Rozdział 10

7.5K 474 260
                                    

Ostatnimi czasy przestałam czuć się bezpiecznie, gdziekolwiek byłam. Mam wrażenie, że ktoś ciągle mnie obserwuje i śledzi. Każde spojrzenie przypadkowego przechodnia wyostrza moją czujność. Spoglądam na wszystkich z dozą niepewności. Nie jestem jeszcze stara, więc nie powinnam tracić zmysłów, ale to uczucie nie daje o sobie zapomnieć. 

Wycierałam blat przy kasie, gdy do kawiarni wszedł wysoki mężczyzna. Miał na sobie czapkę z daszkiem oraz długi płaszcz. Wyglądał podejrzanie. Z resztą jak każdy ostatnio. Rozglądał się dookoła, ręce trzymał w kieszeniach, jego wzrok zatrzymał się na chwilę na mnie. Spięłam wszystkie mięśnie, odwróciłam głowę i starałam się na niego nie spoglądać. Usłyszałam jego kroki i mimochodem znów na niego spojrzałam. Usiadł przy stoliku przy oknie naprzeciwko mnie. Monitorowałam całą sytuację. Mężczyzna kierował na mnie wzrok od czasu do czasu i dalej rozglądał się na boki. W pewnym momencie do środka weszła roztrzepana blondynka. Wyglądała na zabieganą. Zeskanowała pomieszczenie wzrokiem i gdy odnalazła swój cel, skierowała się w jego stronę. Dosiadła się do mężczyzny, który wcześniej wydawał mi się podejrzany i zaczęła z nim rozmowę. Wygląda na to, że to ich pierwsze spotkanie, a ten po prostu się stresował. Odetchnęłam z ulgą. 

Dokończyłam swoją zmianę, zabrałam rzeczy i wyszłam z pracy z myślą, aby jak najszybciej wrócić do domu. Miałam wystarczająco wrażeń na dziś. Bezpieczniej czuję się w domu niż gdziekolwiek indziej, ale nawet tam nie mam pewności, że coś mi się nie stanie. Nadmiernie panikuję, ale Paryż od dawna nie jest najbezpieczniejszym miejscem. Przynajmniej Czarny Kot stara się naprawić sytuację. 

Wróciłam do domu i od razu usiadłam przy maszynie. Miałam trochę roboty do nadrobienia, a szycie było jedyną czynnością, jaka pozwalała mi się w tym momencie odstresować. Spojrzałam na projekty na swoim biurku. Miałam ich parę, a same się nie zrobią. 

Nagle usłyszałam dźwięk, otwierającego się okna. Odwróciłam się gwałtownie w stronę źródła dźwięku. Odetchnęłam z ulgą, gdy ujrzałam znajomą mi twarz. 

- Coś się stało, księżniczko? Zazwyczaj nie reagujesz tak na moją obecność. - Spojrzał na mnie czule i podszedł nieco bliżej. 

- Przepraszam. Ostatnio jestem strasznie rozkojarzona. Mam wrażenie, że ktoś mnie obserwuje i każdy wydaje mi się podejrzany. - Złapałam się za skronie. 

- Nie martw się. Ze mną zawsze jesteś bezpieczna. - Powiedział pewnie i skierował na siebie dwa kciuki. Zachichotałam. 

- Wiem, wiem, ale nie możesz być ze mną cały czas. 

- Może krótki spacer sprawi, że się trochę odprężysz. - Zaproponował. - Lub mogę to być ja. - Dodał i położył swoją dłoń na moim udzie. Gwałtownie wstałam.

- Spacer brzmi nieźle. Świeże powietrze dobrze ci zrobi. - Odparłam z przekąsem i skierowałam się do przedpokoju. 

Tym razem wyszliśmy z domu jak normalni ludzie - przez drzwi, a nie oknem, skacząc po dachach. Ubrałam na siebie płaszcz i sportowe, wygodne buty. Zamknęłam mieszkanie na klucz. 

Szliśmy powoli chodnikiem, nie mieliśmy wyznaczonej trasy, po prostu szliśmy przed siebie. Ukradkiem spoglądałam na Czarnego Kota. Faktycznie czułam się przy nim bezpieczniej. Na pewno nie jestem w tym odosobnionym przypadkiem. Nie zastanawiałam się nad tym wcześniej, a mianowicie czy ja i Czarny Kot możemy nazwać się teraz parą. Właściwie to jakby na to nie spojrzeń, spędzamy ze sobą dużo czasu. Poza tym całowaliśmy się parę razy, a nawet uprawialiśmy seks. Dla mnie to wiele znaczy. 

Blondyn nigdy nie poruszał tego tematu sam z siebie. Nie rozmawiał o tym ze mną. Nie chcę być dla niego przelotną przygodą. Raczej nie może pozwolić sobie na renomę podrywacza i flirciarza, bo dla wielu paryżan jest wzorem do naśladowania. Nie takiego bohatera chcieliby mieć. 

Uratujesz Mnie, Czarny Kocie? - MariChat [Zakończone]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz