Byłam dość sceptycznie nastawiona na pomysł rodziców. Rozumiem, że muszą wyjechać do Niemiec, bo tam ich firma ma największe powodzenie. Ale żeby od razu wysyłać mnie do jakieś szkoły z internatem, oddalonej wiele kilometrów stąd?!
Ja mam tu przyjaciół. Niedawno też przestałam być singielką. Z Samuelem jestem przeszło miesiąc i choć chyba nic do niego nie czuję, nie chcę zostawiać go samego.
Idę korytarzem, muszę powiedzieć Samuelowi o planach moich rodziców. Idę na salę gimnastyczną i wypatruję mojego chłopaka, ale ku mojemu zdziwieniu nigdzie go nie widzę. Podchodzę do nauczyciela i pytam się go gdzie jest Sam.
- Przed chwilą poszedł do szatni- informuje mnie.
Dziękuję i ruszam w wyznaczonym kierunku. Otwieram drzwi i widzę Sama z Kate- moją przyjaciółką. Może i bym olała tą sytuację, gdyby nie fakt, że Kate całowała sie z moim chłopakiem. Co więcej, masowała mu krocze. Gdy usłyszeli, że ktoś wszedł odskoczyli od siebie ja poparzeni.
- Widzę, Kat, że udało ci się zająć Samem pod moją nieobecność - mówię beznamiętnym tonem.
W sumie to z Samuelem miałam i tak zerwać, bo te jego natarczywe gesty i obrzydliwe łapska doprowadzają mnie do szału, ale...
- To nie tak jak...- zaczął Sam, ale mu przerwałam gestem dłoni.
- Przestań pieprzyć Sam. Myślisz, że nie wiem, że obracasz laski na boku z drugiej strony trzymając mnie za rękę?- prycham.- I tak cię nie kochałam, więc straty nie ma. Co do ciebie - zwracam się do tej wytapetowanej zdziry.- Żal mi ciebie. Jesteś tak zdesperowana, żeby brać się za cudzego faceta?
Kiwam głową z politowaniem. Myślałam, że jesteśmy przyjaciółkami, gdy w tym czasie ona... Poprostu brak mi słów.
– Życzę wam wszystkiego co najlepsze na nowej drodze życia – ledwo powstrzymuję się od śmiechu.– Jesteście siebie warci.
Tamci chyba nie mają już nic do powiedzenia, bo stoją ze spuszczonymi łbami. Zupełnie jak dzieci, które coś narozrabiały i teraz wysłuchują kazań dorosłych.
Nie mam siły już dalej na nich patrzeć, dlatego odwracam się i wychodzę. Gdy stoję na dziedzińcu nie mam żadnych wątpliwości: jeszcze dziś po obiedzie wyjeżdżam do szkoły z internatem. I niewiem jak, ale mam zamiar zapomnieć zupełnie o Samuelu i Kat.
***
Wjeżdżamy przez wielką, czarną bramę i mim oczom ukazuje się gmach szkoły. Jednak gmach, to mało powiedziane. Wytrzeszczam oczy na ten widok. Budynek akademi to coś w połączeniu pałacu z średnimi wieżowcami ułożonymi obok siebie. Widok zapierał dech w piersi. Ale... Ja mam tam mieszkać?!– Piękny budynek prawda, Meg?
Chyba tata zauważył moją reakcję. Rumienię się i wysiadam z auta. Dostrzegam elegancko ubraną kobietę w średnim wieku. Gdy nas widzi, podchodzi do nas i wita się z moimi rodzicami.
– Witaj Megan – wyciąga do mnie dłoń. – Jest mi niezmiernie miło cię tu gościć.
Uśmiecham się do niej i ponownie rozglądam. To nie wygląda wcale jak szkoła. Widzę ogród, kilka ławek i nawet mały sklepik w rogu. Mam wrażenie, jakbym była na audiencji na królowej, a nie w internacie.
– Megan, pożegnaj się z rodzicami i przejdziemy do zwiedzania – odzywa się kobieta.
– Będziemy tęskić! – mama zamyka mnie w szczelnym uścisku.
– Kochanie, ona da sobie radę – uspokaja ją tata. – To mądra dziewczyna.
Puszcza mi oczko, a ja mam ochotę płakać. Przez całe sześć miesięcy mam nie widzieć tego wiecznie uśmiechniętego gościa? Boże! Ja nie chcę tu zostawać. Czuję ucisk w okolicy żeber.
– Mamo, dusisz – mówię, ale nie chcę jej wypuszczać z objęć. Będzie mi ich brakowało.
Pomijając dalsze czułości, po których moje kości byłyby do naprawy, rodzice odjechali i zostałam sam na sam z elegancką blondynką.
– Choć, pokażę ci naszą Akademię Życia – uśmiecha się do mnie.
Co? Akademię Życia? To nie brzmi dość zachęcająco. Kobieta widząc moją minę tłumaczy:
– Ta szkoła ma swoją prawowitą nazwę, ale większość uczniów tak ją nazywa – odwraca się i otwiera drzwi. Zachęca mnie, abym weszła do środka. Gdy już jesteśmy w holu, kontynuuje: – Uczą się tu ludzie w wieku od czternastego, do dwudziestego piątego roku życia – prowadzi mnie przez cały korytarz.
We wnątrz wygląda jak zwykła buda, ale... Ma to coś, co wyróżnia ją z tłumu. Przechodzimy przez hol i docieramy do wielkiego pomieszczenia. Po roztawionych stołach, krzesłach i unoszącym się zapachu jedzenia, stwierdzam, że to stołówka.
– Jesteś głodna? Może masz ochotę na kawę? – pyta kobieta. – Ależ ze mnie idiotka, nawet się nie przedstawiłam. Mam na imię Sylvia i jestem wicedyrektorką tej szkoły- przedstawia się.
– Miło mi, moje dane już pani zna- uśmiecham się.
Siadamy przy jednym ze stolików, a Sylvia zamawia dwie kawy. Niska, tęga kucharka przyjmuje zamówienie i od razu bierze się do roboty.
– Opowiem ci trochę o akademii i zasadach tu panujących – oznajmia Sylvia. – Jak widzisz budynek jest ogrommych rozmiarów. Ma to swoje przeznaczenie...– bierze głeboki wdech, po czym kontynuuje:
– Akademia Życia ma na celu pokazanie młodym ludziom, jak mniej więcej wygląda dorosłość.O boziu... Czyli od teraz będę kurą domową?
– Każdy z uczniów ma przydzielone pokoje, w zależności od wieku i rodzaju płci. Robimy wyjątki dla par po osiemnastym roku życia – przerywa nam kucharka, która przynosi nam parujący napój.
Gdy odchodzi, Sylvia bierze łyk naparu, po czym z powrotem zwraca się do mnie:
– W pokojach macie możliwość korzystania z prądu, gazu, wody... Ale w ustalonych ilościach.
– Czyli po przekroczeniu limitu, odcinacie nas od tych możliwości? – pytam. Jakoś nie wyobrażam sobie życia bez takich udogodnień jak prąd, czy gaz... A co dopiero zrezygnować z kąpieli!
– Nie...– Sylvia zaczyna chichotać. Marszczę brwi. –Jest taka opcja, ale to ostateczność. Macie termin na zapłatę.
Omal nie zakrztusiłam się kawą. Termin na zapłatę?! Przecież ja nie mam przy sobie tyle kasy! Dlaczego rodzice mnie o tym nie poinformowali?!
– Oczywiście rachunkiem dzielicie się po równo. Dobrze, teraz omówmy sprawę z planem dnia ucznia – przełykam głośno ślinę, nie wiem, czy chcę to słyszeć. – Po pierwsze, musisz chodzić na lekcje. Możesz skorzystać z usprawiedliwień, ale one też są ograniczone. Możesz korzystać z darmowego lunchu, który podawany jest tu, gdzie siedzimy. Po lekcjach możesz robić co chcesz. Jak pewnie zauważyłaś, w obrębie szkoły znajdują się sklepy, możesz tam kupić, co jest ci potrzebne. W pokoju każdy ma swoje miejsce więc nikt nikomu nie przeszkadza...
I tak oto przeżyłam godzinę paplaniny wicedyrektorki. Z tego, co się dowiedziałam, muszę kupować normalne zakupy i gotować. Do moich obowiązków należą także sprzątanie i nauka. A, wspomniałam, że telefony też są tu na, jakiś tam, limit? Mogę skorzystać z niego tylko dwa razy w tygodniu. Po prostu raj na ziemi!
Rodzice, kocham Was!
❕❗❗❗❕
Fajna Akademia, prawda?
⭐+komentarz = plisss
CZYTASZ
Pokochać Wroga [ZAWIESZONE]
Teen FictionAkademia, która uczy dorosłego życia... Choć może w ich przypadku dorosłość jest nieco inaczej postrzegana. Wrogowie, którzy uczą się krok po kroku przyjaźni. Przyjaciele - mają różne osobowości, lecz łączy ich prawdziwa więź. Jest też Miłość, która...