Nie wiedziałem co robić. Nie chciało mi się rysować, co było dziwne jak na mnie. Lubiłem moją pracę. Nie była wymagająca ani szalenie trudna, ale czasem była cholernie nudna. Kiedy nie było ruchu, miałem ochotę spać i nic nie robić. Nieraz próbowałem, ale Emily - moja współpracownica - mi na to nie pozwalała budząc mnie co chwilę. Czasem miałem ochotę ją za to zamordować. Ludzie tu wchodzili, wychodzili. Ogladali, raz kupowali, a raz nie. Sklep jak sklep. Zdecydowanie wolę zajęcia po pracy. Wolę występować. Śpiewać, skakać po scenie - jeśli występuję w jakiś klubach. To jest coś. Nie to siedzenie i łażenie między regałami i ciągłe pytanie się czy nie pomóc czegoś szukać. Na dłuższą metę to naprawdę nudne i męczące.
Dzisiaj byłem umówiony z Kellinem, że po raz kolejny wystąpie w jego lokalu. Nie mogłem się doczekać. Lubię tam występować. Czuję się tam dobrze i - z tego co słyszałem - ludziom się podoba moja ' twórczość '. To sprawiało mi dużą przyjemność. Nawet nie umiem opisać jak dużą.
Kiedy mogłem w końcu wyjść z pracy byłem cholernie szczęśliwy. Pożegnałem się z Emily buziakiem w policzek i gdy już miałem wychodzić ze sklepu, zatrzymał mnie jeszcze jej głos.
- Gerard, odebrałbyś Matta z przedszkola? - usłyszałem za sobą. Kimbym był gdybym jej odmówił.
- Pewnie Em - powiedziałem z uśmiechem i opuściłem swoje miejsce pracy.
Udałem się więc do przedszkola po Matta. Matt był synem Emily i miał cztery lata. Kiedy matka nie mogła go odebrać, robiłem to ja. Mimo, że lubiliśmy się z młodym, zawsze gdy mnie widział, widziałem cień zawodu w jego oczach.
Wszedłem na teren przedszkola i przeszedłem przez korytarz i zajrzałem do sali gdzie znajdował się chłopiec. O tej godzinie drzwi były otwarte, a rodzice odbierali swoje dzieci przywołując je do siebie. Spojrzałem na chłopca bawiącego się z innymi dziećmi, których rodzice nie mieli czasu odebrać.
- Pan do kogo? - spytała przedszkolanka podchodząc do mnie
Nie zdążyłem odpowiedzieć, bo usłyszałem jak ktoś wykrzykuje moje imię, a następnie wpada na mnie.
- Mama znowu nie mogła? - spytał Matt patrząc na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami
- Przykro mi młody - uśmiechnąłem się do niego przepraszająco - ale zaraz cię do niej zaprowadzę - dodałem i rozczochrałem go - leć przebrać buty i idziemy - po tych słowach chłopiec wybiegł z sali, a ja pożegnałem się z jego przedszkolanką
Kiedy oddałem Emily dziecko, wróciłem do domu i zacząłem szukać czegoś, w czym wyglądałbym w miarę dobrze. Jednak nic nie znalazłem do cholery. Wygrzebałem więc z szafy jakąś białą koszulę, którą na siebie założyłem. Za około godzinę mam być w lokalu prowadzonym przez Quinna. Mam jeszcze multum czasu, a do roboty nic. Rzuciłem się więc na kanapę i włączyłem najlepszy pochłaniacz czasu - tewizor.
Co chwilę patrzyłem na zegar żeby tylko się nie spóźnić i wyjść o odpowiedniej porze. Nie mogłem się doczekać. Czułem się jak dziecko przed Bożym narodzeniem. Chciałem już tam być, śpiewać, widzieć tych ludzi. Lubiłem to uczucie, ten czas. Wtedy czułem, że więcej mi nie trzeba. Byłem szczęśliwy, a to u mnie wyzwanie, i to nie małe.
Wybiegłem z domu i skierowałem się do lokalu Kellina. Niby biegłem, ale mój bieg, to po prostu szybki chód. Taki ze mnie sportowiec, że nawet na pierwsze piętro wjeżdżam windą.
Stanąłem przed lokalem - a raczej jego tylnym wejściem - i wziąłem głęboki oddech, po czym po prostu wszedłem do środka. Krzyknąłem głośne " Dzień Dobry " po czym przeszedłem przez zaplecze i coś w stylu kuchni, a następnie wszedłem do gabinetu Kellina, gdzie go nie było. Westchnąłem i pokręciłem głową. Zawsze jak ma być, to go nie ma. Co za człowiek.
Przechodząc przez pomieszczenie dla personelu usłyszałem głos przyjaciela.
- To jego pierwszy dzień, nie czepiaj się, tylko mu pomóż się ogarnąć - powiedział, w jego głosie słyszałem irytację.
Następnie chłopak wyszedł, a ja posłałem mu pytające spojrzenie.
- Hej Gerry, już jesteś? - spytał z uśmiechem
- Tak... umawialiśmy się na.. - spojrzałem na zegarek - za pięć minut. Szukałem cię i...
- I idź już na scenę, nie każ ludziom czekać - poklepał mnie po ramieniu
- O co tam poszło? - spytałem wskazując na drzwi za nim - normalnie nie krzyczysz
- O nic, nie przejmuj się - znów się uśmiechnął
Otworzyłem usta chcąc coś powiedzieć, ale Kellin przeszedł obok mnie i wszedł na salę. Znów westchnąłem, a następnie równiesz wszedłem na salę. Mój ' zespół ' już był, czyli czekali tylko na mnie. Miło mi. Wszedłem na scenę i powiedziałem głośne " Dzień Dobry ". Następnie porozumiałem się z zespołem i po chwili zaczęliśmy pierwszy utwór. Po pierwszym drugi, a po drugim trzeci, po którym mieliśmy coś w stylu przerwy. Odwróciłem się przodem do zespołu z zamiarem zapytania ich o coś. Jednak po chwili poczułem jak ktoś szturcha mnie w ramię. Odwróciłem lekko głowę, jednak dalej nie patrzyłem na osobę stojącą za mną.
- Podać coś? - usłyszałem za sobą i zamarłem. Ten głos... kojarzę go - podać coś? - powtórzył pytanie
- To co zwykle - rzuciłem po otrząśnięciu się
- To znaczy? - westchnięcie
- Że.. to co zawsze - powiedziałem jakby to było jasne
- Wybacz, ale jestem tu nowy i nie wiem, co pije lub je każda osoba, która tu przychodzi - słyszałem, że się denerwuje - mógłbyś się do mnie odwrócić? Nie za fajnie gada mi się do twoich pleców
Odwróciłem się. Teraz poczułem jakby ktos przykuł mnie do podłogi i naduszał na moją klatkę piersiową.
- Nie sądzę żebyśmy byli na ty - powiedziałem po chwili szoku - woda, albo woda z cytryną. Co podasz to będzie
- Nie sądzę żebyśmy byli na ty - powiedział z uśmiechem
- Idź i nie marudź. Ktoś tu rządzi, ktoś tu słucha, więc śmigaj do kuchni - powiedziałem próbując kryć złość.
Chłopak odwrócił się i wszedł do kuchni. Co on tu robi do cholery?
______________________
Hej hej
Mam nadzieję,że się podobało - wybaczcie błędy. Nie umiem pisać na telefonie.
PS: I Love You All! ~ Haia_Miia x
CZYTASZ
Welcome Back | Frerard
FanfictionMija pięć lat od wyjazdu Franka i utraty kontaktu jego i Gerarda. Frank postanawia znaleźć pracę i zacząć samodzielne życie w czym pomaga mu jego przyjaciel. Pewnego dnia jednak wpada na swoją dawną miłość, jednak Gerard nie chce mieć z nim do czyn...