobą arogancką, raczej starał się pokojowo rozwiązywać konflikty, jednakże w następstwie ataku na wioskę spoczął zbyt szybko, a chaos mącący mu w głowie i zapewniający, że wszystko zostało opanowane był jedną z przyczyn tego otóż błędu.

Gdyby tylko wiedział, ach. Gdyby tylko pomyślał o tym, co za tajemnicę skrywa prośba, błaganie, misja powierzona młodemu wtedy Hatake... Lecz nigdy nie sprawdził. W aktach widniała adnotacja o długoterminowym zadaniu zatwierdzonym przez Czwartego Hokage. Nigdy w życiu nie powiedziałby, że istnieje jakiś związek między Więzieniem, a Hatake. Młodego blondyna uratował z tamtego miejsca tylko i wyłącznie przez zwykły przypadek i przeczucie, któremu dziękował i padał przed nim na kolana w akcie wdzięczności. Kto by przypuszczał, co może kryć się za tymi murami? Ten... sekret. Starzec bał się scenariusza, w którym nie wyciągał dziecka stamtąd.

Oczy jego zatliły ponownie, aby zakończyć swoje rozmyślania na sylwetce walczącego ze snem chłopca. Blady blondyn trzymał się kurczowo czerwonego oparcia kanapy, nogi położył wzdłuż swojego ciała, a wzrok przeniósł na jeden punkt na białej ścianie biura; obraz jednego z poprzednich władców Wioski Ukrytego Liścia. Mięśnie jego były spięte, gotowe do natychmiastowej akcji, przygotowane na najgorsze; powieki, natomiast, desperacko walczyły ze wszechogarniającym zmęczeniem i tocząca się w biurze sennością.

Był on na nieznanym mu dotąd terytorium, przecież. Normalnym mogłoby się wydawać, że nie będzie pragnąć snu i rozluźnienia, w czasie którego jest najbardziej bezbronny. Jego umysł, zmysł przetrwania podpowiadał cicho, iż jeśli zaśnie, to znowu znajdzie się tam. Gdzie nigdy więcej nie chciał wrócić.

(Bo to było ciemne miejsce, ciemne. Żadna z jego nowo poznanych emocji nie kiełkowała w nim i rozwijała się mocniej niż też ciągły strach, poczucie beznadziei i pustki, NIEBEZPIECZEŃSTWA, KTOŚ SIĘ ZBLIŻA SŁYCHAĆ WRZASK A POTEM SWĄD I CISZA).

Mężczyzna za biurkiem poderwał się z krzesła i tym samym zaalarmował wystraszonego chłopaka, który gwałtownie odwrócił głowę i odskoczył jak oparzony na koniec kanapy. Oparcie w tamym miejscu było wgniecione.

Starzec w szatach koloru bieli i czerwieni znalazł się na wysokości blondyna, w celu pokazania mu, odruchowo, iż nie jest zagrożeniem. Chłopak wyglądał, jak dzikie zwierzę na skraju paniki, wzrok jego przemykał niczym cień po murach olbrzymich fortyfikacji i więzienia. Hokage następnie zajął miejsce obok blondyna i spokojnie położył dłoń na jego ramieniu.

A on ponownie to poczuł; tę... więź. To połączenie z tym mężczyzną, panem pełnym żalu, władcą całej wioski. Nigdy w życiu nie potrafiłby wytłumaczyć, jak to się działo i z czym to było związane. On był związany. Oni go nawoływali. Czuł w nich duchy swoich przodków, połączenie z czymś o wiele potężniejszym niż Wilgoć czy Susza, o wiele potężniejszym niż Front i Wiatr, o wiele starszym niż Słońce...

Jak tylko pomarszczona dłoń znalazła się na jego skórze, nie wytrzymał. Nie mógł dłużej tłamsić w sobie tych wibracji duszy; rzucił się na Starca i oplótł go ramionami, zamknął w uścisku tak mocnym, jak jego sekrety. Tak mocnym, jak odczuwane przez niego emocje, dawno temu zamknięte pod kluczem, pod pieczęcią zrobioną z najżywszego ognia piekieł, służącego diabłu istniejącego na ziemi, wiążącego dusze do przyziemnych spraw i skazującego na wieczne potępienie Ziemi i Nieba, Suszy i Wilgoci, Życia i Śmierci.

To było nadnaturalne. Musiał dowiedzieć się, co Natura pragnie mu przekazać.

Rozpętała się Burza.

***

O, Wilgoci, przyjaciółko moja, przyjdź i ześlij swoją łaskę na tę suchą ziemię.

***

Jasność. Ten kontrast podobał się chłopakowi, gdy patrzył z olbrzymim zainteresowaniem, jak ludzie pod oknem samego Cienia Ognia zbierali swoją własność, rozkładali stoiska i z lekkim uśmiechem przygotowywali się na kolejny dzień. Kruchość nie istniała w ich umyśle, nie obejmowała ich każdego dnia w dobie pracy i próby przetrwania, próby wyżywienia rodziny i poprawienia dnia innym ludziom. Takie sprawy wydawały się im błahe, jak narazie.

Myślenie o tym nie należało do nich.

Dzień dopiero wstawał, lecz Naruto od jakiegoś czasu stał za firanką, obserwując wschód słońca, piękne, niebieskie niebo i to, co aktualnie było centrum jego uwagi: ludzie. Żyjące istoty, dążące do niemal samozagłady. Czy zawsze tacy byli?

Więź mu podpowiada, że nie. Wszystko przyszło z Czasem, ich percepcja się zmieniła w taki sposób, że nie dążą do przetrwania gatunku; zeszło to na drugi plan. Pogoń. Władza. Szara masa. Indywidualiści. Rozwój.

Wszystko to było dziwnie niepojęte, a jednocześnie takie niepokojące. Nie dawało mu to spokoju. Czy nikt nie zatrzymywał się czasem, by posłuchać, jak mówią drzewa? Czy nikt nigdy nie wybierał się, aby pocieszyć wodę, która gotowa jest na zanieczyszczenie i los okrutny? Czy nikt nigdy nie dbał o to, co świat sam w sobie budował dla wszystkich od wielu miliardów lat?

Dlaczego?

Odpowiedź była tak blisko, a tak daleko; on przecież też był człowiekiem. Był taki, jak oni. Potrzebował tych samych rzeczy do życia, co oni. Oddychał tym samym powietrzem, co oni. Tak samo chodził. Tak samo mrugał. Tak samo się poruszał.

Ale coś go od nich wszystkich różniło. Nie czuł dobrze. Nie znał pojęcia emocje aż do niedawna, bo jedyne, co wypełniało go i jego ciemne dni to pustka. Jedyne, co słyszał, to cisza. Jedyne, co krzyczał, to bezgłośnie wołanie zaginionej duszy. Więź wyszeptała swoje przeprosiny w głębi jego umysłu, lecz nie zwrócił na nie większej uwagi. Nie umiała do niego dotrzeć i przedrzeć się przez grube mury Więzienia, ale teraz jest przy nim, bo on jest tam, gdzie być powinien.

A jednak teraz, gdy patrzył na ludzi przechadzających się po powoli zapełniającej się ulicy, Słońce wydawało się być... wyblakłe. Przysłonione czymś, czego nie dało się określić.

Drzwi do biura się otworzyły i wkroczył lekkim krokiem Staruszek. Przywdział dzisiaj te same szaty, ale inny uśmiech.

— Witaj, Naruto-kun. Wyspałeś się?

Słońce wydawało się gasnąć.

Ciemna krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz