II

761 65 14
                                    

Po chwili w sali ukazał się wysoki, dobrze zbudowany blondyn.
Miał na sobie biały podkoszulek oraz jasne jeansy.

Kiedy tylko doszedł na środek sali dyrektor odsunął się i ustąpił mu miejsca.

- Witam.- zaczął obcy, miał bardzo donośny głos. - Nazywam się Patrick.
Przyszłem tutaj aby was uświadonić w kilku rzeczach. Wiedzę tą przekazuje się pełnoletnim od pięciu lat. Wcześniej ludzie byli tego nieśwaiadomi. Więc na naszym świecie to nie ludzie są na szczycie łańcucha pokarmowego. Na szczycie jesteśmy my, wilkokrwiści.
Znając życie jak zawsze są tacy którzy pomyślą, że mnie pojebało więc Andre zaprezentuj proszę. - zwrócił się do jednego ze swoich kolegów a ten przy akompaniamencie łamanych kości zmienił się w ogromnego miedzianego wilka.

Byłam przerażona gdy zwierzę zeskoczyło ze sceny i wyszło z sali.

- Dobra to mamy za sobą. Teraz druga sprawa. Zmienił się Alfa. Od teraz jest nim Adrien czyli syn poprzedniego władcy. A i jeszcze jedno, teraz gdy już to wiecie każde sprzeciwienie wobec Alfy grozi surową karą. To wszystko. Możecie iść.

Wszyscy zaczeli opuszczać sale. Kiedy kierowałam się na kolejną lekcje zadzwonił mój telefon. Okazało się, że zostałam zwolniona z reszty lekcji i muszę udać się szybko do domu dziecka w którym się wychowywałam. Udałam się tam najszybciej jak mogłam. Nigdy nie zwalniali nikogo z lekci bez powodu. Czułam, że stało się coś złego.

Kiedy dotarłam na miejsce szybko skierowałam się w kierunku biura dyrektorki placówki.

Czułam, że rozmowa nie będzie należała do przyjemnych. Weszłam do gabinetu uprzednio lekko pukając.

Kiedy tylko przekroczyłam próg pomieszczenia zauważyłam nie zbyt pozytywny wyraz twarzy kobiety.

Usiadłam na fotelu po drugiej stronie biurka i czekałam aż się odezwie.

- Dzień dobry. Wezwałam cię tutaj nie bez powodu, więc nie będę owijać w bawełnę. - czułam, że ta wiadomość wcale mi się nie spodoba. - Twój przyjaciel Dylan nie żyje

A-a-ale jak? Co się stało? - czułam jak łzy zaczęły opuszczać moje oczy, a szczęka zaczyna drżeć.

- Zginął dzisiaj rano. Potrącił go samochód. Uznałam, że powinnaś wiedzieć jak pierwsza. Byliście ze sobą bardzo blisko. - była spokojna i opanowana. Nawet jej głos nie zadrżał podczas mówienia tego.

Wyszłam z gabinetu bez słowa. Nie chciałam nikogo widzieć. Chciałam być sama. Tylko i wyłącznie sama, w cichym ciemnym pokoju ze słuchawkami w uszach i muzyką ustawioną na najwyższą głośność.

To nie mogła być prawda. Ja i Dylan przyjaźniliśmy praktycznie od zawsze.

Nasza przyjaźń zaczeła się mojego drugiego dnia w tym ośrodku.

Trafiłam tutaj mając sześć lat. Przenieśli mnie z innego domu dziecka gdyż tam było za dużo dzieci.

Byłam dziwnym dzieckiem i już drugiego dnia wpakowałam się w kłopoty niszcząc przypadkiem zabawkę największego łobuza.

Kiedy chłopiec chciał mnie uderzyć Dylan mnie obronił i przywalił łobuzowi w nos.

Od tego czasu się przyjaźnimy. Kochałam go jak brata. Był jedyną osobą dla mnie ważną w tym całym szurniętym świecie.

Był a teraz go nie ma, nie ma go i nigdy nie będzie.

Czułam, że popadam w rozpacz.

Nic już nie będzie takie samo. Każde złe czy dobre wydarzenie w naszym życiu zmienia nas. W mniejszym lub większym stopniu nas zmienia.
Nie zawsze mamy ma to wpływ, nie zawsze tego chcemy. Niestey nic nie możemy na to poradzić.

**

Hejka. Dziękuje o czytanie. Standardowo proszę o gwiazdki i komentarze.

A tak btw.

Życzę wszystkim udanego roku szkolnego i dobrych ocen.

Wiara, Nadzieja, MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz