Rozdział piąty: Stryczek

248 41 12
                                    

Na jego twarz spadło kolejne ciężkie uderzenie. Głośny chrzęst rozległ się po ciemnym pomieszczeniu, a mężczyzna siedzący za drewnianym biurkiem aż się wzdrygnął, mimo że po tylu godzinach powinien być przyzwyczajony do tych nieprzyjemnych dla ucha dźwięków.

Sebastian milczał jakby nie czuł ani krztyny bólu. Nie błagał o wybaczenie, nie ruszał się, nie odpowiadał na pytania przesłuchujących go mężczyzn. Bo co miał powiedzieć? Wszyscy zdawali sobie sprawę z tego, że to on zabił. Nie bronił się, nie próbował uciec. Czego jeszcze chcieli?

Może bili dla zasady, żeby wzburzony tłum czekający na egzekucję Michaelisa był zadowolony, a jego żądza krwi spełniona? Nie wiedział tego i nie miał zamiaru się dowiadywać, chciał żeby już był koniec. Był zmęczony.

W końcu mężczyzna za biurkiem spojrzał na oskarżonego i zdjął okulary z nosa. Ułożył je powoli, jakby z namaszczeniem, na biurku i przetarł zmęczone oczy. Splótł pomarszczone dłonie i oparł o nie brodę. Wszystkie jego gesty były powolne i wydawały się dość przerysowane.

-Czy ty, Sebastianie Michaelisie, przyznajesz się do zarzucanego tobie czynu, jakim jest zamordowanie Hrabiego Phantomhive'a?

Głośny, szaleńczy chichot wypełnił pomieszczenie. Dźwięk oczywiście wydobywał się z gardła oskarżonego, który zaczął się trząść ze śmiechu.

-Naprawdę pytasz o takie rzeczy?! Nie, nie zabiłem go! Tylko przypadkiem znalazłem się w tym pokoju i przez przypadek zarżnąłem go jak świnię! Oj nawet nie wiecie jaki to był wspaniały widok, zrobiłbym to jeszcze raz! Ale wierzcie mi. Nie jestem mordercą. To nie był człowiek.

W pomieszczeniu osiadła gęsta atmosfera, otaczała ich jak mgłę. Nikt nie powstrzymywał Sebastiana przed mówieniem, nikt nie uderzył go. Jakby po części każdy z nich się z nim zgadzał, ale bali się mu przyznać rację.

-Skazuję na śmierć poprzez powieszenie w trybie natychmiastowym - westchnął i wstał od stołu wychodząc na zewnątrz. Wyszedł w pośpiechu, nie chciał już być przy tym wszystkim.

Sebastiana wyprowadzono na zimny korytarz. Tower of London, cóż chociaż umrze dość godnie. Budynek był okazały. Przynajmniej z zewnątrz przywodził na myśl pałac. Aż zaśmiał się gorzko w duchu. W środku działy się przecież takie okropne rzeczy.

Wyprowadzono go na zewnątrz, a w jego ciało uderzył chłodny wiatr. Była noc, idealna pora na dokonanie cichej egzekucji w dokach nad Tamizą. Nie chciano rozgłosu dla tej sprawy, nie chciano niepotrzebnej burzy wśród mieszkańców. Poza tym ostatnia tego typu egzekucja odbyła się w tym zbrukanym mieście jakieś pięćdziesiąt lat temu. Potraktowano Sebastiana tak, jak traktowano zbrodniarzy, piratów okradających Królową.

Powóz, którym się poruszali minął właśnie wciąż otwarty pub The Turks Head Inn. Nikt nie wiedział jakim cudem ta speluna wciąż nie zbankrutowała. Choć mogła to być zasługa prostytutek kuszących pijaków swoimi kształtami. Brudne dziwki zawsze obrzydzały Sebastiana, nie wiedział jak nisko trzeba upaść by płacić za seks. Choć nie każdą prostytutkę nazwałby dziwką. Niektóre oddawały swoje ciała, bo były do tego zmuszone. Świat był okrutny dla tych młodych osób. Jak i dla niego samego. Mógł coś kiedyś osiągnąć. A skończy na stryczku. Jak ojciec.

Konie zostały zatrzymane, parskały głośno i przebierały kopytami w miejscu. Jeden z pilnujących go egzekutorów wstał, po czym udał się, zapewne skontrolować, czy miejsce egzekucji jest gotowe na swoją nową ofiarę.

Przeczuwał, że śmierć będzie szybka. Phantomhive'a nie znosiło wiele osób. Właściwie kara Sebastiana musiała być zwyczajnym dopełnieniem obowiązków. Nie winił za to ani Yardu, ani tych ludzi, którzy właśnie wyprowadzali go na drewniany podest. Zapewne ponownie odczytają akt obciążający jego osobę, zapytają czy ma coś do powiedzenia, a następnie pożegna ten okrutny świat, gdzie nikomu na nim nie zależy.

Konstrukcja szubienicy była stara, piszczała niebezpiecznie, gdy ktoś po niej wchodził. Sprawiała, że człowiek miał pod sobą niepewny grunt i przez to zastanawiał się ile jeszcze wytrzyma konstrukcja pod nim. Widać było, że nie każdy miał szczęście dostać się na górę bez najmniejszego problemu. Połamane deski świadczyły o zużyciu. Sebastian spojrzał na księżyc, który był w pełni i uśmiechał się kpiąco w jego stronę. Wciąż czuł wściekłość. Czegoś nie dokonał, chciał jeszcze raz ujrzeć strach i ból w wypłowiałych oczach chłopaka, którego pozbawił życia jakiś czas temu.

To dziwne, w takim momencie zazwyczaj czyta się o napadach poczucia winy. Pragnieniu ułaskawienia ze strony wymiaru sprawiedliwości. Nie w tym przypadku. Sebastian stał spokojnie słuchając ponownie czego się dopuścił. To była muzyka. Chciał więcej krwi tego bachora. Chciał go zgnębić, torturować, łamać każdą kość.

Wyobraził sobie co by mógł zrobić, gdyby wyzbył się wściekłości w tamtym momencie. Jakie bolesne tortury wymyśliłby dla młodocianego oprawcy. Jak wiele cierpienia zobaczyłby w tych pustych oczach.

Westchnął z uwielbieniem, pozwalając by świeże powietrze wypełniło jego płuca swoim przyjemnym chłodem. O tak. Tego może mu brakować po śmierci. Tego i jego maleńkich przyjaciół, bo tam, dokąd uda się jego dusza, będzie okropnie. Ale i tak nie żałuje swoich czynów. Nie żałuje ani jednego pchnięcia nożem.

-Czy oskarżony chciałby powiedzieć coś w ramach swoich ostatnich słów? - powiedział przysadzisty mężczyzna w tanim, lekko znoszonym oraz podniszczonym garniturze. Miał pod nosem siwego wąsa, który musiał być dla niego uciążliwy podczas spożywania pokarmów. Sebastianowi przypominał nieco jego dawnego sąsiada, który był człowiekiem uczciwym i dbał o swoją rodzinę, ale przez kryzys popadł w alkoholizm i zmarł na ulicy jak najgorszy śmieć. Jeden z niewielu, których śmierć Sebastiana w jakiś sposób poruszyła. Bo Sebastian wychodził z założenia, że dobrych ludzi trzeba nagradzać, złych karać. Dlatego czuł wielokrotnie złość do Boga. Zawsze zsyłał zło na tych, którzy żyli w zgodzie z nim.

Michaelis spojrzał każdemu z obecnych w oczy, oceniając kim mogą być na co dzień. Pewnie mało znanymi prawnikami lub asystentami tych, którym się powodzi. Dlatego łapali takie roboty jak egzekucje.

-Chcę tylko powiedzieć, że... - zawiesił się patrząc na księżyc. Jeden z mężczyzn założył na jego szyję gruby sznur i nieco go zacisnął. Oskarżony zamknął oczy i z szerokim uśmiechem rozłożył ręce, jakby chciał objąć nimi cały wszechświat. - Mamy piękną noc, nieprawdaż? Nie boję się śmierci tu, na ziemi. Piekła też się nie obawiam, a z pewnością tam trafię. Obawiam się tylko, że znajdzie się na tym świecie kolejny Ciel Phantomhive, który w końcu doprowadzi swoja pychą do zagłady ludzkości. Nie żałuję żadnego czynu, którego się dopuściłem. Szczerze? Mam nadzieję, że spotkam tą kanalię w piekle.

Nastała krótka cisza. Zapewne prowadzący dał znać, że już czas, bo po chwili młodzieniec stracił grunt spod nóg, a uczucie zaciskającego się na jego szyi węzła było nie do zniesienia.



/Yhmm.. trochę mnie tu nie było, ale nie zapomniałam o "Vindicta". Ani o was, także może wróciłam na stałe :)

VindictaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz