Rozdział I

1.4K 74 26
                                    

Słyszałam stukot kopyt. Spojrzałam w dół. Siedziałam na siwym koniu, jego grzywa była ciemna. Galopował tak szybko jak potrafił, a ja nie wiedziałam dlaczego. Przecież ja nawet nigdy  nie jeździłam na koniach.
Odwróciłam powoli głowę, a za mną spieszyły konie. Ich jeźdźcy byli otuleni czarnymi jak smoła płaszczami, które maskowały im twarze. Byli jak zjawy. Wykrzykiwali do siebie zapewne komendy, jednak były one w innym języku. Gdy jeszcze raz przekręciłam głowę, dojrzałam z tyłu chorągwie. Gdybym tylko wiedziała, co one oznaczają.
W jednej chwili zjawy znalazły się tuż przede mną, koń na którym byłam stanął na tylnych nogach. Próbowałam złapać się czegoś, jednak zleciałam z jego grzbietu prosto na ziemię. Świat zawirował, a sceneria zmieniła się. Zamiast drzew oraz ziemi, były stalowe ściany oraz twarda podłoga. Tym razem jednak stałam swobodnie. Przede mną klękała  drużyna Avengers. Podeszłam do nich powoli, a na ich twarzach wyróżniał się strach. Gdy byłam już wystarczająco blisko pierwszego członka, Tony'ego, pewnym ruchem ręki poderżnełam mu gardło. Czerwona ciecz rozprysła wszędzie. Reszta była wstrząśnięta. Nie minęła chwila, a doszłam do ostatnich dwóch poddanych mi. Jednym z nich był Loki. Tu musiałam zastanowić się trochę dłużej, ale nic mnie nie powstrzymało i go zabiłam.
Ostatnia byłam ja. Tu wręcz czułam, że się uśmiecham.
Podniosłam rękę i już miałam wbijać sztylet, jednak świat się rozpłynął...

Wzięłam głęboki wdech. Otarłam słone łzy, które spływały delikatnie po moich policzkach. Przecież nigdy nie śniło mi się, że kogoś zabijam, a w szczególności Avengers.
Spojrzałam na elektryczny budzik, który wskazywał drugą w nocy. Świetnie, przespałam tylko trzy godziny. Nie było szans, że położę się ponownie, więc pewnym ruchem zdarłam z siebie miękką kołdrę. Mimo, że ciemność nadal spowijała tą półkulę w moim pokoju było dość jasno by ujrzeć z łatwością wystrój i przy okazji nie przewrócić się jak ostatnia sierota. Cały czas czułam, że krew moich współlokatorów znajduje się na mnie. Jednak niczego takiego nie było na mojej flanelowej piżamie. Będę musiała wziąć kąpiel.
Gdy weszłam do kabiny i ustawiłam natrysk, a po pomieszczeniu rozległo się przyjemne echo, o które nie musiałam się martwić. Bowiem otaczały mnie dźwiękoszczelne ściany. Bardzo ceniłam sobie prywatność, a moi sąsiedzi ciszę i spokój, więc przekonałam Tony'ego, a ten tylko mruknął coś do Jarvisa, i wszystko gotowe.
Usiadłam z powrotem na łóżko. Minęła dopiero godzina, więc postanowiłam wykorzystać radę Steve'a, który twierdzi, że lekiem na bezsenność jest bieganie. Wybrałam idealny komplet ubrań do ćwiczeń. Zepnełam włosy w warkocza, a jeden brązowy kosmyk wypuściłam.
Wyszłam po cichu z Avengers Tower. Na zewnątrz panował chłód, a księżyc bardzo dobrze oświetlał ulice. Przebiegłam kawałek i ujrzałam wejście do parku. Postanowiłam tam pobiec.
Nie minęła chwila, a zauważyłam jak Steve przebiega niedaleko mnie. Po chwili stanął tyłem do mojej osoby i zaczął się rozciągać. To była moja chwila. Podeszłam do niego tak cicho jak tylko mogłam, ustawiłam się wygodnie i próbowałam wskoczyć mu na plecy. Jednak to nadal Steve i szybko przechwycił mnie w powietrzu, po czym przygwoździł mnie do podłoża.
- Masz dobry refleks, taki dziewięć na dziesięć. - rzekłam szczerząc się jak głupi do sera.
- Ada¹! - wydarł się na mnie Steve. Wstał i pomógł mi wstać. - Co ty tutaj robisz!?
- Jak to co? To samo co ty - westchnełam zirytowana - Pamiętasz co mówiłeś? " Bieganie to lek na bezsenność"
- Ale nie o tej godzinie, jest bodajże czwarta nad ranem. 
- Daj ty mi spokój, ty tu byłeś wcześniej! Zresztą nie mam zamiaru z tobą się o to kłócić.
- Ja też, więc... albo wracasz do Stark Tower, albo biegasz ze mną. - może pomysł z zaskoczeniem Steve'a był zły?
- Niech Ci będzie.
- Jak biegamy? Spokojnie, spokojnie z nutką wycisku, czy idziemy na całość? - zapytał się Steve.
- To pierwsze, bo mam później pracę.

***
- Steve, proszę! Nie tak szybko... - westchnełam. Biegamy już z pół godziny.
- Wolniej się przecież nie da! - zatrzymał się - Masz słabą kondycję.
- Ja nie mam nic słabego, po prostu za szybko się męczę - powiedziałam, a Kapitanowi zadzwonił telefon.
- Wybacz - odparł i wyciągnął z nerki² telefon. Miał problem z odebraniem połączenia, więc wcisnełam słuchawkę na jego ekranie. - Dzięki. Halo? Już idę.
- Niech zgadne Tony?
- Tak, kazał mi wracać - rzucił. - Czyli koniec naszego biegania.
- Na to wygląda. - Steve zaczął lekkim truchtem biegnąć w stronę siedziby Avengers.

***
- No, więc tak słonko... - powiedział Tony. - Zero imprez, gości i tych rzeczy, które robią dzieci podczas nieobecności rodziców. No i... Hmm... Bądź grzeczna?
- Dzięki, nie to, że mam trzydzieści lat i na ogół jestem grzeczna - odparłam z irytacją. - Czyli mam rozumieć, że nie będzie was tydzień?
- Nie wiem, może zajmie nam to krócej, a może i dłużej.

***
Spokojny poranek był całkiem miłą odskocznią. Nie było słychać krzyków Clinta z powodu braku masła, Tony nie zachowywał się jak nastolatka z pretensjami do całego świata, a Kapitan nie kłócił się z Thorem o byle głupoty. Tylko ja i ta wieża. Błogą ciszę przerwał donośny głos zespołu Imagine Dragons. Chwyciłam do ręki telefon. Dzwonił mój szef.
- Halo? - rzuciłam.
- Cześć, tu Chris. Mam sprawę, bo Jake dał mi znać, że rozchorował się po wczorajszej sondzie ulicznej.
- Poważnie jest chory?
- Tak sobie. Deszcz go zmoczył i go przewiało. Stawiam na zwykłe przeziębienie - odparł szef.
- Okej, a czemu do mnie dzwonisz?
- Jedyna osoba, która zna dzisiejszy program uparła się, że będzie występowaćz Helen - powiedział zrezygnowany. - A, że trzy czwarte naszej załogi ma swój przedział, to możesz dziś nie uczestniczyć w południowym show?
- Nie ma sprawy - odrzekłam i już chciałam planować swój wolny dzień. - To wszystko?
- Tak, dzięki i część.
- To do zobaczenia - rzuciłam pośpiesznie i westchnęłam.
Jak dobrze czasem mieć wolny dzień od wszystkiego. Od Avengers i pracy.
-  Panienko Stark, przypominam o śniadaniu. - powiedział Jarvis.
- Cały czas Lewis! Nie będę mówiła tego za każdym razem.
- Proszę mi wybaczyć, ale tak Pan Stark każe się do panienki zwracać - stwierdził komputer.
- Niech się wypcha. A co do śniadania to po dziękuje.
- Tak bez śniadania zaczynać dzień? - Tym razem jednak powiedział to osoba, która nie mogła mi bardziej poprawić nastroju.
- Loki!

~~~~
¹ Nasza bohaterka ma na imię Adelaide i dlatego będę używała różnych skrótów (Adel, Ada, Adelka itp.)
²To taka forma torby. No wiecie małe i zapinamy to na talii.

Witam w moim nowym ff o Lokim! Dobra w mieszańcu. W końcu jest tu wątek o córce Starka, wątek z Kapitanem oraz główny z Lokim. Postanowiłam to połączyć, bo czasem ktoś da komentarz odpowiadający na rozdział z propozycjami kolejnego ff.
Nie chcę robić to w ten sposób, że jest wielka tru lof na drugi rozdział i przepraszam za miłego Lokiego, który będzie w następnych. Będzie to tłumaczone w międzyczasie, dlaczego tak jest i w ogóle. Czas tego ff jest w czasie znajomości bohaterów.
Następny przewiduję za tydzień!
Wow, 1100 słów!

Zostaw znak obecności w Postaci ⭐ oraz 💬.

Miłego powrotu do szkoły❤

Czarny Aniołek // Loki LaufeysonOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz