- Co widzisz? – Podekscytowany Viktor podskakiwał wokół Yuuriego.
- Ciemność. Ciemność widzę – westchnął. W sumie trudno żeby było inaczej skoro, sam Viktor, jakąś minutę temu, zawiązał mu na oczach szalik. Upewniając się przy tym, czy materiał na pewno dobrze leży.
- Wspaniale! – Viktor klasnął w dłonie, niczym naładowany cukrem pięciolatek. – Czyli możemy iść!
Yuuri, dla którego cała sytuacja była niekomfortowa, w końcu nagle został pozbawiony jednego ze zmysłów, nie podzielał radości ukochanego.
- Viktor... - zaczął, ale zaraz urwał. Otaczająca go ciemność uniemożliwiała dokładne zlokalizowanie narzeczonego. A naprawdę nie chciał stać jak debil, na środku pokoju i gadać w przestrzeń.
- Tak, słońce ty moje? Promyczku najjaśniejszy? Potrawko wieprzowa z sosikiem?
Ten potok, wątpliwej jakości, komplementów dochodził gdzieś z prawej strony, toteż Yuuri zrobił obrót. I walnął kolanem o nóżkę kawowego stolika.
- Ała! – Złapał się za bolące miejsce. – Auć! – Zrobił to jednak trochę za szybko, bo zaraz walnął, w ten sam stolik, głową. – Viktor! – krzyknął kiedy usłyszał odgłos migawki. – Jeśli zobaczę to zdjęcie na Instagramie, to przyrzekam, że... - Nie dokończył, bo naraz silne ramiona uniosły go w górę i odsunęły z dala od zdradzieckiego mebla. Yuuriemu zakręciło się w głowie. Nagła zmiana pozycji, kiedy ogarniała go jedynie ciemność, a w czaszce czuł tępe pulsowanie, nie należała do najprzyjemniejszych przeżyć.
- W porządku? – Viktor z niepokojem patrzył jak jego ukochany kołysze się lekko na boki. Może ten pomysł z oślepieniem, nie był w wcale taki dobry? Nieeee... Przecież niespodzianka musi być!
- Jakoś żyję. Z naciskiem na jakoś. – Yuuri zaczynał mieć tego dość. – Viktor, czy to naprawdę jest konieczne? – spytał dotykając szalika.
- Jak najbardziej! Inaczej nie będzie niespodzianki!
- Kolejnej?
Kiedy Viktor, dwa dni temu, wparował na lodowisko, wrzeszcząc, że ma dla niego prezent, myślał raczej o jakiejś kolacji w drogiej restauracji, które Nikiforov tak uwielbiał. W życiu, do głowy by mu nie przyszło, że owa niespodzianka tyczyła się weekendu. W czterogwiazdkowym hotelu. Nad brzegiem morza. We Francji! Ten człowiek miał zdecydowanie za dużo pieniędzy.
- Dla ciebie wszystko! Nawet sto... nie! Tysiąc niespodzianek dziennie!
Yuuri pomyślał, że owa ilość zaskoczeń i to takich przygotowanych przez Viktora, mogłaby wysłać go do grobu, jeszcze przed trzydziestką. Serducho by tego, zwyczajnie, nie wytrzymało. Dlatego postanowił trochę przystopować narzeczonego.
- Wiesz... Vitya... - Wyciągnął rękę licząc na to, że złapie dłoń narzeczonego. Jednak trafił na pustkę. Viktor znowu musiał się przesunąć, ignorując fakt, iż Yuuri go nie widział. – Może jednak daruj sobie ich aż tyle... Ty mi wystarczysz za wszystkie niespodzianki świata...
- Oh! Yuuri! – Rosjanin wydał z siebie pisk radości.
Katsuki, chociaż nie mógł zobaczyć ukochanego, dałby sobie głowę uciąć, że na twarzy Viktora pojawił się ten charakterystyczny uśmiech w kształcie serca.
- Jesteś dla mnie za dobry! – krzyczał dalej, chcąc dać upust swojej radości. Japończyk uśmiechnął się. Lubił poprawiać Viktorowi humor. A skoro narzeczony był tak szczęśliwy to...
- A mogę to zdjąć? – Znów dotknął szalika.
- NIE! – Nikiforov w jednej chwili przeszedł transformację z uległego narzeczonego w potomka Kozaków. – Zresztą... - Spojrzał na zegarek. – Musimy iść!
- Iść? – W głosie Yuuriego słychać było panikę. – Gdzie?! – Naprawdę nie miał ochoty opuszczać miłego hotelowego pokoiku. Tym bardziej na ślepo. Ze zwariowanym narzeczonym, jako przewodnikiem.
- Niespodzianka... - zaświergotał Viktor, po czym chwycił narzeczonego za rękę. – Spodoba ci się.
Yuuri miał na ten temat zupełnie inne zdanie. Nie podobało mu się. Począwszy od tego, że był ślepy jak kret, poprzez fakt nieposiadania na sobie butów (Viktor zupełnie zapomniał o tym szczególe), na obijaniu się o ściany, kończąc. Nikiforov, chociaż bardzo chciał, nie potrafił pokierować, oślepionym przez siebie, narzeczonym tak by ten, nie doznał żadnego uszczerbku na zdrowiu.
- Przepraszam Yuuri... - Kiedy wsiedli do taksówki, Viktor masował obolały bark kochanka. Który myślał, że spali się ze wstydu. Ciekawe, co sobie o nich pomyślał kierowca. A jeśli ich rozpoznał?! I Wrzuci zdjęcia z tej, jakże niekomfortowej, sytuacji na Instagrama... Mieszkanie pod jednym dachem z Phichitem jednak siadało na psychikę.
Jechali dość krótko, jednak zdaniem Japończyka i tak za długo. Kiedy, wreszcie, wysiedli, pierwszym, co uderzyło Yuuriego był szum fal. Zaraz potem doszedł do niego subtelny zapach morza.
- Viktor...
- Tak, skarbie?
- Czy my jesteśmy na plaży?! – Do diabła! Nie wiedział, co o tym myśleć. Tym bardziej, że kiedy Viktor zaczynał tę całą zabawę w „zawiąże Ci oczy, będzie fajnie", zegar w pokoju wybijał ósmą wieczorem. Teraz pewnie było już po dziewiątej. Co można robić nad brzegiem morza o takiej godzinie?! Przecież nie się kapać! Zaraz... A jeśli... - Jeżeli tak, to oświadczam ci, że nie mam zamiaru wchodzić do wody!
Viktor tylko się roześmiał.
- Nawet o tym nie myślałem – zapewnił go. – Chodź. – Pociągnął, wciąż ślepego, Yuuriego.
Katsuki czuł jak piasek wsypuje mu się do skarpetek, co było przyjemniejsze niż mógłby sądzić. W dodatku szum morza... I silne ramię ukochanego tuż obok. Poczuł, że jest mu dobrze. Tak bardzo dobrze... Do pełni szczęścia brakowało mu tylko widoku twarzy Viktora. Tych iskierek tańczących w lazurowych tęczówkach. Tego uśmiechu. Tego zaczerwienionego nosa. Tego...
- Viktor... - Poczuł, że dłużej nie wytrzyma. – Proszę... Mogę to już zdjąć? – Chcę cię zobaczyć, dodał w myślach. Z jednej strony był cholernie szczęśliwy. W końcu Viktor był tuż obok. I robił coś tylko dla niego. Z drugiej... Miał ochotę wyć. Bo jakaś część niego, przez tę wszechobecną ciemność, uświadomiła mu, że... Kiedyś mógłby stracić wzrok. A, co za tym idzie, nigdy więcej nie zobaczyć ukochanego. Zadrżał na samą myśl.
- Zimno ci? – Zaniepokoił się Rosjanin.
Katsuki pokręcił głową.
- Mogę? – ponowił pytanie.
O dziwo usłyszał odpowiedź twierdzącą. Szybko zerwał szalik i skierował dopiero, co odzyskany wzrok na Viktora. Nareszcie! Nie widział go może godzinę, zapewne nawet krócej. A i tak stęsknił się cholernie. Chciał mu się przyjrzeć. Napatrzeć się na niego. I robił to tak długo i tak intensywnie, że przygotowaną przez Viktora niespodziankę, zobaczył dopiero, kiedy ten ustawił się tak, by dziesiątki świec, jakimi ozdobiona była plaża, odbiły się w ukochanych oczach. Ich światło delikatnie migotało, oświetlając dwójkę łyżwiarzy, która... Cóż... Do szczęścia potrzebowała tylko swojego widoku. I nawet najpiękniejsze dekoracje nie mogły tego zmienić.
___________________________________________________________-
-Kicz raz!
-Proszę bardzo, podano do stołu. Proponujemy do tego sosik z rozczarowania.
Innymi słowy, wiem, że nie wyszło dobrze... Chyba nie umiem (chyba?! patrzy na siebie zdziwiona i zniesmaczona. Na pewno jełopie jeden) pisać z ograniczeniem długościowym... Zwykle leje wodą aż miło (znaczy nie miło :P). A tu, nawet się nie rozpędziłam i już halt... I trzeba było całość przepisywać... Dobra, nie marudzę więcej. Potem (mam nadzieję) będzie lepiej.