SMAK

292 39 34
                                    

- Jak? I jak? I jak? I jak? – Viktor skakał wokół Yurio jak pojebany. Zdaniem samego Yurio, rzecz jasna.

- Zamknij się staruchu! – Nastolatek wyglądał jakby chciał trzymany widelec, zamiast w ciasto, wbić w oko pewnego znajomego Rosjanina. – Przecież jeszcze nie spróbowałem! – To prawda. Nałożona chłopakowi porcja wciąż pozostawała nietknięta. I najpewniej miało to związek z szalejącym Viktorem. Który po prostu nie mógł usiedzieć na miejscu i cały czas zagadywał Yurio. Chociaż, do grona odpowiedzialnych należało też dodać wewnętrzne opory samej Rosyjskiej Wróżki.

- Mam nadzieje, że to nie jest jakiś wasz kiepski żart. – Yurio spojrzał podejrzliwie na kawałek ciasta tuz przed sobą. Niby wyglądało normalnie. A nawet, pokusiłby się o stwierdzenie, że apetycznie. I to właśnie wzbudzało w nastolatku największe podejrzenia. W końcu, zgodnie ze słowami Wieprza, odpowiedzialnym za owo dzieło sztuki cukierniczej był sam Viktor Kuchenne Beztalencie Nikiforov. Po jego wybrykach kulinarnych spodziewałby się wszystkiego. Nawet tego, że potrawy ożyją i same zaczną się zjadać...

Po dłuższym zastanowieniu, chłopak stwierdził, że wszystko to jednak za dużo. Bo nigdy nie spodziewałby się, że dania, wypieki, czy cokolwiek wspólnego z jedzeniem, wychodzące spod rąk Łysola będą wyglądały znośnie! Ani, tym bardziej, ładnie! Dlatego Yurio miał jeszcze większe opory przed spróbowaniem ciasta. Tym bardziej, że miał to zrobić, jako pierwszy. Cholera! Gdyby owo ciasto wyglądało jak efekt nieudanych eksperymentów szalonego naukowca, czułby się spokojniejszy. To... Byłoby bardziej w stylu Viktora.

Tymczasem sam zainteresowany poczuł się dogłębnie urażony brakiem wiary przyjaciela.

- Jak możesz, Yurio?! – Viktor wydał z siebie przeciągły jęk. – Ja cię tu zapraszam, w dobrej wierze, częstuję ciastem, a ty...

- Nie częstujesz – przerwał mu chłopak. – Tylko każesz robić za królika doświadczalnego!

- Źle do tego podchodzisz. – Nikiforov posłał przyjacielowi swój firmowy uśmiech numer pięć. Niestety, Yurio nie był, podatną na jego wdzięki kobietą, ani, tym bardziej, fajtłapowatym Japończykiem z obsesją na punkcie sławnego łyżwiarza. Więc owy uśmiech tylko jeszcze bardziej go zirytował.

- A jak mam niby inaczej do tego podejść, hę?! – wrzasnął tak, że siedzący, do tej pory, pod stołem, Makkachin, uciekł z kuchni, wprost do sypialni. Yurio parsknął. Dlatego właśnie wolał koty. Ale nawet tchórzliwy pudel był lepszy od tej dwójki idiotów. – Niemal siłą wyciągasz mnie z lodowiska, mając w dupie, to, że się spieszę a teraz każesz mi próbować ciasta! Którego żaden z was jeszcze nie tknął! – Wskazał na blachę, w której faktycznie, brakowało tylko jednego kawałka.

Na Viktorze to przemówienie nie zrobiło większego wrażenia. Dalej uśmiechał się jak, według Yurio, debil.

- A chociażby tak, że bardzo ci ufam i to właśnie ciebie poprosiłem o szczerą opinię na temat mojego debiutu cukierniczego. Powinieneś czuć się wyróżniony.

Nastolatek prychnął niczym wkurwiony kot.

- A niby, dlaczego on – wskazał na Yuuriego, który pod wpływem niespodziewanego wciągnięcia w dyskusje – nie mógł tego zrobić, co? Przecież, do jasnej Anielki, mieszkacie razem!

Tym razem to Viktor prychnął.

- Powiedziałem, że chce szczerej opinii.

To trochę skonsternowało chłopaka. Czyżby kłótnia kochanków? Nieee... Przecież w drodze powrotnej migdalili się jak dwa zboczone pojeby . Yurio był przekonany, że tylko cudem uniknęli mandatu za gorszenie społeczności lokalnej. I penie jeszcze za coś. Chłopak nie znał całego kodeksu karnego, ale na to, co wyprawiało tych dwóch debili, na pewno był paragraf. Tym bardziej zdziwiła go odpowiedź Viktora.

- Katsudon... O czym ten Łysol pieprzy?

Yuuri westchnął.

- Viktor uważa, że skoro jesteśmy narzeczeństwem to nie powiem mu prawdy. I nawet, jeśli ciasto będzie ohydne to i tak stwierdzę, że jest pyszne. W obawie przed zrobieniem mu przykrości. – I brakiem seksu, dodał w myślach. Nie miał zamiaru wtajemniczać chłopaka we wszystkie zakamarki myślowe Viktora. W końcu uważał Yurio za przyjaciela. I jako takiego, powinien go bronić przed niektórymi z viktorowych pomysłów.

Nastolatek, nieświadom, przed jakim złem został właśnie ustrzeżony, przejechał dłonią po twarzy, wydając przy tym trudny do zidentyfikowania jęk.

- Serio staruchu?! Naprawdę?!

- No, co? – Viktor nie rozumiał, dlaczego jego tok myślowy nie znalazł poparcia, najpierw u Katsukiego a teraz u Yurio. – Przecież Yuuri mnie kocha!

- Ale, z tego, co się orientuję, posiada własny mózg i potrafi cię opierdolić jeśli przyjdzie taka potrzeba... Jak wtedy w Chinach. Yakov mówił...

- Ale to nie to samo! Poza tym wtedy nie byliśmy narzeczeństwem!

Nastolatek pokręcił głową. Powinien już się do tego przyzwyczaić. Kiedy ten Łysol sobie coś wbije do głowy, bomba atomowa mu tego nie wybije.

- Dobra! Już nie jojcz. Zjem to ciasto. Ale wiedz, że jeśli będzie chujowe, zrzygam się na ciebie i twoją zjebaną koszulkę.

Widząc jak Viktor się zapowietrza, Katsuki postanowił wkroczyć do akcji. Bo Nikiforov broniący swojego gustu, to istota, której w domu nie chciał. Raz mu starczy, podziękował.

- Nie martw się. Nadzorowałem go. Powinno być dobrze.

Nie wiedzieć, czemu to nie uspokoiło Yurio. Ale wolał się już nie wdawać w dalsze dyskusje. Im szybciej to zje, tym szybciej wróci do domu. I tym szybciej Łysol zrobi za niego zadanie z fizyki. Zresztą i tak wiedział, że się nie wywinie. Jak już dał się tu przyciągnąć i przekupić, to trzeba jednak wywiązać się z umowy. Postanowił zrobić tak, jak z odklejaniem plastra. Im szybciej, tym lepiej., Najwyżej się udławi. Co też miałoby swoje dobre strony.

Nabrał na widelec spory kawałek i wsadził go sobie do ust.

Wystarczyło zaledwie kilak sekund, by Jurij zrozumiał, że nawet Anioł stróż w postaci Katsukiego nie uchronił Viktora przed porażką. Zwalczając odruch wymiotny, wypluł wszystko wprost na koszulkę Nikiforova.

- To jest, do jasnej cholery, obrzydliwe! Staruchu! Coś ty tam napakował! – Nie czekając na odpowiedź pognał do zlewu, żeby zabić paskudny smak wodą. – Dlaczego to jest słone?!

Cóż... Zarówno Viktor jak i Yuuri też chcieliby znać odpowiedź na to pytanie. Katsuki ostrożnie odłamał kawałek ciasta i włożył go sobie do ust. Po czym wypluł chyba jeszcze szybciej niż Yurio.

- Viktor! To naprawdę jest słone! I obrzydliwe! – Sam sięgnął po mleko z lodówki. – Mów! Dodałeś coś, kiedy nie patrzyłem?!

Winowajca patrzył na nich nic nie rozumiejąc. Przecież Yuuri go nawigował. Korzystali ze sprawdzonego przepisu Pani Katsuki, więc dlaczego ciasto było słone? O czym też zdążył się przekonać.

- Nieeeee... – Zaprzeczenie zmieniło się w jęk. Nikiforov wstał gwałtownie i pognał do szafki. Wyciągnął z niej pojemnik z cukrem. Zamoczył palec w białym proszku i oblizał krzywiąc się. Miał rację.

- Yuuri... Yurio... przepraszam... - Zaczął się kajać.

- Coś ty zrobił idioto?! – Nastolatek skończył pić i wyglądał jakby marzył tylko o morderstwie. – Gadaj!

- No... Po ostatnich zakupach... Skończyła nam się sól... to kupiłem... Ale pojemnik był brudny... Nie chciało mi się myć, więc wsypałem ją do tego po cukrze... Bo też się skończył... Tylko jego nie kupiłem... Myślałem, że będę pamiętał... Ale to w sumie zabawne, nie...

Miny zarówno, Yuuriego jaki Jurija jasno mówiły, że jednak nie. A on pożałuje zarówno lenistwa jak i sklerozy. Wkrótce... Ze strony Katsukiego, już tego wieczoru...

____________________________________________________

Zjebałam z długością... Ale tego, nie dało się skrócić, ok?!

Wiem, że pomysł oklepany, ale właśnie typowy (kultowy wręcz ;)) błąd (pomieszany z lenistwem i sklerozą) tak bardzo pasował mi do Viktora, że musiałam go wcisnąć. Tylko Yurio mi szkoda...

Zmysłowy ChallengeWhere stories live. Discover now