| Styczeń nadszedł szybko, a gruba, mieniąca się w słońcu warstwa puchu leżała na dachach pałacu Topapkı. W komnacie najważniejszej z żon sułtana zapalono kadzidła i dorzucono do kominka czereśniowego drzewa. Rozwieszono amulety, aby ochronić dziecko przed złym wzrokiem i rozsypano płatki róż ze szklanego ogrodu. Ustawiono przy ścianie kołyski i przewijaki.
Niekontrolowane krzyki i jęki wypełniły komnatę Turhan. Położna wepchnęła jej pomiędzy zęby czystą, lnianą szmatkę, aby ją uciszyść.
Szmata śmierdziała krwią, kiedy ocierały jej spoconą i zmęczoną twarz. Na białej luźniej sukni pociemniały smugi zaschniętej krwi i świeże jasnoczerwone plamy, widnieją na materiale, świadectwo jej bólu i walki.— Przygryź i bądź cicho! —syknęła Gruzinka.
Turhan nigdy nie doświadczyła takiego bólu. Mocno zagryzła lniany materiał powstrzymują z całej siły łzy. Z kolejnymi chwilami, i akuszerkami, które mocno uciskały jej brzuch, w końcu wydała na świat dziecko. Medyczka sprawnie owinęła je czystym płótnem, recytując z pamięci wyznanie wiary.
Turhan zmęczonym wzrokiem wodziła jak zgodnie z osmańskim prawem Sulejman aga dopilnowuje wszystkich zwyczajów.
— Co to? — Cichy i zachrypnięty głos, wypełniony nadzieją przechodzi po komnatach i korytarzach pałacu — Powiedźcie mi tylko, co to jest?
Sulejman aga spojrzał na nią, oddając dziecko pod opiekę akuszerek.
— Gratuluję, sultanym — powiedział. — Powiłaś pierwszego księcia.
— Syna — szepnęła. — Mam syna.
Powtórzyła, uśmiechając się słodko.
A w tedy weszła ona Matka — pani średnich lat, ze śmiejącą się twarzą, przybrana w czerwoną suknię i zieloną szatę z złotymi ozdobami. Błyszcząca korona w pomalowanych henną czarnych włosach dodawała jej powagi i wyższości. Za sułtanką szły panie, niektóre starsze, niektóre jeszcze niedorosłe. Weszli wszyscy raźno, z wesołością na twarzach rozmawiając raźno lub podśpiewując pieśni.
— Książę? — spytała, nie racząc Turhan spojrzeniem.
Jasno było, że się nie lubiły, a gdy pokornie służki małżonki sułtana skinęły głowami, spojrzała na bladą i zmęczoną kobietę, leżącą na łożu.
— Zdrowy? Bez gorączki? — pytała cicho, szepcząc pod nosem cichą modlitwę.
— Okaz zdrowia, moja pani — odważyła się odpowiedzieć medyczka, patrząc na Turhan, mytą przez dwie służące. —
Silny jak matka; pomyślał Sulejman aga, przytrzymując dziecko na rękach; będzie żył, będzie żył dobrym życiem, niech Bóg da.
— Czy mogę go potrzymać? — spytała cicho, wyciągając przed siebie drżące dłonie. — Chcę ujrzeć mego syna.
Matka patrzyła na nią karcąco, ale skinęła głową na Sulejmana agę, stojącego w kącie.
Błagała Boga, aby nie błogosławił go oczami Osmanów — tymi ciemnymi i przenikliwymi. I odetchnęła.
Jego oczy są najjaśniejszym niebieskim jakie widziała, ale nie są obcymi. Widziała już te oczy, jak była córką w oczach matki, a rodzeństwo przed nią.
Carski niebieski, myśli. Jej syn na wskroś jest synem swojej matki. Włosy są niesforne i czarne, a końce kończą się długie i pełne, wygląda jak lew, a Turhan nigdy nie czuła się tak wdzięczna.
>>
| — Książę? — spytał, gdy podała mu dziecko. Kiedy Turhan spogląda na sułtana — człowieka, który spowodował tak wiele bólu —trzymał dziecko delikatnie jakby było ze szkła. Turhan nigdy nie była w tak dużym stopniu zdziwiona. Ibrahim długo patrzył na syna, zbyt długo, a Turhan miała obawę, że może rzucić nim o podłogę z gniewu.
—Wygląda jak...jak mój ojciec — powiedział, patrząc onieśmielony w oczy niebieskie jak Bosfor. — Tylko oczy ma inne, twoje... Jest piękny.
— Tak — szepnęła Turhan, starając się zignorować jej młodzieńcze serce. —Tak, panie. Jest całym Osmanem.
Ibrachim zaśmiał się, kiwając głową, kiedy szaleństwo bierze nad nim górę, dziecko unosi się do góry i na dół, z boku na bok. Jej palce drgają, potrzeba wyciągnąć rękę i złapać dzieciątko z jego ramion przytłoczonych, a jednak wiedziała, że nie może tego zrobić. Patrzył na nią, a oczy — Osmana, okropne oczy, które kiedyś były takie przystojne — były miękkie.
— Mehmed - powiedział, uśmiechając się szeroko. —On będzie pierwszym księciem Osmanem, jak syn mojej matki.
Odśpiewuje modlitwę, a serce Turhan szaleje i zatapia się w najniższej części brzucha.
—Pięknie, moja miłość — powiedziała zmęczona.
— Tak — odpowiedział jej — Tak to jest.
>>
| Sułtańska korona sprawia, że wydaje się wyższa, jak gdyby drogocenne klejnoty wyrastały nie z obręczy, którą nosi na czubku głowy, ale wprost z niej. Turhan zaciska wargi, gdy ozdoby zapięte na mocno zaciągniętej sukni wokół jej nabrzmiałych i wrażliwych piersi, wbijają się w jej miękkie ciało.
Siedzieli w ciszy, ale co chwilę łapała spojrzenie Ibrahima na jej obrzmiałych piersiach.
Wyszła na balkon swej komnaty późnym wieczorem. Szron lśnił na kopułach pałacu, gdy słońce zachodziło na niebie w odcieniach pomarańczy. Turhan pociągnęła nosem, było zimno.
Chciała uciec, chciała zabrać syna i pozostawić pałacu łez i smutku z dala od niego. Pragnęła pokazać mu lepszy świat. A nie ból, nienawiść i śmierć. Śmierć, która otaczała ją ze wszystkich stron.
CZYTASZ
Turhan Hatice, ostatnia.
Historical FictionKobieta, która straciła imperium. Żona, która straciła męża. Kobieta, która straciła swoją głowę.