Cisza. Cisza dźwięczała mu w uszach. Była nieznośna i niebywale drażniąca. Bez ruchu wpatrywał się w gładką biel sufitu, jakby czekając na tę prawdziwą, łaskawą i zbawienną ciszę. Na kojący i uśmierzający bóle bezgłos.
Tak bardzo chciał cofnąć się kilka dni wstecz, żeby jeszcze raz rozegrać nocną rozmowę z Hekate. Żeby nie zobaczyć przerażenia w jej oczach. Być może, żeby zatrzymać ją dłużej przy sobie. Chciał być przy niej, jakby to właśnie ona była kojącą ciszą, której tak pragnął. Zapamiętał jej delikatne zmieszanie od razu, gdy weszła do jego pokoju. Mógłby przysiąc, że zarumieniła się, lecz ciemność nowojorskiej nocy nie pozwoliła mu dokładnie ujrzeć jej twarzy. Tylko błękitne oczy błyszczały uważnie. Czy gdyby mógł cofnąć się w czasie, powstrzymałby się od wyznania prawdy o Buckym? O sobie i Barnesie?
Westchnął cicho, przekręcając się na bok. Przyglądał się migoczącym za oknem światłom i własnemu pokojowi. Ostatnimi czasy noce były dla niego czasem głębokich rozmyśleń. Nad swoim losem, nad Hekate, nad światem i tym wszystkim, co jeszcze go czeka. Kapitan Ameryka miał być wzorem do naśladowania. Miał być honorowym patriotą, który wybawił naród ze zdradzieckich rąk wrogów. W rzeczywistości był zagubionym Stevenem Rogersem, sierotą z Brooklynu, który mimo swojej niezaprzeczalnie chwalebnej reputacji, nie może poradzić sobie z własnym życiem. Okazał się życiowym nieudacznikiem, choć przez lata został wykreowany na bohatera. Czy istniała jeszcze szansa na pokazanie światu prawdziwej twarzy, prawdziwych uczuć i prawdziwych słabości? Obawiał się, że nie. Ludzie nie potrzebowali zagubionych ofiar losu, tylko silnych przywódców. Idoli.
Przelatujące przez umysł myśli sprawiały mu ból. Rzeczywiste cierpienie, połączone ze świadomością upadku własnej osoby. Jednak było coś, co ratowało go przed zupełnym szaleństwem. Coś, a raczej ktoś, kto kilka dni wcześniej przyszedł do niego w nocy i ze strachem zapytał o jego dawnego przyjaciela. Rogers nie był pewien, czy kobieta rzeczywiście się martwiła, czy była to tylko gra, mająca na celu uśpienie jego uwagi. Już od dawna czuł się zahipnotyzowany przez nienaturalnie niebieskie oczy, ale wciąż wierzył, że Hekate w rzeczywistości była dobra. Że wcale nie chciała go oszukać. Może po prostu uczepił się przypadkowej osoby i stworzył jej idealną wizję, żeby tylko nie zwariować. Może to wszystko to były miraże, w które zaplątał się jak w sieć.
Musiał wstać i wyjść z tego ciasnego pokoju. Musiał wyswobodzić się z bolesnych rozmyśleń i uwolnić swój umysł z eleganckich czterech ścian w Stark Tower. Potrzebował więcej przestrzeni.
Przechodził długimi, mrocznymi korytarzami budynku. Delikatna poświata wschodzącego słońca nie zdążyła jeszcze przedrzeć się do wnętrza, by choć trochę rozjaśnić ciemności. Ciszę przerywały tylko odgłosy stawianych przez niego kroków. Słyszał swój oddech i bicie swojego serca, jakby ciało dawało mu znaki, jak bardzo pragnie wyrwać się z tej klatki. Skręcił w najbliższym rozwidleniu, a jego oczom ukazał się przestronny salon, który o tej porze wcale nie wyglądał tak zjawiskowo.
Steven zatrzymał się jednak, wstrzymując oddech. Delikatne, subtelne dźwięki zakłóciły jego wędrówkę. Dźwięki, których zdecydowanie nie powinien słyszeć o tej porze. Zmarszczył brwi i nerwowo przełknął ślinę. Gotowy do działania przemknął w głąb pomieszczenia. I on potrafił zachowywać się jak duch. Przestało to być jedynie domeną Natashy. Wyjrzał zza ściany, wbijając wzrok w sam środek pomieszczenia.
Ogromne okna wpuszczały do środka nikłe światło, lecz wystarczające, by ujrzeć zarysy postaci siedzącej za eleganckim, czarnym fortepianem. Szczupłe, długie palce z gracją poruszały się po klawiszach instrumentu. Rogers z ukrycia wodził wzrokiem po chudych ramionach, okrytych szalem, niedbale przyklepanych włosach i lekko rozchylonych ustach. Chciał ujawnić się, podejść do niej, usiąść obok, dotknąć ciepłej, pokrytej bliznami skóry. Z daleka wydawała się taka delikatna. Zupełnie inna niż ta, którą zobaczył po raz pierwszy kilka miesięcy wcześniej. Inna od tej, która bez wahania zabiłaby go.
CZYTASZ
Oto człowiek | Kapitan Ameryka
FanficCiemności własnego umysłu bywają zgubne. Jak daleko jesteśmy w stanie się podsunąć, by odkryć własne, głęboko skrywane oblicze? Hekate to imię tajemnicy. To imię niedostępnych i zaszyfrowanych sekretów oraz zamazanych wspomnień. Przedarcie się prze...