III

579 50 5
                                    

Minęły dwie godziny od kiedy dowiedziałam się o śmierci mojego przyjaciela. Przez ten czas zdążyłam zdemolować pokój. Nie daje rady, jestem wykończona psychicznie.
Nie wiem co mam robić. Wszytsko mi go przypomina. Czuję pustkę I ból.
Myślę, że jedynym rozwiązaniem będzie opuszczenie tego miejsca.

Po uświadomieniu sobie, że dzisiaj ostatni raz prawdopodobnie widzę ośrodek czuję się dziwnie.
Raczej nie będę tęsknić za tym miejscem.

Pierwsze co zrobiłam to udałam się do pokoju Dylana. Wzięłam kilka jego bluz oraz koszulek żeby mieć cokolwiek na pamiątkę.

Ze swojego pokoju zabrałam kilka ubrań i moje oszczędności. Spakowalam wszystko do plecaka i poczekałam na wieczór. Kiedy tylko zapadł zmrok wymknęłam się oknem. Zawędrowałam na most, miał dla mnie wartość sentymentalną ponieważ zawsze przychodziłam tu z Dylanem gdy szliśmy na spacer.

Noc była piękna ale zimna. Nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Powoli weszłam na most siadając na barierce. Wyjęłam z obudowy mojego telefonu żyletkę i delikatnie przejechałem po nadgarstku.

Zrobienie trzeciej szramy przeszkodziło mi światło które poraziło moje oczy.

- Na ziemię - krzyknął sprawca zamieszanie. Wykonałam rozkaz.

- Imię, nazwisko i wiek - człowiek okazał się policjantem

- Jennifer Grayson, siedemnaście lat.

- Jesteś nieletnia i chodzisz po godzinie policyjnej. Muszę odprowadzić Cię do domu i wypisać mandacik. - nie czekając na to aż mnie złapie zaczęłam uciekać ile sił w nogach.

Niestety był szybszy, złapał mnie już po kilku metrach. Nie byłam ani wysportowana, ani umięśniona.

Kiedy tylko mnie złapał zaczęłam się wyrywać. Niestety na marne.

- Podaj adres i się uspokoj bo się to dla Ciebie źle skończy. - nie podobało mi się to ostrzeżenie.

Dalej z całej siły próbowałam się wyrwać. Moje próby poszły ma marne ponieważ policjant był wielki i silny.

- Dobra jak wolisz idziemy do Alfy - powiedział i przerzucając mnie przez bark ruszył w nieznanym mi kierunku.

Po jakiś 45 minutach doszliśmy na miejsce. Staliśmy przed wielkim domem. Był bogaty i piękny.

Policjant nie puszczając mnie wszedł na teren posesji i wszedł pewnie do domu.

Była godzina 2:51, przynajmniej tak pokazywał zegar na ścianie.

Prawie od razu po wniesieniu mnie do budynku stałam Już na własnych nogach.

Słysząc czyjeś kroki na schodach, policjant uklęknął na lewe kolano i schylił głowę. Po chwili na dole schodów stała jakaś postać. Nie chciałam na nią patrzeć.

Za bardzo się bałam. Czekałam więc spokojnie na rozwój wydarzeń.

Heyo. Powróciłam. Miłego czytania. Proszę o gwiazdki i komy ❤❤❤

Wiara, Nadzieja, MiłośćOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz