Rozdział 5: Decyzja

1.6K 91 2
                                    


Okazało się, że mój lekarz nie jest wcale taki zły. Regularnie przybywałam do jego gabinetu i zaczęłam powoli się do niego przekonywać. Z każdym kolejnym dniem jego sztuczny uśmiech odchodził w zapomnienie. Mogłam już swobodnie z nim rozmawiać, zbliżyliśmy się do siebie i można by powiedzieć, że zostaliśmy przyjaciółmi.

I czego się nie spodziewałam, naprawdę mi pomógł.

    —  Musisz to zakończyć, Rosie  —  powiedział wtedy, a ja osłupiałam, porażona tymi słowami. Jakbym dopiero co dowiedziała się o ich istnieniu.  —  Nie możesz trzymać ludzi w niepewności. Zwłaszcza wtedy, gdy darzą cię naprawdę silnymi uczuciami.

Zrozumiałam, że moje serce jest już gotowe.

***

    Już rozumiałam.

Gdy Vee zdecydowała się popełnić samobójstwo i jej się to nie udało, jej rodzice uznali, że będzie lepiej, jeżeli wyjedzie. Byli dość surowymi rodzicami, zresztą tak jak i moi, nie mogli także pozwolić sobie na utratę dobrej reputacji. Zwrócili się do moich z tym idiotycznym pomysłem, a że obie rodziny były tak samo przeciwne naszej przyjaźni, obeszło się bez żadnych kłótni. Po prostu ustalili, że dla ich córek będzie lepiej, jeśli rozstaną się na jakiś czas. Byli realistami, wiedzieli, że kiedy Vee wydostanie się z "psychiatryka", z miejsca wyruszy na poszukiwania mnie.

Ona także chciała oszczędzić mi bólu, ale wszystko wyszło na opak. Skrzywdzili nas obie. A ona skrzywdziła mnie. Razem z Vee obiecałyśmy sobie, że zrobimy to tylko wtedy, jeśli obie będziemy o tym wiedziały. Ale Vee złamała tę obietnicę.

Na początku byłam na nią zła, ale zbyt bardzo cieszyłam się jej powrotem, by dalej trwać w zaparte.

    —  Powiem to jeszcze raz: strasznie za tobą tęskniłam!

    Uśmiechnęła się do mnie promiennie, a ja zaśmiałam się cicho na jej słowa.

    —  Jeszcze raz? Chyba tysięczny!

Teraz śmiałam się już otwarcie, nie zauważając, kiedy Violet nagle spoważniała i nachyliła się w moją stronę. Zamilkłam, gdy była już tak blisko, że prawie stykałyśmy się czołami. Poczułam słodki zapach jej włosów i jej ciepły oddech na policzku. Patrzyłam w jej piękne oczy nieprzytomnie, gdyż pochłonęły mnie wspomnienia.

Po chwili nie siedziałyśmy już na kanapie, ale na niej leżałyśmy. Ja na niej, a Violet na mnie. Jej długie włosy opadły w dół, odgradzając mnie od reszty świata. Teraz widziałam już tylko jej twarz i jej błękitne loki.

    —  Violet?

    Czułam jak jej ręka wędruje po mojej nodze, w dół i w górę, w dół i w górę... Ledwie muskała moją skórę, ale to wystarczyło, bym poczuła się osaczona. Jej oczy błyszczały, posyłając mi pewne siebie, nieco aroganckie spojrzenie. Jednak po chwili zmieniły się i zobaczyłam w nich tylko jedno uczucie, które jednak zwaliłoby mnie z nóg, gdybym stała.

W moich oczach wezbrały się łzy.

    —  Violet, ty wciąż...?

    Reszta słów nie potrafiła przedrzeć się przez moje gardło. Dziewczyna zniżyła się tak że teraz była tak blisko, że w każdej chwili mogła mnie pocałować. Przez chwilę patrzyła na moje usta, a z jej wzroku wyczytałam olbrzymie pragnienie. Przymknęła lekko powieki, jej ręka powędrowała w górę, przez całą moją długość, przez co lekko zadrżałam, i dotarła do mojego policzka. Dotknęła go delikatnie, tak jak jej usta dotknęły po chwili moje. Ich dotyk był niczym muśnięcie skrzydeł motyla, a moje powieki opadły automatycznie. Przycisnęła się swoim ciałem do mojego, prawie stapiałyśmy się w całość. Ja przez cały czas leżałam pod nią, sparaliżowana szokiem i jej miękkimi ustami, które nagle zaatakowały mnie gwałtownie. Poczułam jak jej dłoń zbliża się niebezpiecznie w dół, do granicy, której jeszcze nikomu nie pozwoliłam przekroczyć. Nagle jej język otworzył mi usta i wślizgnął się do środka.

A wtedy otrzeźwiałam.

    Odepchnęłam ją od siebie, próbując unormować przyspieszony oddech. Miałam szeroko rozwarte oczy, zszokowana i jednocześnie przerażona tym, co właśnie się stało. Podniosłam wzrok i napotkałam jej oczy; teraz patrzące na mnie nieprzytomnym wzrokiem. Po tym poznałam, że od początku była gotowa na moje odrzucenie. Wiedziała, że prędzej czy później ją odepchnę, ale i tak mnie pocałowała.

Nadal na mnie siedziała, okrakiem. Czułam jej ciepłe ciało, które jeszcze przed chwilą rozgrzewało moje - zimne.

Moje serce było już gotowe i nie miało wątpliwości.

    —   Przepraszam, Vee, ale teraz ja już... A-Alex...

    Dziewczyna opadła na mnie i wystraszyłam się, że zamknie mi usta swoimi, ale ona tylko wtuliła się we mnie, kładąc głowę na moim ramieniu.

    —  Wiem, wiem...  —  westchnęła i wierciła się na mnie, dopóki nie ułożyła się wygodnie.  —  Musiałam spróbować.

    Chciałam coś powiedzieć, coś co wynagrodziłoby jej stratę mojego serca. Ale kiedy uświadomiłam sobie, że takie słowa nie istnieją, objęłam ją delikatnie i tak zasnęłyśmy.

Brutalnie pokonane. Zdradzone przez własne serca.

***

    Vee opuściła mój dom ze słowami pożegnania na ustach. Obiecała, że powróci, kiedy tylko się wyleczy. Chciałam, żeby wróciła jak najszybciej, ale wiedziałam, że złamane serce trudno wyleczyć. Pragnęłam powiedzieć jej, że będę na nią czekać, aż wróci do mnie jako moja najdroższa przyjaciółka, ale to chyba jeszcze bardziej by ją zraniło, więc ostatecznie wydobyłam z siebie tylko ciche: ,, Do zobaczenia ", a potem zniknęła za horyzontem.

Długo stałam w progu, patrząc w przestrzeń i zastanawiając się czy kiedykolwiek mi to wybaczy. Kochałam ją w przeszłości, patrzyłam na nią, jak na piękną dziewczynę, która przyprawiała mnie o szybsze bicie serca. Teraz jednak widziałam w niej jedynie moją najlepszą, jedyną przyjaciółkę i nie potrafiłam tego zmienić. Teraz moje serce należało do Alexa.

Violet i ja wszystko już sobie wyjaśniłyśmy.

Teraz musiałam zrobić jeszcze tylko jedną rzecz.

    Uniosłam do ucha telefon, wcześniej wybierając właściwy kontakt. Czekałam chwilę, aż w końcu usłyszałam jego oddech po drugiej stronie.

    —  Alex? Możesz do mnie wpaść? Musimy porozmawiać.

Wybaw mnie  ✔Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz