Rozdział 1: Że co?

2.1K 107 21
                                    


Przez chwilę patrzyłam na nich, jakby byli nie z tego świata. W głowie kłębiło mi się tysiące pytań.

Dlaczego nie umarłam? Co tu robi Alex? Dlaczego się tak głupio szczerzy? ( O ile dobrze pamiętam to mnie porzucił ). I dlaczego Violet żyje? Nie chodzi o to, że się nie cieszę ( tak naprawdę to w duchu skaczę z radości ), ale jestem po prostu zszokowana.

Jak?

Moja przyjaciółka chyba domyśliła się, jak się teraz czuję i ścisnęła moją dłoń.

    —  Salie.  —  Zesztywniałam, słysząc jak mnie nazwała. Tyle lat nie słyszałam tego zdrobnienia, a Vi wymówiła je z taką czułością, że w moich oczach zabłysły łzy.

    Niewiele myśląc przyciągnęłam ją do siebie. Tak dobrze było znów trzymać ją w ramionach, że zapomniałam o całym świecie, w tym również o chłopaku, który prawdopodobnie mnie uratował. Odchrząknął znacząco, gdy nie odrywałyśmy się od siebie przez dłuższą chwilę. Zignorowałam go.

    —  Tak bardzo za tobą tęskniłam, Vi  —  wyszeptałam, nie ufając własnemu głosowi. Mówiłam prawdę. Myśl, że moja przyjaciółka żyje i jest tu ze mną sprawiała, że miałam ochotę wybuchnąć płaczem... ze szczęścia.

    —  Ja także. Mam ci wiele do opowiedzenia, przyjaciółko.

Wypuściłam ją z objęć, uśmiechając się do niej lekko. Zauważyłam, że przefarbowała włosy. Były teraz wściekle niebieskie, tak jak jej oczy. Wydoroślała, ale jej łagodny uśmiech ani trochę się nie zmienił.

    —  Rose.

Wzdrygnęłam się, słysząc ten głos. Przeniosłam wzrok na Alexa, który swoją drogą wyglądał, jakby nie spał od kilku dni.

    —  Może rzeczywiście tak było.

   Och, to znowu ty...

Z jakiegoś powodu odczułam ulgę, wiedząc, że w tej kwestii nic się nie zmieniło i nadal byłam wariatką, która słyszy głosy. Wmawiałam sobie, że to głos mojej podświadomości, ale już nie byłam tego taka pewna.

    —  Jasne, tak łatwo się mnie nie pozbędziesz.

    —  Możemy porozmawiać na osobności?

Przypomniałam sobie o obecności moich przyjaciół. Skinęłam mu głową, choć czułam w piersi dziwne ukłucie paniki, widząc Violet wychodzącą z pomieszczenia. Miałam nadzieję, że jeszcze ją ujrzę.

Że nie była tylko moją halucynacją...

Gdy zatrzasnęły się za nią drzwi, ogarnął mnie smutek i wstyd. Spuściłam głowę.

    —  Widzę, że rozumiesz, o co mi chodzi  —  powiedział Alex, ale w jego głosie nie usłyszałam żadnej nutki goryczy. Na szczęście.  —  Dlaczego to zrobiłaś?

Wyczułam podświadomie, że dużo ćwiczył, próbując wypowiedzieć to pytanie bez drżącego głosu. Wpatrywałam się uparcie w swoje dłonie, które teraz były całkowicie odsłonięte i nawet nie próbowałam już ukryć blizn  -  dobrze wiedziałam, że teraz to bezcelowe. Na pewno wszyscy już je widzieli.

Otworzyłam usta, ale nie wydobył się z nich żaden dźwięk. W pomieszczeniu nadal panowało milczenie, które w jakiś sposób sprawiało, że moje poczucie winy wzrastało i zaczynało wyciskać ze mnie łzy.

    —  Ja... myślałam, że ty... że mnie... mnie nienawidzisz... że się mną brzydzisz i...

Plątał mi się język, a łzy spływały już swobodnie po moich policzkach. Zanim zdążyłam wykrztusić z siebie kolejne słowa, poczułam, że znowu ląduję w jego silnych ramionach.

Pogładził mnie po głowie.

    —  Już wszystko dobrze. Ja po prostu... potrzebowałem czasu. Wiem, jak to brzmi, Rose, ale uwierz mi byłem wtedy strasznie skołowany. Nie pomyślałem nawet o tym, że mogłabyś to odebrać w ten sposób. Myślałem, że wiesz...

Przerwał. Wiedziałam, co miał na myśli. To tylko moja wina. Zwątpiłam w naszą przyjaźń. Poczułam ulgę i szczęście, gdy dotarło do mnie, jak bardzo się pomyliłam.

    —  Rose, kocham cię.

Wydawało mi się, że naprawdę poczułam, jak moje serce zatrzymuje się na chwilę, a potem zaczyna bić szybciej niż kiedykolwiek wcześniej. Zamarłam w jego ramionach i żałowałam, iż nie mogę dostrzec wyrazu jego twarzy, ale nie mogłam się ruszyć.

Alex mnie... kocha?

    —  Wreszcie to do ciebie dotarło. Dla czytelników było to już jasne od samego początku...

Nie wiedziałam o czym pieprzy ten głos, który, teraz już wiedziałam, na pewno należał do dziewczyny. Jednak byłam zbyt przejęta tym odkryciem, by zwracać na to uwagę.

    —  Rozumiem, jeśli ty nie czujesz tego samego. Proszę cię tylko byśmy dalej mogli być przyjaciółmi.

    Odsunęłam się od niego i spojrzałam mu prosto w oczy.

    —  Alex... ja też cię kocham.

Jego oczy rozszerzyły się w szoku i nie minęła chwila nim znów porwał mnie w objęcia, tym razem ściskając mnie tak, że aż zabrakło mi powietrza.

    —  Nawet nie wiesz, jak się cieszę, Rose!

Uśmiechnęłam się lekko.

    —  Ale...  —  zaczęłam poważnym tonem.

Alex wyczuł chyba jakąś dziwną nutkę w moim głosie, bo zesztywniał nagle i odsunął się ode mnie, zapewne podejrzewając najgorsze.

    —  Jakie ,,ale"? Błagam, nie zniszcz tego...

Zamknij się!

    Uśmiechnęłam się do niego, co go chyba trochę uspokoiło.

    —  Ale musisz dać nam trochę czasu. Widzisz, ile się wydarzyło. Jestem teraz w szpitalu, lekarze na pewno widzieli już moje blizny. Pewnie będą chcieli umówić mnie do psychiatry, więc jeszcze długa droga przede mną.

Patrzył na mnie zszokowany.

     —  Czy ty...?

     —  Tak, Alex. Postanowiłam, że zgodzę się na te wizyty. Chcę być normalna. Więc zgadzasz się? Nim będziemy razem, muszę najpierw znormalnieć i wyjaśnić parę spraw.   —   Zaśmiałam się, pokazując mu tym, że wszystko jest już w porządku. Przynajmniej z moim samopoczuciem.

    —  Dobrze, zaczekam na ciebie. Nawet jeśli miałoby to trwać lata.

Miałam ochotę powiedzieć mu, że jest cudownym chłopakiem, ale wzruszenie odebrało mi mowę. Zamiast tego po raz kolejny tego dnia przytuliłam się do niego, pragnąc jak najszybciej sprowadzić się do pionu.

Za nic nie pozwolę, by czekał dłużej niż na to zasługuje.

_____________________________________________

Pierwszy rozdział już za nami.

A teraz zagadka: jak myślicie, kim jest głos jej podświadomości?

Ten kto zgadnie dostanie dedykację w następnym rozdziale. ;P

Natka445k


Wybaw mnie  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz