Rozdział 3

187 18 5
                                    


Po niefortunnym spotkaniu długouchego zamknęła się w pokoju i powtórzyła czynności z rana. Następnie wyszła z pokoju by udać się do biblioteki, na poszukiwanie książek, które pomogłyby zrozumieć jej miejsce, w którym się znalazła. Po drodze spotkała jednak zdyszaną Ykhar.

- Hati! Szukałam cie wszędzie! Przebiegłam całą kwaterę chyba z trzy razy! - Wysapała Brownie

- Byłam w pokoju, sprawdziłaś tam?

- Och... Jakoś nie wpadłam, żeby tam sprawdzić.. - Policzki dziewczyny nabrały lekko różowego zabarwienia

- Oj słońce... - Uśmiechnęłam się do niej promiennie - A właściwie dlaczego mnie szukałaś?

- Idę z Alajéą na spacer do lasu i zamierzamy zrobić sobie tam piknik, nie chciałabyś do nas dołączyć? - pytanie zadała patrząc na mnie z nadzieją w tych dużych, szarych oczach i niby jak ja miałam jej odmówić?!?

- Chętnie z wami pójdę - uśmiechnęłam się do niej, ale ten uśmiech nie dosięgnął moich oczu.

- Och! Nawet nie wiesz jak się cieszę! - Jej uśmiech zajął pół twarzy. Zanim zorientowałam się co się dzieje byłam już w jej żelaznym uścisku. Po prostu zastygłam, jednak rudowłosa szybko mnie puściła - Bądź za godzinę przy bramie!

Już jej nie było... Jasnooka skierowała się z powrotem do swojego pokoju. Kiedy znalazła się bezpiecznie za drzwiami swojego małego azylu zaczęła cicho nucić piosenkę ze swojego dzieciństwa, żeby się trochę uspokoić. Chwilę zajęło jej opanowanie galopującego serca, ale z pomocą kołysanki było to trochę łatwiejsze.

Wzięła plecak, włożyła tam kocyk i sztylet tak na wszelki wypadek. Przecież zawsze może się przydać. Pomyślała, że wejdzie jeszcze do spiżarni aby wziąć coś do jedzenia dla siebie i swoich towarzyszek. Ale na to miała jeszcze trochę czasu. Położyła się na łóżku i owinęła się kołdrą. Nagle poczuła jak jej łoże ugina się pod kimś jeszcze. Jej serce przyspieszyło tempa, ale tylko do chwili gdy ujrzała Charona, który zaczął dopraszać się pieszczot. Szybko wyswobodziła obie ręce z kokona i zaczęła miziać chowańca.

- Prawie mu zazdroszczę - szybko podniosłam się do siadu, co okazało się niemądrą decyzją, bo kołdra, w którą się zaplątałam nieco mnie zmyliła i źle oceniłam moje położenie, przez co zsunęłam się na podłogę. Elf wybuchnął śmiechem - Jak mówiłem PRAWIE - podszedł do mnie dalej śmiejąc się delikatnie i podał mi rękę, której nie przyjęłam.

- Poradzę sobie - wstałam podpierając się o łóżko - A tak poza to jak tutaj wszedłeś?

- No już nie dąsaj się tak. - jego szyderczy uśmiech przerodził się w coś delikatniejszego - Twój chowaniec zostawił otwarte drzwi. Ciesz się, że to ja przechodziłem, a nie Nevra. To mogłoby skończyć się o wiele gorzej. - wzdrygnęłam się delikatnie na wspomnienie jego zaborczych podrywów.

- Poradziłabym sobie jakoś... - wzięłam plecak na ramię, widząc godzinę na zegarku, który miałam na nadgarstku. Zastanawiałam się jak długo jeszcze będzie działał. Kilka godzin, dni, tygodni, miesięcy a może lat? Poczułam ukłucie smutku patrząc na niego. Kiedyś należał do mojego taty, później miał go mój brat, ale podarował go mnie bo to ja zawsze się spóźniałam. Jeśli on się zatrzyma, boje się, że moje serce również stanie. Moje spojrzenie ponownie spoczęło na moim rozmówcy. - A teraz wybacz, ale wychodzę.

- A gdzie się wybierasz moja przyjaciółko - ostatnie słowa wypowiedział tak słodko i sztucznie, aż mi się niedobrze zrobiło

- Nie twój interes drogi przyjacielu. - wypowiedziałam to najbardziej sarkastycznym tonem na jaki było mnie stać i z nienaturalnie szerokim uśmiechem.

Promyk ciepłaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz