three

28 3 0
                                    

Obudziłam się następnego dnia w objęciach Nathana i jego śliną na policzku. Idiota zawsze się ślini jak śpi. Popatrzyłam na niego - budzę się w objęciach mojego mężczyzny,a  dzieciaki śmieją się w swoim pokoju. Zamykam oczy i myślę- moja idealna rodzina. Za nim na dobre zatraciłam  w marzeniach, zadzwonił telefonu.
- halo?
-Gdzie ty do cholery jesteś!? Nie ma ani ciebie ani Nathana!-krzyknął mój brat
- w domu, a gdzie mam być?
- no na przykład w szkole debilko!?
- ale przecież dziś mamy na 10:00.
- no a jest 11:00!
- nie żartuj sob... O cholera! -przeklnęłam pod nosem- Nathan wstawaj do kurwy nędzy, Jest już 11!!!-krzyknęłam do chłopaka po czym powiedziałam  już do lucasa - dobra toooo paaaa. Rozłączyłam się.

Szybko opłukałam twarz i popatrzyłam na przyjaciela zakładającego właśnie koszulkę.
Pomalowałam tylko rzęsy i zrobiłam charakterystyczne dla mnie kreski. Siedemnastolatek podszedł do lustra i przeczesał włosy
- myślisz że uda mi się poderwać Steva?
-co? Podoba ci się?
Chłopak zarumienił się, na co ja tylko się uśmiechnęłam
-napewno- powiedziałam z przykonaniem, mierząc go od głowy do stóp.
- dziękuje, czasem jesteś dla mnie jak kawa- dajesz mi energię do działania.
- z jakiej to książki?- zapytałam zamykając drzwi od domu
-z poezji zwanej życiem.- powiedział i ruszył przed siebie.

........................................................................

Koniec rozdziału kochani. Mam nadzieję że się wam podobał, przepraszam że taki krótki, ale chyba od teraz właśnie takie zacznę wstawiać. Rozdział napisała moja przyjaciółka, której bardzo dziękuję, ponieważ to ona zaczęła mi pomagać wymyślać różne wątki. Piszcie w komentarzach czy wam się podobało i czy chcecie właśnie takiego typu rozdziały.

luv ya'll
~surykatka


help me to escape Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz