11

110 11 6
                                    

Po tym, co wyznał mi Matthew siedzieliśmy razem jeszcze długo, co chwilę oglądając się za siebie, czy przypadkiem nikt na nas nie patrzy. To co robimy jest zabronione. Nie powinniśmy tego robić, a on nie powinien zakochiwać się w kimś takim, jak ja. To zbyt niebezpieczne.

Mimo to nie mogę przestać na niego patrzeć. Uwielbiam spostrzegać w jego twarzy te wszystkie rzeczy, których nigdy nie potrafiłam znaleźć w chłopakach, którzy mi się podobali. Historie jego życia można było wyczytać z rys jego twarzy. Ale czy nie przesadził? Czy na pewno się we mnie zakochał?

Kiedy słońce zaczęło zachodzić znalazłam Emmę i Sally w lodziarni przy brzegu. Widok był olśniewający. Zachowywałam się tak, jakby Sally nie chorowała na anoreksję i kupiłam jej loda z podwójną polewą. Ta jedynie zaśmiała się cicho, rzuciła pod nosem jakieś przekleństwo, krzyknęła "pieprzyć to gówno" i radosna zjadła całego loda. Siedziałyśmy tak, gawędziłyśmy i opowiadałyśmy sobie sytuacje, które nam się przydarzyły. Mimo wszystko Emma wydawała się kompletnie nieobecna. Co było nie tak?

Około 20:00 wróciliśmy do szpitala. Starałam nie dawać po sobie poznać, jak czuję się w obecności Matthew, ale nie było łatwo. Nawet przez ten jego cholerny uśmiech i wzrok, który ciągle na mnie zawieszał. Po kolacji leżałam już wykąpana w łóżku i czytałam książkę.

- Skarbie, jak wy słodko ze sobą wyglądacie - powiedziała Sally i zrobiła słodkie oczka. - Serio. To miłe widzieć cię tak szczęśliwą.

Uśmiechnęłam się.

- Martwi mnie jedynie to, że nie ma to przyszłości - wydusiłam. W końcu.

- Teraz o tym myślisz?

Wzięła głęboki wdech i usiadła na moim łóżku.

- Ja wiem, że z moich ust może zabrzmieć to dziwnie, ale... Nie zaprzątaj sobie głowy tym teraz. Ciesz się, że teraz jesteście razem, a potem... czas pokaże. Ale mam dobre przeczucia - uśmiechnęła się.

- Dziękuję. Jestem z ciebie dumna, że zjadłaś.

- Pieprzyć  to. Będzie lepiej, tak myślę.

Przytuliłam ją, nie mogłam się powstrzymać. Mimo wszystko czułam, że ma w sobie więcej siły. Nawet jej uścisk był mocniejszy, niż wcześniej.

- Hej, jest już 23:00. Gdzie jest, do cholery, Emma?

- Faktycznie jej nie ma - Sally zrobiła zaniepokojoną minę. - Cholera...

- Co?

- Dziś jest data śmierci jej mamy.

- Jej mama nie żyje? Dlaczego nic o tym nie wiem?

- Emma też mi o tym nie powiedziała. Rok temu podsłuchałam pielęgniarki.

Chwila ciszy. Czas na zastanowienie.

- Wiem! Chodź ze mną - pociągnęła mnie za rękę.

Rozglądałyśmy się, aby nikt, kto ma dyżur nas nie zobaczył. Zakradłyśmy się do pokoju pielęgniarek i (ha!) akurat Matthew tam był.

Bez zastanowienia tam weszłam, a Sally została na zewnątrz. Był zdecydowanie zdziwiony moją obecnością.

- Błagam cię, musisz mi pomóc...

- Co się dzieje? - wstał, obejmując mnie.

- Emmy nie ma w pokoju. Dziś rocznica śmierci jej mamy. Kiedyś ona i Sally chodziły w pewne miejsce w piwnicy. Podobno Emma chodzi tam, gdy coś ją gryzie. Sprawdziłbyś, czy jest tutaj klucz do piwnicy?

Ze zmartwioną miną odwrócił się i zaczął szukać klucza.

- Nie ma. Nie ma tu tego klucza.

We trójkę zeszliśmy na dół w poszukiwaniu Emmy. Było tam niesamowicie dużo pomieszczeń, więc postanowiliśmy się rozdzielić.

Wchodząc do jednego z pomieszczeń poczułam niesamowity odór. Znalazłam włącznik światła, ale kiedy już pomieszczenie zawitała światłość, zaczęłam tego żałować.

Blade, sine ciało wisiało metr nad ziemną, zawieszone na starej, ale silnej linie. Szyja, mojej niegdyś przyjaciółki nabrała fioletowo - czarnego odcienia. Buzie miała otwartą, a oczy patrzyły gdzieś w dal. W miejsce, którego nie potrafiłam zlokalizować. Może to nicość?

Emma nie żyje.


Ha! W końcu coś napisałam! Jak się podoba?

Dlaczego jestem w psychiatryku?Where stories live. Discover now