Devon's POV
Dzisiaj wstałam o 7.45. Kurwa. Dlaczego ten cholerny budzik nie zadzwonił?! Ughhh...Jak zwykle coś. No cóż, przecież nic mi nie zrobią. Nie mogą. To tylko spóźnienie.
Do szkoły przyszłam dopiero na drugą lekcję, bo stwierdziłam, że nie ma sensu przychodzić na 10 minut. Końcowych minut. Chociaż nie, po prostu mi się nie chciało. Jeśli ktoś lubi chodzić do szkoły to jest naprawdę pieprznięty.Na przerwie obiadowej nagle usłyszałam jak ktoś za moimi plecami woła moje imię.
Odwróciłam się. Podbiegł do mnie Styles. Czego ten facet może ode mnie chcieć?
- Czego chcesz?- spytałam niemiło. Ups.
- Ten twój charakterek- zmierzyłam go morderczym spojrzeniem.- Mam do ciebie sprawę i na pewno nie jest ona na teraz.-zaciekawiło mnie to, nie powiem. No bo, co może chcieć ode mnie Styles?
- A na kiedy?-
- Masz czas dzisiaj wieczorem?-
- Mam-
- Pasuje Ci 19.00?-
- Tak- już nie mogę się doczekać. Myśl o tym co Harold chciał mi powiedzieć dręczyła mnie przez wszystkie lekcje. Nie mogłam się na niczym skupić.
Gdy przyjechałam do domu o 14.00 załatwiłam parę spraw związanych z moim gangiem. Następnie usiadłam na kanapie, obejrzałam kilka odcinków Pretty Little Liars(to naprawdę zajebisty serial, tak swoją drogą). Równo o 19.00 zadzwonił dzwonek do drzwi mojej willi.
Wstałam i poszłam otworzyć.
- Dzień dobry.- Harry wszedł do środka zdjął bury i rozsiadł się na mojej kanapie. Nie dorzuciłam do tego komentarza, bo wiedziałam, że jeśli coś powiem Styles napewno będzie przedłużał wytłumaczenie całej sprawy.
- Dla kogo dobry, to dobry- odezwałam się- Cóż to za ważna sprawa, że Harry Styles zaszczycił mnie swoją osobistością w moim domu?- powiedziałam z ironią.
- Zapomniałaś dodać zajebistą osobistością- a ten jak zwykle- Usiądź, dobrze?-usiadłam. Człowieku mów już, bo nie wytrzymam...
- Wiem, że należysz do Black Roses- o kurwa
- Ja? Chyba mnie z kimś pomyliłeś- próbowałam się wyprzeć.
- Devon nie udawaj. Mój znajomy wbił się do prywatnej kamery przy Cansas Avenue. Odtworzył nagrania z dnia wybuchu. Podjechały tam dwa samochody ze złotym numerem. Wcześniej cię śledziłem i widziałem, że wchodzisz do willi w której stały( w garażu) te same samochody. Zdobyłem jeszcze kilka innych faktów i wyszło jak wyszło. Zresztą ja też Ci muszę coś powiedzieć... Jestem szefem gangu FR. Stąd właśnie mam tyle informacji.-
- Wiedziałam kim jesteś od samego początku naszej, jakby to powiedzieć, znajomości. I podejrzewałam, że prędzej czy później się dowiesz.-
-Wiedziałaś?
- Tak Harry. Jestem szefową B.R wiem takie rzeczy. I mam dla ciebie pewną propozycję...-
- Jaką?-
- Współpraca-
- Czekaj... ty mi proponujesz współpracę?-
-Tak-
- Tylko, że jest kilka spraw, które musimy omówić, ale to razem z twoim gangiem. Jeśli się oczywiście zgodzisz. A teraz dokończymy ten projekt, bo musimy do pojutrze oddać.
- Dobra-
Next day
Z projektu na angielski dostaliśmy z Harrym 6. No wiadomo. Ktoś z takim intelektem jak ja zawsze dostaje dobre oceny. Eh ta moja wrodzona skromność. Podeszłam do mojej szafki odłożyć niepotrzebne książki. W tej samej chwili podeszła do mnie Lydia.
- Ja pierdole... Jak ta szkoła mnie wkurwia!-
- Co znowu?- Obstawiam, że to coś związanego z fizyką. Nienawidzi jej tak samo jak ja. Ten przedmiot to jest jakaś życiowa porażka. A nauczyciele, którzy go uczą jeszcze gorsi i to każdy po kolei. Przypadek, nie sądzę.
- Baba od fizyki spytała mnie z ostatniej lekcji, a jak wiesz nie było mnie wtedy. No i ja jej mówię, że mnie nie było, a ona było się dowiedzieć, a jak tego nie robię to żebym się później nie zdziwiła jak mi wstawi pałę na koniec. No myślałam, że jej wpierdole.- nie dziwie jej się. W poprzednich szkołach nauczyciele od fizyki jeszcze jakoś uchodzili, ale ta. Krótki opis: spasiona baba po 50-dziesiątce z tak rozszalałym hormonami jak kobieta w ciąży, tylko ona to jest w tej tłuszczowej, może to ma jakieś powiązanie... w sumie to nie wiem i nie chce wiedzieć.
- A ten tu czego?- spojrzałam się w stronę w która patrzyła. Szedł do nas Styles.
- O której się możesz spotkać?-
- A gdzie Dzień dobry?-
- W dupie- już nawet teksty po mnie kopiują. Jak po jakimś Lincoln'ie czy Kennedy'm. Łał
- Widzę, że pamięć masz dobrą, a co do spotkania do po szkole pojedziesz ze mną samochodem.- odeszło jedno zło a przyszło kolejne
- Jakie spotkanie?- zapytała zdezorientowana Lydia. Nie dziwie się jej. Gdybym to ja była świadkiem jak moja przyjaciółka umawia się z gościem za którym nie przepada tez bym się zdziwiła.
- Powiedziałam mu o tym, że jestem szefową- dziewczyna juz otwierała buzię, żeby coś powiedzieć, ale na szczęście jej przerwałam- Zanim coś powiesz to on sam to wydedukował i jest szefem FR. Zaproponowałam mu współpracę. Jego gang ma dobra pozycje, to może się opłacić. A teraz zadzwoń do pozostałych i ich powiadom o dzisiejszej wizycie.-Stałam przy moim samochodzie i czekałam na tego gościa. Nagle koło mnie pojawił się Harry. No ni z gruszki ni z pietruszki.
- Jak chciałeś mnie przestraszyć to się nie udało- i kolejne dziecięce marzenie trach- A teraz wsiadaj
- A może ja będę prowadził. Nie chce umierać w tak młodym wieku.- jak ja go nie lubię. We wszystkim najlepszy
- Jeszcze jedno słowo o tym jak prowadzę, a dam ci w mordę.-
- Nie tak groźnie, bo się jeszcze przestraszę- postanowiłam tego nie skomentować. Nie traćmy czasu na głupszych.Podjechaliśmy właśnie pod moją drugą willę.
- Byłem tu gdy cię śledziłem.-
- Wiem. A teraz chodź, wszyscy już czekają-
CZYTASZ
Black Roses |h.s|
FanfictionOboje tkwią w wielkim gównie, z którego nie ma odwrotu. Na podłożu, można rzec, że biznesowym nienawidzą się, chociaż nigdy nawet nie widzieli się na oczy, zresztą w innych okolicznościach ich uczucia do siebie są takie same...Lecz może do czasu?