Rozdział Osiemnasty

351 81 54
                                    

Powoli otworzyłem oczy. Jasne światło od razu sprawiło, że musiałem je przymknąć. Słyszałem równy dźwięk pikania rozchodzący się po pomieszczeniu. Wszystko mnie bolało. Poruszyłem dłonią, nawet to mnie bolało. Bolała mnie cała klatka piersiowa i brzuch. Było mi ciężko oddychać. Spróbowałem się podnieść, nic z tego. Zamiast zamierzonego celu odczułem kolejną salwę bólu, przez który jęknąłem. Usłyszałem czyjś głos. To chyba była moja mama. Charakterystyczne kroki i stukot obcasów, który odbijał się echem w mojej głowie. To mama. To na sto procent ona. Szuranie krzesła, brak dźwięku jej butów. Odwróciłem głowę w jej stronę i lekko uchyliłem powieki. Była zapłakana. Zrobiło mi się jej szkoda.

- Frankie... - powiedziała cicho, na co ja uśmiechnąłem się lekko - coś ty zrobił dziecko

- Nic - powiedziałem słabo. Nawet mówienie mnie bolało - co się stało?

- To ja powinnam o to spytać, kto ci to zrobi? Z kim się pobiłeś?

- Pobiłem? Nic nie pamiętam z wczorajszego dnia

- Frank, leżysz tu od trzech dni. Miałeś operację. Bałam się, że już się nie obudzisz - jej głos się łamał - Kellin i Gerard cały czas tu siedzą i czuwają nad tobą. Dlaczego nie mówiłeś, że jesteś w związku z Gerardem?

- Chciałem jeszcze chwilę odczekać - było mi cholernie słabo. Ledwo mówiłem, ledwo oddychałem - mogłabyś go zawołać?

- Oczywiście skarbie - powiedziała i wstała z krzesła po czym wyszła z sali.

Nic nie robiłem a byłem coraz bardziej zmęczony. Moje powieki były coraz cięższe, i nic nie mogłem na to poradzić. Dostałem jednak zastrzyk energii kiedy zobaczyłem tego czerwonowłosego chłopaka niemal biegnącego w stronę łóżka. Usiadł na materacu i przytulił się do mnie, na co jęknąłem z bólu. Szybko się ode mnie oderwał i spojrzał na moją twarz. Był smutny, może przerażony. Wyglądał źle. Miał podkrążone i przekrwione oczy, tłuste włosy i czerwony nos.

- Dzień dobry - powiedziałem cicho z największym i najszczerszym uśmiechem na jaki było mnie stać

- Tak bardzo się martwiłem - powiedział, a po jego pliczku spłynęła łza - bałem się, że się nie wybudzisz, że cię stracę

- Ale jak widzisz wybudziłem się dla ciebie. Chciałem ci powiedzieć, że cię kocham. Nie zapominaj o tym, dobrze?

- Też cię kocham - powiedział po czym delikatnie mnie pocałował. Nie byłem wstanie odwzajemnić tego pocałunku w taki sposób w jaki bym tego chciał, ale chyba nie było źle - jak wyzdrowiejesz to zamieszkasz ze mną, dobrze?

- Dobrze - przytaknąłem. Było mi coraz gorzej - mógłbyś zawołać Kellina? Tylko na chwilę - Gerard przytaknął i podniósł się z łóżka szpitalnego - hej, ale chodź jeszcze na chwilę - powiedziałem, na co Gerard zawrócił się - jesteś piękny, wiesz? i kocham cie najbardziej na świecie - chciało mi się płakać

- Ja ciebie też. Jesteś moim światłem, którego pilnuję żeby nikt mi go nie zabrał. Tak, pamiętam co mi mówiłeś przed wyjazdem - teraz chciało mi się płakać jeszcze bardziej

Gerard wyszedł z sali, a ja coraz bardziej cierpiałem. Najmniejszy oddech sprawiał mi ogromny ból, który był nie do wytrzymania. Sekundy zdawały się być minutami, a minuty godzinami. Kellin przyszedł i usiadł na krześle obok łóżka. Patrzył na mnie ze smutkiem i żalem, jakbym był martwy, a przecież żyję. O co mu chodzi.

