Rozdział 1.6 - Azalia indyjska

255 38 3
                                    

Azalia indyjska*

Nie wiem, ile u niego przesiedziałem. Jego mieszkanie różniło się kompletnie od mojego. Mojego i Jagody. Było naprawdę przytulne. Zazdrościłem mu tego. Zazdrościłem mu tylu rzeczy!

*

Spotykałem się z Erwinem prawie codziennie. Nie zawsze kupowałem u niego kwiaty. Mężczyzna poinstruował mnie, co powinienem robić, by stały dłużej w wazonie. Ach, właśnie! Kupiłem wazon. Prawdziwy, szklany, z wyżłobionymi ozdobami. Trudno mi powiedzieć, co tak właściwie na nim było, ale naprawdę mi się podobał. Tym razem był pusty. Nie kupiłem ostatnio żadnych kwiatów, zacząłem się źle czuć. Wziąłem urlop na trzy dni. Chyba musiałem odpocząć. W tym czasie ani razu nie spotkałem Jagody, choć jej rzeczy nadal tu były. Dzwoniłem do niej kilka razy, ale nigdy nie odbierała.

Chciałem wyjaśnić tą sytuację.

Dowiedzieć się,

Wszystkiego.

Chciałem powiedzieć:

Wyjdź i zabierz swoje rzeczy.

Chciałem, żeby,

To wszystko okazało się snem.

Ale moją rzeczywistością był Erwin.

I jego piękne kwiaty.

*

Pewnego dnia wszystko się zmieniło. Leżałem na kanapie. Ostatnio często tu przebywałem. Nie chciałem siedzieć w sypialni.

Pachniała Jagodą.

Przypominała Jagodę.

Kochałem ją nadal.

Jak mógłbym jej nie kochać?

I leżąc tak na tej kanapie. Usłyszałem przekręcanie klucza w zamku.

Przyszła.

Ciekawe po co?

Zabrać rzeczy?

Pożegnać się?

Myślałem, że już to zrobiliśmy.

Stukot szpilek. Pewnie tych beżowych. Lubiła je. W przeciwieństwie do mnie. Była w nich ode mnie wyższa. Pewnie dlatego były jej ulubionymi. Zawsze lubiła być ponad innymi.

Kładzie torbę na szafce, a obok niej klucze.

Pójdzie do naszego pokoju i zabierze rzeczy?

Czy może przyszła porozmawiać?

Prychnąłem.

Dlaczego nadal mam nadzieję, że mnie kocha?

Że wróci?

Cisza.

Weszła do salonu.

Patrzy na mnie, a ja na nią. Milczymy. Nie mam jej nic do powiedzenia. Zaraz jednak się odzywa:

— Atanazy — używa mojego pełnego imienia. Nie znoszę go, a ona dobrze o tym wie. — przepraszam.

Tego się nie spodziewałem. Mam ochotę krzyczeć. I rzucić czymś o ścianę. Nic nie robię. Tylko siedzę i patrzę się w nią.

Bez emocji.

Kiedy odeszła,

Zabrała je wszystkie ze sobą.

— Przepraszam za wszystko, Atanazy. Nie mam nikogo. Ta obrączka — waha się, ale tylko na chwilę — dostałam ją na urodziny od babci. To pamiątka rodzinna. Nie mam nikogo innego. Kocham tylko Ciebie. Dla mnie istniejesz tylko ty, kochanie. Przepraszam, że tak długo mnie nie było. W pracy... dużo się dzieje. Musiałam zostawać długo... Przepraszam, że nie odbierałam, nie zawsze mogłam. Tu chodzi o życie innych osób, rozumiesz — Jagoda była lekarzem chirurgiem.

Pokiwałem głową. Nie uśmiechnąłem się. Nie wiem, czy tego chciałem. I prawdopodobnie będę tego żałować, ale...

— Wiem, skarbie. Ja też Cię kocham.

Chyba tylko na to czekała, bo za chwilę pochyliła się w moją stronę, przytulając się do mnie. Nie odwzajemniłem uścisku. Siedziałem, pozwalając się obejmować.

A w naszym mieszkaniu unosił się zapach azalii indyjskiej, stojącej w kącie salonu.

---

* Azalia Indyjska — błędna decyzja.

---

Mówiłam, że nie pozbędziemy się tak szybko Jagody :')
Nie mam pojęcia, kiedy wstawię następny rozdział, bo:
1. Nie mam dostępu do laptopa;
2. Wyjeżdżam;
3. Nie mam napisanych rozdziałów do przodu.
Także widzimy się... kiedyś.

Trzymajcie się i jeśli ktokolwiek czyta Goździki to niech da znać :)

Goździki | boyxboyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz