James kazał mi, ekhm... to znaczy grzecznie poprosił, żebym mu o sobie trochę opowiedziała. Nie wiedziałam, po co, skoro i tak wszystko już wiedział. Kilka kartek papieru w beżowej teczce ( ufff, przynajmniej nie białej ) pewnie już została przez niego dogłębnie przeanalizowana.
Doktorek miał naprawdę dobrą reputację. Nigdy nie robił nic na pół gwizdka i cieszył się sympatią swoich pacjentów. Nie rozumiałam. Przecież jego uśmiech był zupełnie sztuczny.
Ale postanowiłam dołączyć do jego gry.
Opowiedziałam mu o moich zmarłych rodzicach, którzy się mną nie interesowali, o samobójstwie mojej najlepszej przyjaciółki. ( Nie wspomniałam, że tak naprawdę ona żyje, bo na razie sama nie wiedziałam, jak to możliwe. Vi uparcie milczała przez te dwa miesiące, nie dając znaku życia. Ale ona zawsze taka była. Wiedziałam, że już niedługo znów pojawi się w moim życiu. ) I o tym, że się nade mną znęcano w szkole ( tego, założę się, nie było w aktach ), o bracie dziewczyny, której kiedyś nienawidziłam, który chciał mnie (chyba) zabić.
O tym, że mój przyjaciel mnie odtrącił ( chociaż tak naprawdę tego nie zrobił ) i o tym jak chciałam się zabić.
Waliłam wszystko prosto z mostu i tak bardzo zawile, jak potrafiłam. Chciałam mieć to już za sobą, wyjść z tego budynku i nigdy tu nie wrócić. Chciałam, żeby myślał, że się przed nim otworzyłam, gdy ja tylko streściłam wszystkie moje nieszczęścia, tak jak reszcie lekarzy. Nie wnikali w szczegóły, bo nic ich nie obchodziły. Naturalnie nie wspomniałam ani słowem o moich uczuciach i o tym, że nienawidzę swojego ciała.
Patrzyłam z obojętną miną na doktora Jamesa, który zamarł. Jego stan nie zmieniał się przez najbliższe dwie minuty, jakby musiał mieć dodatkowy czas, by to wszystko przetrawić. Kiedy w końcu się ocknął, spojrzał na mnie.
O nie.
— Cóż, mamy wiele pracy.
O nie, nie, nie.
To spojrzenie. To cholerne spojrzenie!
Zerwałam się z miejsca i podbiegłam do drzwi, ale on był ode mnie szybszy. Już tam był, zagradzając mi drogę ucieczki, zapewne przyzwyczajony do takich sytuacji. Zaczęłam na niego warczeć, niczym najprawdziwszy pies, ale chyba go to nie ruszyło. Nadal miał to spojrzenie. To, którego tak bardzo nienawidziłam i które przez ostanie miesiące widywałam niemal codziennie.
Spojrzenie pełne litości i współczucia.
Nienawidziłam go.
— Proszę wrócić na swoje miejsce — pouczył mnie, starannie dobierając słowa, by nie pogorszyć sytuacji, w której się teraz znalazł. Staliśmy tak przez dłuższą chwilę, nie ruszając się nawet o centymetr, uważnie obserwując swojego przeciwnika. Czułam, że gdybym nagle drgnęła, mężczyzna rzucił by się na mnie, by mnie unieruchomić. I kiedy nie doczekał się tego, że nie wykonałam jego polecenia, dodał: — Mam przy sobie scyzoryk małego skauta!
To przelało czarę.
Zgięłam się nagle w pół, nie mogąc nabrać tlenu. James osłupiał.
— Wszystko z panią w porządku?
— Nie... n-nie sądzę...
Dopiero wtedy odkrył, co mi jest. Nie miałam żadnego napadu histerii czy bólu, jak zawsze w obecności ludzi, którzy " chcieli mi pomóc ".
Ja po prostu trzęsłam się ze śmiechu.
Ta sytuacja była komiczna, choć nie wiedziałam dokładnie, co jest tego przyczyną. Może to, że byliśmy dorosłymi ludźmi ( przynajmniej on ), a zachowywaliśmy się jak dzieci. Albo po prostu był nią jego mistrzowski tekst " małego skauta ".
Myśląc o tym, ponownie zaniosłam się głośnym śmiechem. Po kilku chwilach postanowiłam się uspokoić. Wzięłam głęboki oddech i wyprostowałam się, by zobaczyć jego minę. Było to pogranicze uśmiechu i proste wykrzywienie warg w niesmaku.
— Widocznie nie mógł się zdecydować — skomentował z ironią głos w mojej głowie.
— Skończyła pani?
Wyczułam w jego głosie nutkę irytacji i zniecierpliwienia.
— Tak — palnęłam, ale po chwili, gdy przypomniałam sobie jego tekst, musiałam dusić w sobie chęć parsknięcia. Nie udało mi się. — Nie, jednak nie.
I znowu się śmiałam, aż rozbolał mnie brzuch.
Kiedy już naprawdę się ogarnęłam, mężczyzna patrzył na mnie urażonym wzrokiem.
Faceci i ta ich duma...
— Przepraszam, ale pański wyraz twarzy w tamtym momencie... — był taki bojowy, że naprawdę przez chwilę przypominał mi pan te dzieciaki z obozów, wierzące, że potrafią wszystko, dokończyłam w myślach. Chyba nie odważyłabym się powiedzieć tego na głos.
— Co cię tak wtedy spłoszyło?
Zmienił temat. I wrócił do tego głupiego nawyku zwracania się do obcych ludzi na ty.
— Nie rozumiem. Na jakiej podstawie sądzi pan, że będę z panem szczera? — zapytałam wyniosłym tonem, pełnym wyższości. Nie wiem, dlaczego tak bardzo mi się nie spodobał.
Przez chwilę wpatrywał się we mnie w osłupieniu, zapewne nie spodziewając się tego pytania. A potem odpowiedział, jak gdyby nigdy nic:
— Ponieważ potrzebuje pani pomocy.
Cholera.
— Doktor James Skaut-Sztuczny-Uśmiech Grand 1:0
CZYTASZ
Wybaw mnie ✔
Fiksi RemajaDruga część książki : ,, Napraw Mnie ". Gdy Rose budzi się w szpitalu po nieudanej próbie samobójczej, przy jej łóżku czuwa Alex i... Vi - jej dawna przyjaciółka, która rzekomo popełniła samobójstwo. O co w tym wszystkim chodzi? Czy to znowu haluc...