Miejsce zwane domem

10.1K 477 880
                                    

Czarny, kudłaty pies leżał na nie pościelonym łóżku. Jego pysk spoczywał na poduszce, a szare oczy wpatrywały się w zniszczone drzwi. Wąchacz, a raczej Syriusz Black, był wyczerpany. Całe wakacje spędził zamknięty w swoim pokoju, w domu przy Grimmauld Place dwanaście. Przez ostatnie dwa miesiące musiał znosić tortury. Dosłownie. Odkąd został przydzielony do Gryffindoru, nie był mile widziany w domu, więc od kilku lat znosił Crucio i inne potworne klątwy w milczeniu.

Bo powinien być w Slytherinie.
Bo przyjaźnił się ze szlamami.
Bo przynosił hańbę nazwisku Black.

Przez dziesięć miesięcy w roku był całkiem szczęśliwy. W Hogwarcie czuł się bezpiecznie. Z przyjaciółmi mógł być sobą. Szykując psikusy i łamiąc serca dziewczyn przez zwykłe odmówienie kolejnego nudnego wyjścia do Hogsmeade, mógł udawać, że wszystko jest dobrze.
Jak bardzo tęsknił za swoimi przyjaciółmi. Za Jamesem, który był mu jak brat. Za Peterem, który zawszę przynosił im najlepsze przekąski prosto ze szkolnej kuchni. I za Remusem, który był po prostu najmilszą osobą pod słońcem.

Wąchacz zaskomlał cicho na myśl o przyjaciołach. Trwał ostatni tydzień wakacji. Wytrzyma to i wróci do prawdziwego domu, do Hogwartu. Da radę. Wytrzyma.

Gdzieś na dole trzasnęły drzwi. Syriusz usłyszał głos swojego ojca. Orion krzyczał coś o Czarnym Panie i nieudanej misji. Syriusz z bólem zmienił się w człowieka. Już wiedział, co go czeka. Rozległ się tupot stóp na schodach. Młody Black zauważył, że trzęsą mu się ręce. Mocno zacisnął zęby. Jeszcze chwila i znów poczuje ten ból. Ten ogromny ból, przez który można stracić zmysły. Drzwi do pokoju ozdobionego plakatami z mugolskich gazet i godłem Gryffindoru otworzyły się tak gwałtownie, że uderzyły o sąsiednią ścianę.

- Ty - wydyszał Orion Black - to wszystko twoja wina! - krzyknął i wyciągnął różdżkę.
- Silencio! Crucio!
Ciało jego syna zsunęło się na ziemię. Usta nastolatka otworzyły się w niemym krzyku. Łzy napłynęły do oczu Syriusza, ale wiedział, że nie może płakać. To tylko pogorszyłoby jego sytuację. Nie mógł okazać słabości. Zacisnął zęby. Wytrzyma. Nie mógł złapać oddechu. Wytrzyma. Wbił paznokcie w drewnianą podłogę. Wytrzyma. Chciał spojrzeć na swojego ojca, ale zamiast tego jego wzrok padł na stare zdjęcie na ścianie. Zwijał się z bólu i patrzył na twarze swoich przyjaciół. Wytrzyma. W końcu Orion opuścił różdżkę.
- Nędzny zdrajca. - mruknął patrząc na swojego pierworodnego, a potem opuścił pokój. Jednym ruchem różdżki cofnął zaklęcie uciszające, a drugim zamknął drzwi.

Syriusz leżał na zimnej podłodze. Oddychał głęboko. Całe jego ciało drżało. Łzy zostawiały mokre ślady na jego twarzy.
Wytrzymał.

/*•.•°*°••.•°•*

Był pierwszy września 1975 roku. Dworzec King's Cross był jak zawsze zatłoczony. Dochodziła jedenasta i co chwilę ludzie znikali w okolicach barierki oddzielającej dwa perony. Na peronie dziewięć i trzy czwarte panował jeszcze większy tłok. Słowa pożegnania mieszały się z wrzaskami sów i miauczeniem kotów. Dziesięć minut przed odjazdem Syriusz Black pojawił się na dworcu w towarzystwie skrzata domowego.
- Dzięki, Stworku - powiedział młodzieniec. Skrzat zniknął bez odpowiedzi. Syriusz westchnął. Nawet służący go nie lubił. Potrząsnął głową i przybrał obojętny, ale wyluzowany wyraz twarzy. Nikt nie musiał wiedzieć o jego zmartwieniach.

Już prawie zaciągnął swój bagaż do pociągu, kiedy ktoś wpadł w niego z rozpędu.
- Syriusz!
Chłopak ledwo zorientował się kto go przytula. Oczywiście był to James. Odsunął go od siebie delikatnie. Nadal był obolały po wczorajszym pożegnaniu z ojcem, ale nikt nie musiał o tym wiedzieć.
- Hej, Potter - przywitał się i uśmiechnął się szeroko - Dobrze cię widzieć!
Dopiero teraz zobaczył stojącego za Jamesem Remusa.
- Cześć!
Szatyn popatrzył na niego poważnie.
- Nie pisałeś całe lato. Zero znaku życia. - powiedział Lupin oskarżycielskim tonem, a Syriusz przewrócił oczami.
- Taaa... Nie miałem okazji.
Prawdę mówiąc, nie miał możliwości na jakikolwiek kontakt ze światem poza ścianami Grimmauld Place 12.
- Poza tym, gdybym umarł to na pewno byście wiedzieli. Moi rodzice urządzili by imprezę stulecia, więc napisaliby o tym w Proroku.
Teraz to Remus przewrócił oczami, ale po jego twarzy było widać, że nie był obrażony. Po prostu się martwił.
- Dobrze, że znowu jesteśmy razem! - ucieszył się James.
- Tak! Huncwoci w komplecie! - wykrzyknął Syriusz, a Remus odchrząknął - Co?
- Peter czeka w pociągu.
- Och. No, tak. Huncwoci prawie w komplecie!

POD PSIĄ GWIAZDĄ [ wolfstar ]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz