- 7 -

259 21 0
                                    

Clarisse ciężko dyszy szamotając się na łóżku. Nagle zrywa się do pozycji siedzącej całkowicie wybudzona. Jej oddech jest przyśpieszony, a serce bije jak oszalałe. Ociera dłońmi spoconą twarz. Nie przespała więcej niż cztery godziny przez przerażające koszmary. Jest pewna, że w nocy strasznie krzyczała, ale nikt jej nie usłyszał. Inaczej z pewnością ktoś by się zjawił. Jak nie Chester to chociaż obsługa. Jest tego pewna, przez co zaczyna podejrzewać, że ściany w jakiś niezrozumiały dla niej sposób nie przepuszczają dźwięków.

Patrzy przez wielkie okno i widzi, że dzisiejsza pogoda nie jest zbyt obiecująca. Ale ona i tak nie wystawi nosa poza mury budynku. Boli ją głowa oraz prawe przedramię, którym musiała o coś uderzyć podczas snu.

Powoli wychodzi z łóżka, kiedy jej oddech staje się normalny. Od razu kieruje się do łazienki. Bierze orzeźwiający prysznic wmawiając sobie, że nic nie grozi Magde ani Cassowi. Wdycha pomarańczowy zapach piany, którą po chwili spłukuje. Myje zęby i ze zdziwieniem patrzy na swoje odbicie w lustrze. Cienie pod oczami są bardzo widoczne, tak samo jak blada twarz.

Odświeżona, wysuszona i ubrana w bordowy kombinezon z bawełny wychodzi ze swojego pokoju. Haymitch nie wyznaczał dokładnej godziny, na którą wszyscy mają się stawić na śniadanie.

Kieruje się do jadalni mając nadzieję, że znajdzie tam coś do jedzenia. Nie myli się. Stół jest zastawiony różnymi daniami, ale ona nie ma ochoty na żadną z wymyślnych potraw. Pyta się młodego mężczyzny czy może się sama obsłużyć, potakuje głową. Dziewczynka uśmiecha się do niego przyjaźnie i widzi jak jego kąciki ust delikatnie się unoszą. Nic więcej do niego nie mówi, bojąc się, że może mieć przez nią jakieś problemy. Siada. Na jej talerzu lądują grube plastry ananasa, którego próbowała wczoraj, dwie bułki z brzoskwiniowym dżemem i dojrzały banan. Na jej prośbę pojawia się wysoka szklanka z sokiem pomarańczowym. Próbuje delektować się jedzeniem, ale w jej głowie od razu pojawiają się obrazy głodujących ludzi z Dwunastego Dystryktu.

Zastanawia się co robi państwo Stokes. Z pewnością już dawno są na nogach i po śniadaniu. Magde jest w małej aptece lub zbiera potrzebne zioła z niewielkiego ogrodu pani Everdeen. Cass mógłby być na Ćwieku, żeby coś wymienić. Nawet nie chce myśleć jak bardzo musi im być jej żal. W oczach niemal całego dystryktu jest kruchą dziewczynką, która zawsze próbowała rozweselić osoby wokół siebie. Praktycznie każdy z mieszkańców wie, że straciła rodziców jakiś czas temu. Dlatego podziwiają ją za ta siłę, za pozytywne nastawienie.

Zjawiają się Chester, Effie i Haymitch, którzy życzą jej dobrego dnia, co odwzajemnia, i napełniają swoje talerze. Nagle filiżanka z gorącą czekoladą zostaje postawiona tuż obok jej talerza przez co patrzy zdziwionym wzrokiem na młoda kobietę. Ta jednak szybko się oddala na swoje stałe miejsce przy jednej ze ścian.

- Zauważyłem, że ci zasmakowała - uśmiecha się do niej Haymitch. Jest inny od tych, które widziała. Ten wydaje się bardziej...szczery? Tak, chyba o to chodzi.

Clarisse dziękuje cicho i upija łyk pysznego napoju. Effie zauważa wzrok jakim mężczyzna patrzy na dziewczynkę, ale postanawia się nie odzywać. Jednak wie, że jest w nim coś innego. Wydaje jej się, że od wydarzenia z pociągu jest nieco inny. Mniej pijany, bardziej skupiony.

Dziewczynka z trudem przełyka ostatni kęs śniadania, ponieważ właśnie w tej chwili przypomina sobie obrazy z nocnego koszmaru. Swój strach próbuje zamaskować piciem soku, ale i tak jedna osoba go zauważa.

- Dobra, do rzeczy - Haymitch odkłada sztuce, po tym jak zjadł co najmniej trzy porcje jednej z potraw. - Szkolenie. Zawsze są trzy dni na wspólne szkolenie. Ostatniego dnia odbędą się pokazy indywidualne, ale o tym później Jeśli chcenie mogę was szkolić osobno. Decydujecie teraz.

ISKRA NADZIEI: Nadzieja silniejsza niż strachOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz