Rozdział 5.

357 35 0
                                    


|      Styczeń nadszedł szybko, a gruba, mieniąca się w słońcu warstwa puchu leżała na dachach pałacu Topapkı. W komnacie najważniejszej z żon sułtana zapalono kadzidła i dorzucono do kominka czereśniowego drzewa. Rozwieszono amulety, aby ochronić dziecko przed złym wzrokiem i rozsypano płatki róż ze szklanego ogrodu. Ustawiono przy ścianie kołyski i przewijaki.

Niekontrolowane krzyki i jęki wypełniły komnatę Turhan. Położna wepchnęła jej pomiędzy zęby czystą, lnianą szmatkę, aby ją uciszyść.
          Szmata śmierdziała krwią, kiedy ocierały jej spoconą i zmęczoną twarz. Na białej luźniej sukni pociemniały smugi zaschniętej krwi i świeże jasnoczerwone plamy, widnieją na materiale, świadectwo jej bólu i walki.

— Przygryź i bądź cicho! —syknęła Gruzinka. 

         Turhan nigdy nie doświadczyła takiego bólu. Mocno zagryzła lniany materiał powstrzymują z całej siły łzy. Z kolejnymi chwilami, i akuszerkami, które mocno uciskały jej brzuch, w końcu wydała na świat dziecko. Medyczka sprawnie owinęła je czystym płótnem, recytując z pamięci wyznanie wiary.

Turhan zmęczonym wzrokiem wodziła jak zgodnie z osmańskim prawem Sulejman aga dopilnowuje wszystkich zwyczajów.

— Co to? — Cichy i zachrypnięty głos, wypełniony nadzieją przechodzi po komnatach i korytarzach pałacu — Powiedźcie mi tylko, co to jest? 

Sulejman aga spojrzał na nią, oddając dziecko pod opiekę akuszerek.

— Gratuluję, sultanym — powiedział. — Powiłaś pierwszego księcia.

— Syna — szepnęła. — Mam syna.

Powtórzyła, uśmiechając się słodko.

A w tedy weszła ona Matka — pani średnich lat, ze śmiejącą się twarzą, przybrana w czerwoną suknię i zieloną szatę z złotymi ozdobami. Błyszcząca korona w pomalowanych henną czarnych włosach dodawała jej powagi i wyższości. Za sułtanką szły panie, niektóre starsze, niektóre jeszcze niedorosłe. Weszli wszyscy raźno, z wesołością na twarzach rozmawiając raźno lub podśpiewując pieśni.

— Książę? — spytała, nie racząc Turhan spojrzeniem. 

Jasno było, że się nie lubiły, a gdy pokornie służki małżonki sułtana skinęły głowami, spojrzała na bladą i zmęczoną kobietę, leżącą na łożu.

— Zdrowy? Bez gorączki? — pytała cicho, szepcząc pod nosem cichą modlitwę.

— Okaz zdrowia, moja pani — odważyła się odpowiedzieć medyczka, patrząc na Turhan, mytą przez dwie służące. — 

Silny jak matka; pomyślał Sulejman aga, przytrzymując dziecko na rękach; będzie żył, będzie żył dobrym życiem, niech Bóg da. 

— Czy mogę go potrzymać? — spytała cicho, wyciągając przed siebie drżące dłonie. — Chcę ujrzeć mego syna. 

Matka patrzyła na nią karcąco, ale skinęła głową na Sulejmana agę, stojącego w kącie. 

Błagała Boga, aby nie błogosławił go oczami Osmanów — tymi ciemnymi i przenikliwymi. I odetchnęła. 

Jego oczy są najjaśniejszym niebieskim jakie widziała, ale nie są obcymi. Widziała już te oczy, jak była córką w oczach matki, a rodzeństwo przed nią.

Carski niebieski, myśli. Jej syn na wskroś  jest synem swojej matki. Włosy są niesforne i czarne, a końce kończą się długie i pełne, wygląda jak lew, a Turhan nigdy nie czuła się tak wdzięczna.  

>>

|       — Książę? — spytał, gdy podała mu dziecko. Kiedy Turhan spogląda na sułtana — człowieka, który spowodował tak wiele bólu —trzymał dziecko delikatnie jakby było ze szkła. Turhan nigdy nie była w tak dużym stopniu zdziwiona.  Ibrahim długo patrzył na syna, zbyt długo, a Turhan miała obawę, że może rzucić nim o podłogę z gniewu. 

—Wygląda jak...jak mój ojciec — powiedział, patrząc onieśmielony w oczy niebieskie jak Bosfor. — Tylko oczy ma inne, twoje... Jest piękny.

— Tak — szepnęła Turhan, starając się zignorować jej młodzieńcze serce. —Tak, panie. Jest całym Osmanem.

Ibrachim zaśmiał się, kiwając głową, kiedy szaleństwo bierze nad nim górę, dziecko unosi się do góry i na dół,  z boku na bok. Jej palce drgają, potrzeba wyciągnąć rękę i złapać  dzieciątko z jego ramion przytłoczonych, a jednak wiedziała, że ​​nie może tego zrobić. Patrzył na nią, a oczy — Osmana, okropne oczy, które kiedyś były takie przystojne — były miękkie.

— Mehmed - powiedział, uśmiechając się szeroko. —On będzie pierwszym księciem Osmanem, jak syn mojej matki.

Odśpiewuje modlitwę, a serce Turhan szaleje i zatapia się w najniższej części brzucha. 

—Pięknie, moja miłość — powiedziała  zmęczona.

— Tak  — odpowiedział jej — Tak to jest.

>>

|        Sułtańska korona sprawia, że wydaje się wyższa, jak gdyby drogocenne klejnoty wyrastały nie z obręczy, którą nosi na czubku głowy, ale wprost z niej. Turhan zaciska wargi, gdy ozdoby zapięte na mocno zaciągniętej sukni wokół jej nabrzmiałych i wrażliwych piersi, wbijają się w jej miękkie ciało. 

Siedzieli w ciszy, ale co chwilę łapała spojrzenie Ibrahima na jej obrzmiałych piersiach.

Wyszła na balkon swej komnaty późnym wieczorem. Szron lśnił na kopułach pałacu, gdy słońce zachodziło na  niebie w odcieniach pomarańczy. Turhan pociągnęła nosem, było zimno.

   Chciała uciec, chciała zabrać syna i pozostawić pałacu łez i smutku z dala od niego. Pragnęła pokazać mu lepszy świat. A nie ból, nienawiść i śmierć. Śmierć, która otaczała ją ze wszystkich stron.

To już koniec opublikowanych części.

⏰ Ostatnio Aktualizowane: Mar 30, 2018 ⏰

Dodaj to dzieło do Biblioteki, aby dostawać powiadomienia o nowych częściach!

Turhan Hatice, ostatnia.Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz