Od wspólnego polowania minął tydzień. Całe te siedem dni prawie nie spałam. Uczę sie, a przynajmniej staram. Wiesz jak ciężko opanować głód i agresję wśród tych wszystkich ludzi w mojej szkole? Szkoda gadać.
Mimo ciągłej nauki i nocnego życia na energetykach miałam trochę luzu. Max, mój ojciec, wujek, brat i przyjaciel wyjechał. Korci cię by spytać dokąd? Sama nie wiem, powiedział tylko, że to ważne i gdy go nie będzie mam nie spalić domu.
Co dzisiaj robiłam? Nic. Leżałam bezczynnie wpatrując się w biały sufit salonu, od czasu do czasu przeglądając internetowe nowości.
Jest niedziela, a ja czuje sie jakby to był już poniedziałek. Czasami mam cholernie dosyć szkoły, ale max i te jego upierdliwe gadki, że bez szkoły sobie nie poradzę. Nie chce tej idiotycznej matury! Gh... Z zamyślenia wyrwał mnie dzwonek telefonu. Moja przyjaciółka Alice...-Kurwa...-warknełam pod nosem i odebrałam telefon.
-Lily? Gdzie ty jesteś, czekam na ciebie już piętnaście minut.-westchnęła ciężko przez słuchawkę. Miała wysoki ton głosu, ale zawsze był bardzo przyjemny i troskliwy; nawet gdy sie złościła dało się wyczuć gorycz opiekuńczości.
-alice... Wybacz, na śmierć zapomniałam o naszym spotkaniu, ostatnio jestem strasznie zajęta. Czy mogłybyśmy przełożyć to na inny dzień?-zapytałam speszona. Wolę dzisiaj zostać w domu.
-lily! Umawiamy sie już setny raz i znowu chcesz to przełożyć. Nie widziałam cię parę tygodni! Zepnij dupę i choć na tą kawę. Będę na ciebie czekać w kawiarni. Nie zawiedź mnie. Jesteśmy razem, pamiętaj. A jeśli coś sie dzieje zawsze możesz mi powiedzieć. Czekam, trzymaj sie.-szepnęła końcowe słowa. Po plecach przez jej zdenerwowanie przeszedł mi nieprzyjemny dreszcz. Jak sie dziewczyna wkurzy to nie ma zmiłuj.
Nie mogłam nic zrobić niż ubrać się i pójść na umówione miejsce. Duża kawiarnia ale w przytulnym stylu. Miękkie pufy przy ciemno brązowych stoliczkach ze starymi nogami nadającym jeszcze ciekawszy wgląd na to miejsce. Każdy tu mógł czuć się jak u siebie w domu. Kelnerki były ubrane schludnie w kremowe obcisłe spodnie i luźne sweterki szarego odcieniu jak nosiła moja babcia. Zawsze do herbat podawano ciasteczko o zapachu piernika które tak lubię. Na ścianach wisiały zdjęcia zadowolonych i uśmiechniętych ludzi, odwiedzających kawiarnie lub jakieś obrazy z motywującymi napisami. Ciepłe kolory i przyjemne w dotyku i zerkaniu drewno dawało poczucie spokoju i zetknięcia z przyrodą. Posmak świeżości nadawały przeróżnego z gatunku i barwy kwiaty i rośliny doniczkowate.
-to co? Jak tam z max'em? Ostatnio jest dosyć nerwowy. Gdy przyszedł do mnie do sklepu o mało nie zniszczył wystawy...-chrzaknela biorąc białą filiżankę nad która unosiła się para. Ja wzięłam herbatę, nie jestem zwolennikiem picia palonych ziaren. Alice pracuje w sklepie swojego ojca. Jest młoda, ale lubi pomagać tacie.
-he? A... Wyjechał wiec na razie niezbyt rozmawiamy. Wiesz te jego humorki. - przewróciłam oczami. Nie lubię ukrywać tego wszystkiego przed moja najlepsza przyjaciółką, ale dobrze jest gdy ona uważa mnie za normalna dziewczynę. Niech tak pozostanie.
-Rozumiem. Lepiej trzymać sie z dystansem. Zawsze byłaś według niego dosyć opryskliwa... Jest twoim opiekunem, a pozatym tak na ciebie patrzy.-
-jak?-
-jak na dziewczynę która mu sie podoba. No nie mów lily. Zauważyłam to już dawno i wiem, że ty tak samo. Ale chyba wy nie...?- w ostatnich słowach się zawiesiła
-nie uprawiam z nim seksu idiotko.-pisnełam przez zaciśnięte zeby.
-jesteś dziewicą?- podniosła jedna brew.
Gdy to robi to znak, że czegoś sie domyśla. A to zły znak! Zawsze wtedy muszę kręcić.-Tak! Coś jeszcze chcesz spytać alice?-prychnełam poirytowana i zagryzłam male ciasteczko.
-oj no nie złość sie tak. Jesteśmy jak siostry. Zawsze rozmawiamy o wszystkim. Nie masz sie o co martwić. -uśmiechając się pogodnie rozchmurzyła mi moje dzisiejsze myślenie. Cieszę się, że mogę na niej polegać.
To niesamowite jakie ona ma podejście do życia. W wieku dziesieciu lat zachorowała na raka z którym wygrała w ciągu prawie trzech lat. Po roku od wygranej rak powrócił. Złośliwy ale cudem jego tez zwyciężyła mimo tego co straciła. Moja przyjaciółka ma amputowana prawa nogę przez co nosi protezę. Ale co z tego? Jest szczęśliwa! Ciągle z dystansem śmieje sie ze swoich chorób i niedogodnień i z entuzjazmem podchodzi do życia. A co w tym wszystkim najlepsze? Ona kocha sie w wilkach. Szaleje na ich punkcie i wrzeszczy gdy choćby słyszy ich wycie. A co najlepsze?
Ja jestem wilkołakiem. Chociaż ona o tym nie wie.Wybaczcie za jakiekolwiek błędy moi mili, jednakże ostatnio coś mi się nie kleją rozdziały. Czekajcie na kolejny. ( ・ω・)ノ

CZYTASZ
Moja Wilczyca
WerewolfLily codziennie zmaga się z pokusą rozszarpania każdego na strzępy. Jest wilkołakiem co doprowadza do jej różnorakich przygód i niebezpieczeństw. Wraz z Max'em, królem i innymi wilkołakami zaczyna postrzeganie swojego wilkołactwa jako dar, a nie utr...