Rozdział 19

2.2K 124 9
                                    

Mężczyźni zaczęli wrzucać walizki do bagażnika samochodu. Spojrzałam ostatni raz na wielki, stary dom, zanim Luke wepchał mnie do samochodu ze związanymi rękami.

- Musiałeś mnie związać?
- Nie odzywaj się przez całą drogę, albo dostaniesz taką karę, że nigdy więcej nikt cię nie usłyszy.

- Pogadamy, jak dojedziemy. - Uśmiechnęłam się.

Wyjrzałam przez okno i podziwiałam widoki. Ciekawe nie były, ale ile można patrzeć na te same, dwie twarze?

- To ci pomoże przetrwać drogę. - Prychnął blondyn i wstrzyknął zawartość strzykawki do mojej żyły. - I prawie zapomniałem. Poniesiesz karę za zmarnowanie towaru z kuchni.

Jak wysoka będzie ta kara?

Nie kontrolowałam co się ze mną dzieje przez najbliższe, kilka chwil. Potem zasnęłam...

Dopiero uderzenie w policzek wybudziło mnie ze snu.

- Daj spokój. Wezmę ją niech jeszcze śpi. - Usłyszałam głos Tylera i poczułam jak mnie podnosi. Udałam, że jeszcze się nie wybudziłam.

- To nie księżniczka, nie musisz jej nosić. - Warknął pierwszy porywacz.
- Ale jeśli będzie jeszcze spała, to będziemy mieć czas, żeby wszystko zaplanować. Oni niedługo nas znajdą Luke.
- Wiem, cholera. Trzeba szybko zbierać ludzi i broń.
- Większość naszych nie żyje...

Co, proszę?!

- Musimy kogoś znaleźć, albo wykupić, sami nie mamy szans.

Bandyci...

- Mamy może dziesięciu. Ile może mieć Isaac? - Zastanowił się Tyler. Usłyszałam, jak Luke otwiera drzwi.

- Nie mam pojęcia. - Westchnął. - Nie zostało ich wielu. Znam tylko tych jego dwóch kolegów, mieli jeszcze jakąś dziewczynę. Dobrze szpiegowała. Reszta to jakaś wyklepana grupa, która raczej się z nimi nie trzymała na codzień. Połóż ją tutaj i chodź, bo mamy dużo do załatwienia.

Poczułam łóżko pod sobą. Wtuliłam się w koc, wciąż nie otwierając oczu.
Kiedy wyszli i zamknęli drzwi, wstałam. Pomieszczenie było całkiem inne niż to, co poprzednio zamieszkiwałam.

Było o wiele nowsze, chociaż nie to z najlepszych. Znalazło się tam pojedyncze łóżko, komoda i biurko. To był chyba najmniejszy pokój jaki kiedykolwiek widziałam. Dobrze, że nie miałam klaustrofobii.

Od razu podbiegłam do okna, żeby obejrzeć okolicę. Budynek był na uboczu, ale na szczęście nie w lesie.
Został wybudowany na kompletnym zadupiu, a na horyzoncie widziałam jakieś stare domy. Bardzo stare...

Szybko wypakowałam moje ubrania do komody i usiadłam przy drzwiach.
Chciałam coś jeszcze podsłuchać.

- Tyler, nie ma nikogo. Dzwoniłem do każdego... Nie chcą pomóc.
- Mam tylko dwie osoby.
- To prawie nic. Kurwa, jak mogłem na to pozwolić?!
- Nie wściekaj się. Znajdziemy jakiś gówniarzy, zapłacimy im i będziemy mieć przewagę.
- I myślisz, że Isaac wystraszy się jakiś tam gówniarzy? Tyler proszę cię...

- Więc wyjdziemy do nich w czterech i z zakładnikiem do nich trzech i dziewczyny?
- Wyjdziemy we dwóch i z zakładnikiem.
- Oni mają trzech chłopaków, plus dziewczynę, do tego żadnego problemu na karku.
- Zawsze mamy dobre plany. Teraz będziemy mieć jeszcze lepszy.
- Nas dwoje na nich czterech. Nasze szanse na przeżycie są minimalne!
- Zawsze było nas mało na akcjach, a jak widzisz, żyjemy.
- Nie wszyscy, bo przecież mścisz się za czyjąś  śmierć, pamiętasz?!
- Jeśli ktokolwiek umrze, to będzie to tylko i wyłącznie ta mała, wredna suka, która śpi za drzwiami.
- Ale ona jest niewinna Luke! Od kiedy zabijamy niewinnych?!
- Wiem, że jest niewinna, ale wybacz, bo życie Sarah było ważniejsze!
- Ale to jej nie zwróci życia! Przejrzyj na oczy człowieku. Nie zrobiła nic, tak jak nie zrobiła nic twoja siostra. Ona ma rodzinę...
- Której nienawidzi...
- Ma przyjaciół i chłopaka, których za to kocha i wszystko przed sobą. Może być żoną i matką i prowadzić  szczęśliwe życie, bo chociaż jest wredna i lubi manipulować wszystkimi, to jest niewinna!

- Przestań mieszać mi w głowie, dobra?! Wiesz jaki był plan od samego początku!

Nie mogłam już tego słuchać. Przecież to jacyś psychole.
Wyszłam z pokoju, jakby nigdy nic. Udałam zaspaną, a kiedy ich zobaczyłam w niewielkim, dziennym pokoju posłałam wrednawy uśmieszek, jak to zawsze ja.

Moje drzwi prowadziły od razu do tego salonu. Był w nim stary telewizor, kanapa - tak samo stara, na podłodze leżał dywan. Po środku był drewniany stolik i dwa fotele wokół niego. Ujrzałam jeszcze kilka par innych drzwi. W tym wyjściowych. Dom był bez jakiegokolwiek stylu, mimo to był przytulny. Duże okno, było zakryte zasłoną aż do ziemi.

- Fajny dom, jest któregoś z was?
- Tak, Tylera. - Warknął Lukey. - Czego chcesz?
- Spokojnie blondyneczko, wyszłam pozwiedzać. - Wpadłam w jeden z foteli i zaczęłam się rozglądać.
- Też byłaś blondynką. - Mówił zdenerwowany.
- Ah tak, to były czasy... - Rozmyśliłam się. - Przefarbowałam się na początku roku szkolnego. Wiecie, te "zmiany" w moim życiu. No i Shawn'owi podobałam się bardziej jako brunetka, chociaż mówił, że to bez różnicy, bo kocha mnie nie za wygląd.
A ty jesteś naturalnym blondynem?

- Skończ pieprzyć! - Wybuchł. - Jak dla mnie już dawno powinnaś leżeć w piachu, gdyby nie komplikacje! - Złapał mnie za gardło i siłą podniósł z miejsca. Przydusił mnie do ściany. Zaczęłam łapczywie łapać cenny tlen do płuc i przeniosłam wzrok za porywacza.
O kanapę opierał się Tyler, który nie wiedział co robić. Złapałam nadgarstek Luke'a i wbiłam paznokcie w jego skórę. Spojrzałam w błękitne oczy, przez które przemawiała złość.

- Nie panujesz nad sobą Lukey. - Chrypiałam. - Nie chcesz mnie udusić, bo twój plan pójdzie się pieprzyć. Więc puść mnie, bo zaraz będę trupem. - Zaczęłam widzieć mroczki przed oczami, byłam o krok od utraty przytomności. Zamknęłam oczy, padnięta z sił. Wciąż nie puszczał. Już miałam żegnać się z życiem. Tyle razy mnie przyduszał, ale nie tak jak tym razem. Teraz to było wyjątkowo mocne i nie do opanowania. On stracił kompletną kontrolę nad tym co robi.

- Proszę? - Pisknęłam i oparłam głowę o jego klatkę piersiową. Opuściłam ręce, przestałam walczyć. Mogłam pożegnać się z przyjaciółmi, chłopakiem i planami na przyszłość.

Kto nie dopuści do ślubu ojca? Kto dopilnuje, żeby Melissa poniosła karę? Kto porozmawia szczerze z Shawn'em?

- Dziś rocznica śmierci mojej przyjaciółki. - Zapłakałam.

Więc to koniec.
Wredna Julie już nikogo nie skrzywdzi. Plan nie wypalił. To ją pozbawiono jakichkolwiek chęci do życia, nie na odwrót.

- Wystarczy! - Tyler szarpnął rękę blondyna.

Opadłam na ziemię, prawie nieprzytomna. Wciąż wszystko słyszałam, ale nie miałam nawet siły, żeby otworzyć oczy.
Oddychanie stawało się coraz trudniejsze.

- Przestań być ciągłym bohaterem. - Westchnął wkurzony Luke. Jakby też opadał z sił.

Palce Tylera splotły się z moimi.
- Julie, słyszysz mnie? - Delikatnie mną poruszył. - Proszę, oddychaj. Wdech i wydech. Julie, cholera jasna!

Chociaż krzyczał, ja nie mogłam nic zrobić. To całe "bycie" było dla mnie za trudne.
Odpadłam z gry. 

Tak umrze Julie Lockerwood. To koniec jej historii...


-------------------------
Do widzenia :***

Strach jego cieniaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz