8

3.7K 156 4
                                    

~ Victoria

- Przestań się kręcić! - wykrzykuje niezadowolona mama.

Wciąż poprawia mi suknię pomimo, że według mnie wszystko jest dobrze. Przewracam oczami ale wykonuje polecenie. Kątem oka widzę jak stojąca w progu pokoju Lacey wciąż się ze mnie naśmiewuje. Gdy mama wreszcie kończy poprawki jeszcze raz sprawdza stan moich spuszczonych w dół i lekko pofalowanych włosów po czym przechodzi wokół mnie i stajemy twarzą w twarz. Widzę, że mama jest bardzo wzruszona. Patrzy mi w oczy i bierze moją twarz w swoje dłonie.

- Moja piękna Victoria wychodzi za mąż - mówi z niedowierzaniem, a w oczach ma łzy.

Widząc ją w takim stanie też mam ochotę się rozpłakać ale siostra posyła mi mordercze spojrzenie. Lacey zrobiła mi makijaż i jest na tym punkcie niezwykle przewrażliwiona. Z tysiąc razy powtarzałam jej, że powinna zostać makijażystką ale ona nawet nie chce o tym słuchać. Uparcie zbiera pieniądze na studia. 

- Na to wygląda - odpowiadam z uśmiechem i wtulam się w mamę, a ta z chęcią odpowiada na mój okaz miłości.

W ramionach mojej rodzicielki zawsze czułam się bezpieczne. Za każdym razem gdy dokuczał mi Gabe albo gdy brakowało mi Ashtona. Gdy rozstałam się z Jeremy'm. Za każdym razem gdy cierpiałam mogłam znaleźć w niej ukojenie. W kącikach moich oczu zebrały się łzy wzruszenia.

- Wszystko dobrze? - pyta zaniepokojona mama.

- Tak - odklejam się wreszcie od niej i ocieram oczy zewnętrznymi stronami kciuków. 

Moja rodzicielka pociera moje ramiona i posyła mi podnoszący na duchu uśmiech.

- Koniec tych smutków - słyszę nagle głos May.

Zerkam zza ramienia mamy i widzę ich wszystkich. Caroline i May. Obok nich stoi Malachai obejmujący w pasie Liz, a za nimi w progu dostrzegam uśmiechającego się do mnie Jeremy'ego. Nie spodziewałam się, że mój były przyjedzie na mój ślub ale widocznie się myliłam.

- Jery - uśmiechał się do niego i po chwili już jestem w jego ramionach.

Wiem, że to zapewne dziwnie wygląda ale co poradzę na to, że mój przyjaciel był kiedyś moim chłopakiem. Kiedy wreszcie się od niego odrywam on ogląda mnie uważnie od góry do dołu.

- Wyglądasz... - widzę jak spala buraka - ...olśniewająco - duka wreszcie.

- Dzięki - ja również zwracam uwagę na białą koszulę opinającą jego mięśnie, kiedyś by mnie to z pewnością nie obeszło ale dzisiaj miałam wyjść za miłość mojego życia, a Jeremy nią nie był - Wiesz, że zawszę będę cię kochać? - pytam.

- Oczywiście - oboje wiemy o co mi chodzi.

- Dobra gołąbeczki - na słowa Caroline lekko się czerwienię - Czas jechać. Vici, nie chcesz chyba spóźnić się na własny ślub?

Mama przytakuje dziewczynom i popycha mnie lekko ku wyjściu. Schodzimy klatką schodową, a później wychodzimy przed apartamentowiec. W oczy uderzają mnie światła fleszów. Pomimo wszystko staram się uśmiechać w miarę naturalnie. Nie przepadam za prasą ale szybko nauczyłam się jak zachowywać się przy dziennikarzach. Przy parkingu stoi czarny samochód. Identyczny którym zawieziono do ślubu moją przyszłą teściową. Zza miejsca kierowcy wychodzi Cory ubrany w czerwony mundur. Uśmiecha się do mnie serdecznie po czym otwiera mi tylne drzwi. Szybko wślizguję się do środka, a zaraz za mną robi to Lacey i Toby. Reszta jedzie innymi samochodami. Kiedy Cory wraca na swoje miejsce przekręca kluczyki w stacyjce i rusza. Trasa którą jedziemy oblegana jest przez Brytyjczyków. Przez okno słyszę ich wołanie i widzę powiewające flagi. Nigdy nie chciałam żeby mój ślub był wydarzeniem narodowym i dla mnie nadal nim nie był. To była nasza chwili, moja i George'a. 

W oddali słyszę bicie dzwonów, które cały czas staje się coraz głośniejsze. Mój brzuch zaciska się w momencie gdy widzę wieże Opactwa Westminsterskiego. Lacey najwyraźniej to zauważa bo ściska moją dłoń starając się dodać mi odwagi. Po kilku minutach stajemy przed drzwiami do opactwa. Moja siostra w ostatniej chwili wczepia mi we włosy welon. Widzę jak ,stojący przy czerwonym dywanie po którym wejdę do budowli, strażnik w czerwonym mundurze otwiera mi drzwi i natychmiast wraca na swoje miejsce salutując. Lacey posyła mi ostatnie wspierające spojrzenie po czym zakasując suknię wychodzę z samochodu. Uderza we mnie fala oklasków i okrzyków. Układam swoje usta w uśmiechu i macham do ludzi. Wielu z nich mi odmachuje. Zaraz za mną z samochodu wychodzi moja siostra również ubrana w białą choć skromniejszą suknię. Jej ręki wciąż uczepiony jest Toby. W czerwonym fraczku i białych pończochach chłopiec wygląda jak mały książę. Po chwili Toby puszcza dłoń mamy i według wcześniejszych ustaleń podnosi z ziemi mój welon. Powoli nadjeżdża reszta samochodów i wysiadają z nich członkowie mojej rodziny i przyjaciele. Wszyscy oprócz mnie i ojca kierują się do Opactwa. Kiedy zostajemy sami tata podaje mi rękę i uśmiecha się pięknie. Może nie był specjalnie dobrym rodzicem ale i tak go kocham. Chwilę później słyszymy charakterystyczną ślubną melodię graną na organach i ruszamy do środka.

____________________________________

Przepraszam za długą nieobecność ale dużo się u mnie działo. Przy odrobinie szczęścia może zaczne wreszcie pisać wmiarę regularnie

Their Majesties Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz