Ciemna poufałość

435 53 14
                                    

Na-ru-to.

Próbował swoje imię kilkukrotnie, poruszał małymi, spierzchniętymi ustami, jakby ćwiczył wymawianie go, usiłował poznać, nim ponownie je wymówi. Strażnik wysłał klony na zwiady, a sam poszedł po świeżą wodę - widocznie miał ograniczone zaufanie do siebie, skoro klonom nie ufał aż tak.

Było to dziwne uczucie, dziwne. Dziwne słowo, nieznajome, dotąd nie do pomyślenia, że jego... dziwnie mu teraz pasowało. Dziwnie.

Ale był rad.

Tamto miejsce, choć nigdy nie zostanie wymazane z jego pamięci przez te wszystkie blizny na jego umyśle i ciele, zsunęło się na drugi plan, a blisko mu było do trzeciego - im bliżej do ich celu wędrówki, tym słabło. Neutralne uczucia zagościły w ostoi jego ciała, pozytywne wlewały błysk do jego oczu, a negatywnych... wręcz nie było! Tylko gdy Wilgoć czasem nawiedzała ich strony, to powracały. A, na całe wielkie szczęście, robiła to rzadko. Ten suchy teren nieczęsto dawał się okupować przez Nią i za to kochał te gęste, zielone lasy. Wszystko inne zbyt mocno przypominało mu dawne miejsce jego pobytu.

Ale im więcej długich dni mijało, tym więcej myśli pojawiało się w jego głowie. Właściwie... to dlaczego tam się znajdował? Czemu, ukryty za wielkimi, surowymi murami, nie znał nawet swojej godności? W jakim celu ktoś z wyższych sfer pociągnął za te przysłowiowe sznurki i wydostał go stamtąd właśnie teraz, w tym najciemniejszym czasie?

Tak wiele pytań, pozostających niezmiennie bez odpowiedzi, a tak mało czasu.

Gdy jego strażnik- Kakashi, skarcił się ostro w myślach -wrócił, nic nie rzekł, tylko przypatrywał mu się, gdy odstawiał menażki wypełnione po brzegi wodą na bok. Jounin westchnął i, opierając ręce na biodrach, przeciągnął się (towarzyszyło temu strzykanie kości, w momencie wyciągnięcia się. Chłopiec zmarszczył brwi i odwrócił szybko głowę. Znowu myślami był tam, znowu łamali kolejnym osobom KOŚCI, BO IM SIĘ NIE SPODOBALI, ZNOWU KOLEJNA OSOBA LEŻY ZE S K R Ę C O N Y M kArKiEM, A KOLEJNA JUŻ WE KRWI...!

- Naruto? - Drgnął wyraźnie. Pokręcił energicznie głową, by do końca otrząsnąć się z rzeki wspomnień, które myślał, że odeszły na bok.

Cóż, większym zaskoczeniem był dźwięk jego imienia wypowiadanego przez mężczyznę. Zwrócił się tak do niego dopiero po raz drugi, choć teraz złapał w tym słowie więcej emocji, niż ostatnio.

- Naruto. Ja. Tak? - dopytał, chcąc się upewnić, tak na 100%, bo przez chwilę myślał, że wymyślił sobie tę całą eskapadę i nigdy w życiu nie wyszedł z tej klatki. Przez krótką chwilę myślał, że traci rozum, normalność, zmysły. Przez krótką chwilę - wystarczająco dla niego długą.

Strażnik uniósł brwi i przechylił głowę, tak jak układały się jego szare włosy. Nie był aż tak zdziwiony, zdarzało mu się odpływać i to gorzej, acz byli teraz na zewnątrz i takie coś nie powinno mieć miejsca.

Będzie musiał to skonsultować z Inoichim tak czy siak.

- Czujesz się dobrze?

Dopiero godziny potem Hatake zdał sobie sprawę, że pytanie to było tak okropnie głupie i nieprzemyślane, gdy Naruto nie odezwał się do niego ani słowem aż do końca ich wędrówki.

Chciał gorzko zapłakać, ale nie potrafił.