- Rozumiem, że mam zabrać stąd Gerarda i go ogarnąć - powiedział jakby czytał mi w myślach. Przytaknąłem tylko i spojrzałem na mojego przyjaciela

- Mógłbyś załatwić mi kartkę i długopis? - spytałem cicho

- Jesteś w stanie pisać?

- Nie bardzo, ale się zmuszę.

- Pewnie, jakoś to ogarnę, zaraz przyjdę

Wyszedł, a ja czekałem aż wróci. Nie wiem ile czasu minęło zanim wrócił, ale jestem pewien, że dużo. Gerard i mama zdążyli do mnie zajrzeć parę razy, a Kellina jak nie było, tak go nie ma. W końcu przyszedł. Podał mi kartkę i długopis, a ja zacząłem pisać. Ból był nie od wytrzymania, ledwo trzymałem długopis, ale dałem radę. Parę łez wydobyło się z moich oczu i słynęło po policzkach. Parę zdań pisałem chyba około dwudziestu minut w agonalnym bólu. Kiedy skończyłem złożyłem kartkę i na jej wierzchu napisałem imię mojego chłopaka.

- Zabierz go stąd, dobrze? - poprosiłem przyjaciela

- Dobrze, ale nie zostawiaj nas Frank

- Nie wiem... ja... to boli - mówiłem coraz ciszej. Ból był coraz większy, jakby coś rozrywało mnie od środka - kocham was. Ciebie, Mindy, Gerarda. Całą naszą ekipę ze szkoły. Jesteście najlepszym co mnie spotkało, przysięgam.

- Frank, to brzmi jak pożegnanie

- Doprowadź Gerarda do ładu. Szkoda mi go i boli mnie to co się z nim stało. Wygląda jak trup.

- Jak ty byś od - spojrzał na zegarek - już czterech dni nic nie jadł, nie spał i żył samą kawą, lepiej byś nie wyglądał, mogę ci to zagwarantować

Uśmiechnąłem się delikatnie

- Idź już po niego - powiedziałem i przymknąłem oczy

- Do zobaczenia Frank, niedługo wrócimy

- Tak.. do zobaczenia.

Zanim opuścili szpital, słyszałem sprzeciwy i krzyki Gerarda, który stał na korytarzu. Przyszedł do mnie jeszcze powiedzieć, że wychodzi, ale zaraz wróci. Pocałował mnie i powiedział że mnie kocha. Powiedziałem mu, że ja jego też. Powiedziałem mu, że jest piękny. Powiedziałem, że jest moim całym światem i jedyną osobą, którą szczerze i mocno pokochałem.

Po wyjściu jego i Kellina przyszła mama. Towarzyszyła mi długo. Opowiadała o moim dzieciństwie, o tym co się działo kiedy byłem u ojca, o tym że odkąd tylko powiedziałem jej o Gerardzie wiedziała, że coś do niego czuję, coś co nie jest nienawiścią, mimo że zarzekałem się, że tak jest i że jest on moim śmiertelnym wrogiem. Nie wiem jak mogłem tak uważać, jak mogłem być dla niego takim dupkiem.

Byłem słaby. Coraz słabszy. Robiło mi się zimno i byłem coraz bardziej zmęczony. Moje powieki robiły się coraz cięższe, a ból o dziwo ustawał. Spojrzałem na kartkę leżącą na tym małym stoliczku obok łóżka. Na kartkę gdzie było napisane imię najważniejszej dla mnie osoby. Osoby, która znaczy dla mnie więcej niż ja sam znaczę dla siebie. Uśmiechnąłem się lekko. Pikanie było wolniejsze niż pamiętałem po obudzeniu. Byłem zmęczony i śpiący. Zamknąłem oczy.

___________________________________
I Love You All~Haia_Miia xx
PS: Jestem pizdą, ryczałam pisząc rozdział

Welcome Back | FrerardOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz