Rozdział 8

8.1K 552 257
                                    

- Czym sobie na to zasłużyłam?

Przewracałam się z boku na bok na swoim łóżku, mocno przytulając poduszkę. Niespodziewany pocałunek ze strony Czarnego Kota tak mnie zaskoczył, że była to jedyna myśl, która przewijała się w mojej głowie odkąd sobie poszedł. Nie trudno mi się dziwić. Zdążyłam zauważyć, że chłopak jest flirciarzem, lubi sypnąć głupim żarcikiem lub zrobić coś, aby mi zaimponować, ale nie wiedziałam, że mogę się spodziewać takiego kroku. Serce waliło mi w piersi. Nie wiem czy z zaskoczenia, a może delikatnej złości, spowodowanej przez pozostawienie mnie w takim stanie bez ani słowa wyjaśnienia. Jestem na niego wkurzona, ale nie mogę się okłamywać, że ten pocałunek był nieprzyjemny. Wręcz przeciwnie. Blondyn całował delikatnie, aczkolwiek namiętnie i z wyczuciem, dostarczając mi dużą dozę przyjemności, co nie zmieniało tego, że nie powinien był się tak zachować. 

Moja głowa była pełna najróżniejszych myśli i scenariuszy, dlatego postanowiłam się rozluźnić. Wstałam z łóżka, na którym i tak nie mogłam zasnąć, skierowałam się do kuchni i podeszłam do barku. Świecił pustkami, bo nie często piję sama. Głównie gdy wpada Alya. Wyjęłam malinową nalewkę, którą swego czasu dostałam od mojej starej ciotki z Chin. Przeszukałam wszystkie szafki w poszukiwaniu jakiegoś kieliszka, ale obawiam się, że swoją niezdarnością połączoną z alkoholem, zbiłam ostatni, jaki miałam. Wzięłam więc szklankę i przetarłam ją ściereczką. 

Nalałam sobie trochę. Przechyliłam ciecz do gardła, skrzywiłam się pod wpływem pieczenia w przełyku, a następnie w żołądku. Nie powstrzymało mnie to od wypicia kolejnych trzech szklanek. Oczywiście niepełnych. Gdyby były takie były, leżałabym nieprzytomna na podłodze z pięcioma promilami we krwi. Pocałunek sprzed niespełna godziny trochę mną wstrząsnął, ale nie na tyle, bym chciała popełniać samobójstwo. 

- Związek z superbohaterem jest w ogóle bezpieczny? A może zaraz napadnie mnie banda gangsterów, którzy chcieliby rozwiązać stare porachunki? - Zadawałam sobie rozmaite pytania, dolewając trochę trunku za każdym razem. - Chyba chciał powiedzieć mi coś ważnego i spanikował? A może po prostu miał taką zachciankę i zrobił to instynktownie? Byłoby o wiele łatwiej, gdybym mogła go po prostu o to zapytać... - Westchnęłam głośno.

Ostatnio takie myśli miałam w liceum, gdy to zakochałam się w pewnym chłopaku z mojej klasy. Byłam wtedy bardzo rozbita i szaleńczo zakochana. Teraz jestem o wiele starsza, mieszkam sama i sama na siebie zarabiam, a dawne zauroczenie się ulotniło, jednak dalej reaguję na rozterki miłosne tak samo jak kiedyś. 

----

Obudziłam się przy blacie w kuchni ze strasznym bólem głowy i suchością w ustach. Pijana wersja mnie nie pokusiła się nawet o pójście do łóżka jak człowiek. Gdy wstałam, poczułam jak nawet stawy odmawiają mi posłuszeństwa. Czułam się jak obolała staruszka, a mam zaledwie dwadzieścia dwa lata. Gwałtownie musiałam napić się wody. Opróżniłam niemalże pół dwulitrowej butelki za jednym razem. 

Po Czarnym Kocie słuch zaginął. Nie było go wiadomościach, z czego mieszkańcy mogli się jedynie cieszyć, bo oznaczało to spokojny poranek, a raczej południe, ponieważ zastała mnie godzina dwunasta, ale dla mnie była to męczarnia, gdyż nie mogłam obserwować chłopaka. 

Cały dzień przesiedziałam w domu z nieustającym bólem głowy. Wypiłam hektolitry wody. Na samą myśl o nalewce robiło mi się niedobrze. Całe szczęście obyło się bez rewolucji żołądkowych. 

Wieczorem zrobiło się duszno. Otworzyłam drzwi tarasu na oścież, aby wpuścić trochę świeżego powietrza, ale ku mojemu zdziwieniu wpuściłam też jakiegoś kocura. Blondyn wskoczył na mój taras i uśmiechnął się delikatnie, gdy zatrzymałam na nim swoje ciekawskie i jednocześnie zszokowane spojrzenie. W dłoniach trzymał bukiet różowych róż, który zaraz wylądował wprost przed moją twarzą. 

Uratujesz Mnie, Czarny Kocie? - MariChat [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz