Bucky Barnes wydawał się zupełnie obojętny. W swojej swobodnej postawie i znudzonym spojrzeniu sprawiał wrażenie zupełnie nie przejmować zaistniałą sytuacją. Oparł się o najbliższy wyjściu blat i bez cienia emocji przyglądał się stojącej naprzeciw kobiecie. Może rzeczywiście był nad wyraz spokojny, albo maskowanie emocji na dobre weszło mu w krew.
Hekate stała kilka kroków przed nim, pocierając lekko ramiona dłońmi, jakby było jej zimno. Uważnie obserwowała twarz mężczyzny, starając się tym samym wyprzeć z pamięci obraz jego pogardliwego spojrzenia, gdy spotkali się po raz pierwszy. Rzeczywiście wyglądał inaczej niż wtedy. Obecnie prezentował się raczej przeciętnie: zdecydowanie za długie, przetłuszczone włosy wymykały się z czegoś, co z założenia miało być koczkiem, lecz bardziej przypominało gniazdo. Wymizerniał znacząco, co pewnie było zasługą braku regularnych ćwiczeń. Szara, wypłowiała bluza z podwiniętymi do łokci rękawami wisiała dość luźno, zakładając się w wyraźne fałdy. Jednak metal jego protezy wciąż błyszczał ostrzegawczo, jakby przypominając, jak niebezpieczny jest Barnes.
— Poznajcie się — powiedział Steven, uważnie ich obserwując.
— Wydaje mi się, że to niepotrzebne skoro i tak już się znamy — powiedziała cicho Hekate, nie spuszczając wzroku z Bucky'ego.
— W takim razie poznajcie się od nowa — stwierdził Kapitan, wzruszając lekko ramionami. — Bucky, to jest Hekate. Hekate, to jest Bucky, ściągnęliśmy go tu, żeby ci pomógł.
Steve wyraźnie oczekiwał, że spojrzą na siebie na czysto, bez jakichkolwiek wcześniejszych urazów. Hekate jednak nie sądziła, że może to się udać.
Pokiwała głową, lecz nie odważyła się podać mu ręki. Całe szczęście on również nie wpadł na taki pomysł. Zamiast tego na powrót wbili w siebie spojrzenia.
— Zostawię was samych — powiedział Rogers, odsuwając się nieco. — Proszę, nie pozabijajcie się.
Po tych słowach ruszył ku wyjściu, a Hekate odsunęła się o krok w tył. Dla własnego komfortu psychicznego chciała znajdować sie jak najdalej Barnesa.
— Pamiętasz mnie — bardziej stwierdził, niż zapytał Bucky, jako pierwszy przerywając milczenie.
— Trudno o tobie zapomnieć — odparła cicho kobieta, jeszcze mocniej ściskając się za ramiona. — Ty mnie nie pamiętasz? — zapytała po chwili z wyraźnym bólem w głosie.
Barnes wbił wzrok w podłogę, zaciskając przy tym szczękę.
— Pamiętam wszystkich.
Cisza, która nastała po tych słowach, była ciężka, prawie że namacalna.
— Jeśli mam ci pomóc, musisz przestać widzieć we mnie wroga, którego poznałaś lata temu — powiedział po chwili, znów na nią patrząc.
Hekate w ciszy analizowała słowa Barnesa. Jak miała przestać widzieć w nim Zimową Zjawę? Wszystko w jego osobie przypominało jej o goryczy przegranej. I może faktycznie jego spojrzenie nie było takie bezduszne i groźne, ale wciąż był tą samą osobą, a przynajmniej tym samym ciałem.
Obróciła głowę w stronę przeszklonej ściany. Przyglądała się ciemnym chmurom, które zakryły błękitne niebo. Zbierało się na deszcz. Już od tak dawna nie poczuła na skórze zimnych kropel wody, wbijających się w ciało razem z lodowatym powietrzem. Coraz bardziej przyzwyczajała się do wygody.
— Zresztą, wczoraj to ty rzuciłaś się na mnie, więc jesteśmy kwita — dodał z lekkim uśmiechem, który zupełnie nie pasował do jego twarzy. Burzył obraz gniewnego, żądnego krwi mordercy. A jaki był jej obraz?
CZYTASZ
Oto człowiek | Kapitan Ameryka
Fiksi PenggemarCiemności własnego umysłu bywają zgubne. Jak daleko jesteśmy w stanie się podsunąć, by odkryć własne, głęboko skrywane oblicze? Hekate to imię tajemnicy. To imię niedostępnych i zaszyfrowanych sekretów oraz zamazanych wspomnień. Przedarcie się prze...