- 12 -

206 20 6
                                    

Rankiem budzi ją głód. Bezszelestnie podnosi się i rozgląda po okolicy. Nie zauważa niczego podejrzanego, dlatego sięga po plecak i go rozpina. Ze środka wyciąga paczkę krakersów, od razu bierze się do jedzenia. Po chwili wahania postanawia zjeść drugą paczkę suszonych owoców i popija to wodą. W myślach tworzy listę rzeczy do zrobienia na dzisiejszy dzień.

Po pierwsze: odnaleźć Chestera.

Po drugie: znaleźć jakaś kryjówkę, gdzie oboje będą bezpieczni.

Po trzecie: nazbierać trochę owoców leśnych.

Po czwarte, ale nie mniej ważne: nie dać się zabić.

Upewnia się że nikogo nie ma w pobliżu i wychodzi ze swojej kryjówki. Wraca do strumyka, żeby napełnić butelkę, którą częściowo opróżniła. Nie może przewidzieć, kiedy będzie miała kolejną okazję na odnalezienie źródła wody. Cicho zaczyna iść w stronę, z której wczoraj wydobył się ryk zwierząt. Nie może iść w przeciwną, ponieważ dojdzie skąd przyszła, a nie o to chodzi. Musi znaleźć Chestera.

Ostrożnie stawia nogi zachowując pełną czujność. Jeżeli zmiechy nadal są na wolności to będzie musiała bardzo szybko reagować. Po drodze zatrzymuje się dwa razy przy krzewach jagód i malin. Zawija je w skarpety i chowa do plecaka. Utrzymuje równy rytm przemieszczania się, żeby za bardzo się nie męczyć. Szuka jakichkolwiek oznak po człowieku. W końcu napotyka na zgaszone ognisko. Rozgląda się natychmiast wokół. Nikogo nie ma. Dopiero po chwili zauważa kałużę krwi niedaleko stosiku przypalonego drewna. Nieświadomie zaciąga się powietrzem, które zatrzymuje na chwilę w płucach. Po otrząśnięciu się z szoku zaczyna rozglądać się po okolicy w poszukiwaniu czegoś przydatnego, ale niczego nie zauważa. Z pewnością zawodowcy znaleźli to miejsce szybciej od niej, może nawet zabili tego, kto rozpalił ognisko.

Rusza w dalsza wędrówkę, Po jakiś dwóch godzinach wchodzi do strefy, gdzie drzewa robią się znacznie potężniejsze. Z jednej strony to dobrze, bo łatwiej schować się za pniem. Ale jeżeli okaże się, że ta strefa także się rusza to już po niej.

Clarisse wychodzi zza drzewa, które znajduje się na szczycie wzgórza pod które przed chwilą wchodziła i zamiera w miejscu. Szybko przykłada sobie obie dłonie do ust, żeby nie wydobyć nawet najmniejszego dźwięku. Mało brakuje, a zraniłaby się nożem. Czuje nieprzyjemny ucisk w gardle. Robi jej się słabo, dlatego opiera się o pobliski konar drzewa. Głos w jej głowie krzyczy na nią, że powinna wynosić się stąd jak najdalej, ale nie potrafi się ruszyć. W jej oczach pojawiają się łzy, gdy patrzy jak trzy ogromne wilki rozszarpują trybuta.

Rozbrzmiewa wystrzał z armaty, który wybudza dziewczynkę z transu. Cofa się o krok przez cały czas patrząc na zmieszańce, a pod ciężarem jej stopy łamie się gałązka. Zmutowane zwierzęta natychmiast odwracają łby w stronę nowej ofiary. Ręce Clarisse opadają wzdłuż ciała, usta pozostają delikatnie otwarte, a w oczach widać wyłącznie strach. Cofa się powoli, gdy wilki zaczynają stawiać kroki ku niej warcząc groźnie. Z jej gardła wydobywa się krzyk, gdy traci grunt pod nogami i zaczyna się turlać po wzgórzu. Czuje jak jej skóra jest raniona o wystające korzenie i drobne gałęzie krzewów. Gdzieś dalej do uszu dobiegają ją ciężkie oddechy drapieżników.

Umrę. Zginę przez kły zmutowanych wilków, rozpacza w duchu nadal turlając się w dół.

W końcu zatrzymuje się i potrzebuje tylko paru sekund, żeby wstać i zacząć uciekać. Biegnie znowu kulejąc, ale ból nie jest teraz najważniejszy. Przez adrenalinę nawet go nie czuje. Pole widzenia rozmazuje jej się przez łzy. Odbija się o jakieś młode drzewo, ale nie zaprzestaje biegu. Słyszy zwierzęta tuż za sobą. Nie da rady im uciec. Są za szybkie.

ISKRA NADZIEI: Nadzieja silniejsza niż strachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz