3

206 24 1
                                    


Życie w szpitalu psychiatrycznym nie jest takie złe, na jakie się wydaje. Popadasz w lekką rutynę, ale chyba najbardziej lubię w tym wszystkim to, że czas zatrzymał się dla nas wszystkich. Na naszym oddziale nie ma zegarów, nie wiemy która jest godzina. Nasz oddział to nasz mały świat, liczymy się tylko my. Minęło kilka dni, a ja zaprzyjaźniłam się z Emmą, Benem, bo uwielbiam słuchać, kiedy i w jaki sposób mówi o Bogu, z Rydel, bo daje mi pozytywną energię, ale najbardziej bliska stała się mi Sally. Kocham to, że jesteśmy jak dwie bratnie dusze. Kocham to, jak bardzo dobrze się dogadujemy i jak ironiczne jesteśmy w swoim stylu bycia. Wiem też, że inni mówią na nas "ironic twins", co cholernie mi się podoba. Court nazwała nas "pierdolone suki", ale muszę przyznać, że to przezwisko też jest niezłe. 

Jest już 12:55 a ja czekam pod gabinetem Doktora Deszczyka. Dziś terepia indywidualna, a ja nie wiem, czego się spodziewać. Sally żartowała, żebym nie patrzyła mu w oczy, bo mnie zamrozi, ale nie podoba mi się ta opcja. Po chwili drzwi przede mną otwierają się i stoi w nich uśmiechnięty i, cholera, szalenie przystojny Doktorek Deszczyk. 

- Zapraszam do mojego gabinetu - powiedział, popijając kawę. 

Posłusznie weszłam i siadłam na kanapie. Jego pokój był naprawdę przyjazny i myślę, że to najlepsze pomieszczenie w tym budynku. 

Spojrzał mi w oczy, CHOLERA!, i westchnął.

- Twoja odpowiedź była najbardziej inteligentną odpowiedzią, jaką usłyszałem w tamtym dniu - usiadł obok mnie. 

- Dziękuję. Jeśli mam być szczera, myślałam, że usłyszę coś równie inteligentnego od pana, ale pan jedynie siedział i wytypował osoby. Zawiodłam się, Doktorku Deszczyku. 

Zaśmiał się szczerym śmiechem. Dobrze się przy nim czułam.

- Dlaczego boisz się samotności? Myślisz, że może brak rodziców to spowodował?

- Nie wiem, to pan tu jest lekarzem.

Znów się zaśmiał.

- Jak wyglądało twoje życie towarzyskie w szkole, w klasie... ogólnie. Miałaś kogoś? 

- Miałam grupkę przyjaciół. Siedmioro nas było, w tym ja i taka Cassie, razem w klasie. Resztę stanowili starsi znajomi z  poza szkoły. W szkole... nie było najgorzej. Miałam z kim pogadać. 

- A chłopak? 

- Był. Potem już nie.

- Dlaczego? - wydawał się naprawdę zainteresowany.

- To nie było to.

- Zrobił coś, czego nie powinien?

- Nie rozumiem, do czego pan zmierza.

- Czy zrobił coś wbrew tobie.

- Tak... to znaczy nie. 

Nie powiem mu. Nie teraz.

- Nie pasowaliśmy do siebie. Inne charaktery, zainteresowania.

- Teraz nie masz nikogo?

- A pan?

Uśmiechnął się i zmienił położenie rąk. 

- Lubisz odpowiadać pytaniem na pytanie? - zaśmiał się.

- To moja ulubiona czynność, zdecydowanie. 

- A jak twoje kontakty z dziadkami? - zmienił temat.

- Kocham ich. Oni kochają mnie. Tylko boję się, że...

- Dokończ, proszę.

- Że niedługo ich stracę. Nie są już młodzi - wzdrygam się. - Kiedy tak myślę, boję się, opuszczenia, nie samotności. Nie chce ich tracić - czułam, jak po moim policzku spływają łzy. Najpierw jedna, potem druga...

- Wszystko jest kwestią interpretacji. Będzie dobrze, Hope. Obiecuję - dotknął mojej dłoni i przysięgam, że jeszcze nigdy nie poczułam tak przyjemnej iskry między mną  a kimś innym. 

To w jaki sposób wypowiedział moje imię było piękne, i w pewien sposób wyjątkowe. 



Dziękuję za przeczytanie kolejnej części moich wypocin. Dużo to dla mnie znaczy. Proszę o gwiazdki i oczywiście otwarta jestem na wszystkie rady. Piszcie, co mogłabym poprawić :) 


Dlaczego jestem w psychiatryku?Where stories live. Discover now