Ich destynacja była tuż-tuż. Od dwóch godzin szli po wydeptanej, suchej szosie, a drzewa powoli się przerzedzały. Dziesięć minut temu zobaczyli Górę Hokage - na co chłopiec wytrzeszczył oczy, widząc po raz pierwszy coś tak potężnego, wysokiego, jasnego i bijącego z dobrą energią od czasów wież Więzienia. Wielkie podobizny wyryte w skale spoglądały na niego jakby gniewnie, z autorytetem, ale on się nie bał - po tym, co zobaczył TAM, to nie dziwota (blizny zostają i nie znikną nigdy) - czuł za to dziwne połączenie, więź, jakby znał ich wszystkich. Jakby dostał od nich zadanie, ekstremalnie ważne i niezwykłe. Jakby...to oni byli...

Mury pojawiły się jako następne. Wysokie i białe były miłą odmianą od szarych, lecz jeszcze wyższych murów Więzienia. Czerwona brama witała ich razem z niesamowicie zdziwionymi wartownikami [Kakashi-san, czy to ty?!] [Mówili, że zaginąłeś! Mówili, że odszedłeś na północ i już nigdy nie wrócisz!] [Hokage! Niech ktoś pobiegnie po Hokage!] oraz lekkim Wiaterkiem, ciągle towarzyszącym im od czasu wejścia na ścieżkę.

Ludzie. Naruto się ich bał (za wiele złego w nich widział, za wiele).

Schował się przeto za Kakashim, który po chwili wziął go na barana, czując jak wystraszony jest młody. Nie pomagał fakt, że trząsł się bardzo mocno.

- Odpowiedzi potem.

I przekroczyli Wielką Bramę, granicę nowego rozdziału w życiu ich obojga.

A wtedy wiatr się wzmógł i porwał Naruto w górę, w swoje objęcia, skąd mógł zobaczyć cel podróży i miejsce powstania wszystkich nurtujących go pytań i sekretów.

Przysięgał na bogów, Więzienie przy tym było jak on pośród więźniów.

Jak mrówka.

Wkrótce zaczął powoli opadać, ale nim roztrzaskał się o twardą ziemię, Strażnik go złapał i ninja-technikami przetransportował przed prawdopodobnie najwyższy i największy budynek w całym tym miejscu, znajdujący się dokładnie pod Górą Hokage. Weszli oni do środka nie normalnie, przez nie aż takie wielkie drzwi, ale przez okno - dziwniej chyba nie dało rady.

Pokój był jak... gabinet w swoim rodzaju. Jedyny, jaki Naruto kiedykolwiek widział, to gabinet dyrektora zarządzającego Więzieniem - Mui codziennie wychodził na powitanie nowych więźniów, a co słyszał na pierwszym dziedzińcu zdecydowanie nie było okrzykami radości, a raczej rozpaczy - i udało mu się to tylko dlatego, że rozpętało się piekło jednego dnia w stołówce i wszyscy tam przebywający, wszyscy bez wyjątku zostali spaleni. Wtedy pięciolatek miał szczęście, że został w celi dłużej, gdyż w ten sposób uniknął niechybnej śmierci, wyroku Dyrektora. Gabinety nie były jednak podobne.

Tutaj na środku kolistego pomieszczenia stało długie, drewniane biurko, na którym znajdowały się trzy stosy papierów. Po przeciwnej stronie pokoju były cztery półki ze zwojami i książkami, a pomiędzy nimi - portrety nieznanych chłopakowi mężczyzn. Oprócz tego nieokupowana przez nikogo kanapa kusiła wyglądem, a krzesła przy stoliku zachęcały do zajęcia miejsca.

- Więc to prawda... - W tym momencie Naruto zorientował się, że przy biurku ktoś siedzi. Mężczyzna był stary - och, jakże stary! Mui nie dorównywał mu do pięt - resztkę siwych włosów wetkniętych miał pod biało-czerwony kapelusz, nos długi, a twarz jego okalały zmarszczki. W ustach miał długą fajkę, z której leciał dym.

Najbardziej intrygujące były jego oczy - małe, czarne, wyrażające zaskoczenie, zdumienie i radość. Połączenie to było dziwne, ale chłopiec czuł w sercu, że musi mu zaufać - to Ogień, tak mu podpowiada. Jest ciepły i bezpieczny. Ufaj mu.

Więc to zrobił. Podszedł do starca i przytulił go tak, jakby znał go od wielu, wielu stuleci. Wrażenie nie chciało odejść, gdy Hokage wypowiadał kilkukrotnie jego imię.

Bo... znał go?

~~~
Doceniam nawet kropki, pamiętajcie.

Ciemna krewOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz