=3=Węgry

2.6K 150 28
                                    

Victor następnego dnia wsiadł w auto i zaczął długą podróż w stronę rodzinnego domu Yuriego. Mężczyzna miał nadzieję że tam spotka Yuriego, ze chłopak da mu chociaż minutę by ten mógł się wytłumaczyć. Są święta, nie ma siły żeby chłopaka tam nie było. W końcu gdzie miał by spędzic święta jak właśnie z ukochaną matką. Aura nie sprzyjała jeździe autem, wszechobecna zamieć śnieżna, oraz lód pokrywający drogi to połączenie sprawiało iż przyczeponość auta do jezdni była nie mal zerowa. Rosjanin pomimo wszytsko ostro gnał do przodu. Podpuchnięte oczy od ciągłego płaczu, drżące usta i dłonie oraz zapach kawy który ciągnął się za Victorem taki własnie obraz malował się przed oczami matki Yuriego która zobaczyła Victora w progu swoich drzwi.

-Cześć Victor. Coś się stało?

-Dzień Dobry Pani Katsuki, nie ma u pani Yuriego?

-Co? Myślałam że oboje tam pojechaliście-odpowiedziała zdziwiona kobieta.

-Tam? Czyli gdzie?

-Proszę wejdz, nie rozmawiajmy przez próg.-Victor wszedł do środka, otrzymał filiżankę gorącej herbaty oraz domowej roboty ciastka-Yuri przecież jest na Węgrzech, Myślałam ze oboje tam pojechliście. W końcu wy zawsze wszędzie razem chodzicie.

-NA WĘGRZECH?!-wykrzyczał przerażony Victor parząc się gorącym napojem.

-Tak, tak. Nie pomyliłam się.Na Węgrzech jest. Victor, powiedz szczerze... Wy się pokłóciliście prawda?

-Nie proszę Pani.

-Nie kłam starszej kobiety!-powiedziała podniesionym tonem głosu, Victor opuścił głowę. Milczenie mówiło samo za siebie. Serce mężczyzny kołatało a on sam był bliski załamaniu się i popłakaniu się.-Victor, nie wiem o co poszło... ale jeżeli on wyjechał na drugi koniec śiweta tylko dlatego że była kłótnia to wiedz że go nie odzyskasz. On rzadko działa aż tak impulsywnie.

-Przepraszam... to moja wina, to przeze mnie Yuri wyjechał!-Victor pochylił głowę przed kobietą, zacisnął mocno powieki lecz na próżno. Przejrzyste łzy spływały jedna po drugiej po policzkach Victora. Pani Katsuki popatrzyła na Victora z żalem i smutkiem polożyła dloń na jego włosach a on podniósł głowę.

-Odszukaj Yuriego, proszę.

-Tak!-odpowiedział zdeterminowany Rosjanin. Wyszedł z domu po czym wsiadł do auta. Zamieć ustała, pierwsze promienie bardzo raziły w oczy. Mężczyzna obniżył skórzaną cześć auta by zasłonić odrobinę slońce. Nagle dojrzał maleńką karteczkę wsuniętą w przegródki. Wyciągnął ją i rozwinął.

"Jedz ostrożnie <33"

Głosił napis na karteczce, przyjemny dreszcz przeszył ciało Victora. Poczuł ciepło na sercu jak dawniej, nie wierzył w to że kiedy kolwiek jeszcze tak mocno pokocha Yuriego, że tak cholernie mocno poczuje jego brak. Pytanie czy nie jest za poźno? Czy jest do czego wracać? Czy maleńka iskierka nadziei w sercu japończyka nie zgasła?

Tymczasem Yuri był w połowie drogi do celu wraz z Benem. Staruszek był bardzo miły, przypominał mu dziadka Yuriego gdy ten jeszcze żył. Gdy Dotarli Ben był nie co zmęczony, zasnął w pobliskim Motelu. Brunet nudząc się postanowił przespacerować się. Przechodząc przez park napotkał niewielki strumyk oraz mostek. Wszedł na jego poręcz po czym usiadł. Patrzył w błękitną taflę wody. Znajomy kolor przynosił wraz z sobą wspomienia. Japończyk wyciągnął z kieszeni kurtki słuchawki, niestety wraz z nimi wyleciało ukochane zdjęcie Yuriego. Opadło na wodę, chłopak odruchowo wyciągnął dłoń by je wyciągnąć lecz dłoń okazała się zbyt krótka. Japończyk patrzył powoli jak zdjęcie odpływa. Na dnie jego serca był odromny ból i smutek który starał się ukryć przed całym światem. Przed jego oczami wciąż malował się obraz Victora oraz sytuacja z przed nie tak dawna.

Yuri zawsze pamiętał o wszelakich rocznicach czy urodzinach, tego dnia nie było inaczej. Kupił w kwiaciarni śliczne herbaciane róże, najlepszą butelkę wina oraz zrobił romantyczną kolację. Miał nadzieję że Victor się zjawi, czekał nie ustannie. Godziny mijały, w końcu usłyszał dźwięk otwierach drzwi.

-Czekałem na Ciebie, kolacja wciąż jest dobra.-rzucił radośnie podchodząc do Victora.
-Nie mam ochoty na jedzenie
-To może napijesz się ze mną wina?
-Daj mi spokój i nie łaź za mną! Skończ żyć przeszłością! To co było już nigdy nie wróci!

Po policzkach Yuriego znów spłyneły łzy. Pamiętał całą sytuację jak by była wczoraj, retrospekcje które go dopadały coraz częściej sprawiały że płakał. Otarł rękawem łzy po czym pociągnął nosem.

-"Skończ żyć przeszłością, to co było już nigdy nie wróci" tak? Wiodcznie miałeś rację Victorze. Zawsze myślałem że wieczność to długi czas i że nie miał bym nic przeciwko gdy bym mógł go spędzić z Tobą... Lecz to juz nie aktualne.

Brunet zszedł z mostka po czym założył słuchawki, do pierwszych zawodów na których musi się zjawić ma jeszcze trochę czasu tak więc chwila wytchnienia nie zaszkodzi. Węgierskie miasta miały swój jedyny i nie powtarzaly urok. Japończyk zachwycał się pięknem starych uliczek. Gdy zbliżał się wieczór zaczął iść w stronę ciężarówki. Tam czekał już Ben z jakimiś papierami w ręku.

-I jak się spało proszę Pana?
-Hah, dobrze dziecko dobrze. Swoją drogą mamy kilka zleceń i nie wiem które wybrać. Może pomożesz?
-huh? Mogę zerknąć?
-Jasne.

Brunet dostał plik papierów, uśmiechnął się po czym wskazał jedno z zleceń. Ben uśmiechnął się popijając kawę. Yuri cieszył się że może towarzyszyć staruszkowi bez większych konsekwencji. Tymczasem Victor zbierał się na samolot, oddał Makkichana do znajomych na czas jego nie obecności. Usiadł na łóżku Yuriego,wciąż czuł jego ciepło i obecność w tym pomieszczeniu. Spakował swoje rzeczy po czym wyszedł z domu. Usiadł na końcu autobusu który miał zawieźć na lotnisko. Cały jego świat tracił sens i przeobrażał się w kupkę gruzu. Dzień trwał wieczność a bezsenne noce podbijały jeszcze bardziej wyciskając z niego łzy.

-Wiem nie zawsze jest kolorowo,Kochać to też cierpieć. Dziś właśnie tak cię kocham,opuszczonym sercem. Nawet nie wiesz jak tęsknię

Wyszeptał sam do siebie mężczyzna opierając dłonie na chłodnej szybie. Jego ciepły oddech sprawiał że szyba pokryła się parą. Łzy spłynęły po jego policzkach gdy wyciągnął z kurtki zdjęcie, zaciskał coraz mocniej zęby by nie wydawać z siebie dźwięku płaczu. Dłonią którą wciąż trzymał na oknie przejechał w dół zostawiając smugę. Skrył twarz w dłoniach, czuł się niczym potwór. Potwór który krzywdził jego ukochaną gwiazdkę. W końcu Victor był na lotnisku, ciągnął za sobą walizkę. Jego szalik niedbale wisiał na szyi, nagle jak by znajomy dźwięk usłyszał. Victor odwrócił się, w szklanych drzwiach zobaczył znajomą sylwetkę. To był Yuri, stał z walizką i wesoło machał do Victora. Mężczyzna podbiegł drzwi się rozsunęły lecz tam nie było absolutnie nikogo. Rosjanin znów kontynuował drogę na odprawę.

-Yuri, nie żałuję żadnej chwili z tobą... za to żałuję tej każdej spędzonej bez ciebie. Jesteś gdzieś, ja umieram wiedząc że mnie nie ma obok! Nie mam już pojęcia jaki będzie miało to przebieg...

Pomyślał Victor dając dokumenty do kontroli, mężczyzna jeszcze nie zdawał sobie sprawy ile trudu łez i wysiłku włoży w to by dowiedzieć się gdzie Yuri się znajduje nie mówiąc o tym by porozmawiał z nim.

**Awww troszkę dłuższy rozdział, ponieważ cały dzień w domu ;D mogłam odpocząć i napisać rozdzialik. Mam pomysł na książkę "Klasa wygnańców"-o dziewczynie która przez swoją przeszłość trafia do klasy z ludzmi którzy są dość "osobliwi" mają różne moce od władania żywiołami przez tranformacje aż do ciosy psychiczne czy władanie strachem. Co o tym sądzicie? Ktoś chętny do czytania?***

&quot;I will never be yours again&quot;Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz