#2

20 5 3
                                    

Pov Wiktoria

W tamtym dniu siedziałam na parapecie szkolnym. Zresztą tak jak zawsze. Jednak ten dzień, jak się później okazało nosił coś nowego. A raczej kogoś.

Do naszej klasy miała dojść nowa dziewczyna. Od Żanety dowiedziałam się, że nazywa się Marcjanna. Swoją drogą nigdy wcześniej nie miałam doczynienia z takim imieniem.

Siedząc tak i rozmyślając o pewnym rudowłosym chłopaku z równoległej klasy, nie zauważyłam kiedy ta nowa do mnie podeszła.

W swoim czasie dowiedziałam się, że ona mnie nie lubi i co gorsza wyzywa mnie. W sumie żadna nowość, prawie wszyscy to robią. Nie jestem za specjalnie lubiana. Nie wiem dlaczego, przecież nic nikomu nie robię.

Wracając, to pierwszą moją myślą było "co ona chce? Ponabijać się ze mnie w twarz?"

Jednak Marcyśka nie zrobiła tego. Wręcz przeciwnie, starała się być miła. Dziwnie się wtedy czułam. Myślałam nad tym, czy aby nie jest na tyle fauszywa, żeby śmiać się za plecami, a w twarz być miłą. Nawet w duchu modliłam się, aby już sobie poszła. Niestety, a może i stety zadzwonił dzwonek, który ogłaszał rozpoczęcie się lekcji.

Za prośbą jej, jak dobrze pamiętam, siadłyśmy razem. Z łatwością mogę przyznać, że te 45 minut, były najgorszymi minutami w moim życiu. Było sztywno, niezręcznie, i nawet gdy próbowałam uciec myślami do ślicznego chłopaka, którego imienia jeszcze nie znałam, nie wychodziło mi to za dobrze. Ponieważ pewna osoba, siedząca obok mnie próbowała nawiązać rozmowę. Jej starania poszły na marne. Nie odzywałam się zbytnio.

Cała ta sytuacja wydawała mi się bardzo dziwna. Jeszcze to, jak Żaneta odzywała się do niej, dodawało tej sprawie większego bezsensu niż miała.

Zaczynałam powoli lubieć Marcyśkę. I przekonałam się, że wcale nie wyzywała mnie. Żaneta wszystko uknuła. Ale o tym kiedy indziej.

Po lekcjach udałam się do Żanety. Wcześniej rozmawiałam z nią na temat chłopaka, który jak się okazało miał na imię Emil. Od tego momentu pokochałam to imię. Jak i wcześniej pokochałam i jego. W razie pytania "Za co?" Bo przecież nawet go nie znam, a tym bardziej on mnie. Odpowiedź brzmi :

Prawdziwie kocha się wtedy, gdy nie wie się dlaczego ♥

Po prostu coś mnie do niego ciągnie, i chociaż nie ma nadziei na to, że on też mnie pokocha, ja nie przestaje myśleć o tym, ile dałabym mu miłości, czyłości, opieki, wszystkiego co dobre. Bardzo go kocham. Jest cudowny, przesłodki, piękny, kochany...długo by wymieniać. Jest po prostu idealny. Zazdroszczę dziewczynie która z nim będzie. A ja? Ja mam bardzo niską samoocenę. Sama dla siebie jestem brzydka, paskudna ugh...potwór. Nie zasługuję na nic, tym bardziej na niego.

Gdy byłam już w domu, zauważyłam wiadomość na messengerze. Od Marcyśki. Zdziwiło mnie to, bo między nami była troszkę spięta atmosfera. Jednak z grzeczności odpisywałam. Zaczęło mi się to podobać, ponieważ bardzo dobrze się dogadywałyśmy i od razu złapałyśmy wspólny język.

Od dawna widziałam jak Paweł patrzył na nią. Ona na niego zresztą też. Od razu wiedziałam że są w sobie zakochani. Ona to jego typ. Wiedziałam to, bo chodziłam z nim przez 3 lata do jednej klasy, a wcześniej i do przedszkola. Jest śliczna i on to widzi. Chociaż ona nie wierzy, że on coś do niej czuje, ja to wiem! To widać. Jak się patrzy, rumieni, gdy jest o niej mowa, popisuje się i chwali że do niej napisał. Jeszcze ten błysk w oku i lekki uśmieszek gdy przechodząc korytarzem spoglądał na nią.

Jedno jest pewne :

Są dla siebie stworzeni! ♥

Hejka! Przepraszam że taki krótki, ale w poprzednim rozdziale dowiedzieliście się tego co chyba najważniejsze,  dzisiaj trochę o moim poglądzie na to wszystko.
Poproszę o ☆ i komentarze >◆<

~Czarna

Szczęście nie jedno ma imięOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz