Rozdział szósty: Lekarstwo na życie

287 40 7
                                    

Ciało swobodnie zawisło. Widoczne były lekkie drgania, ale Sebastian nie walczył. Właściwie bardzo szybko odpłynął, nie czuł kompletnie nic, prócz dyskomfortu związanego z językiem, który odciął jego możliwość zaczerpnięcia oddechu.

Taka śmierć nie była żałosna. Wręcz uważał, że taka śmierć jest piękna. Blask księżyca padł na bladą, lekko posiniałą twarz mężczyzny. Nie ruszał się, zapewne nastąpiła już śmierć mózgu, ponieważ wisiał tak kilka sekund. Nawet jeśli ktoś postanowiłby go teraz uratować, nic by z tego nie wynikło, jeśli zostałby teraz ściągnięty, śmierć całkowita nastąpiłaby, jedynie przedłużona o kilka godzin lub dni. Była już nieunikniona.

-Wrócimy tu przed świtem żeby go zdjąć - zdanie to wypowiedział na oko trzydziestoletni mężczyzna, miał na sobie niekompletny mundur Yardu. Widoczny był jego pośpiech, w domu ktoś na niego musiał czekać, a on chciał dołączyć do tej osoby, bądź osób jak najszybciej.

-Richardson ma rację. Powinniśmy wracać do swoich domów. Martwe ciało nie ucieknie, co najwyżej ktoś je sobie przywłaszczy.

Po kilku minutach w dokach nastała przerażająca cisza. Ciało Michaelisa kołysało się ponuro i stawało z każdą chwilą coraz bardziej sine. Jeszcze nie było do końca ostudzone, ale już z pewnością martwe. Tak kończą wyrzutki społeczeństwa. Nędznicy.

Wszechobecną ciszę przerwał śmiech. Zimny i kpiący.

-Zawsze się zastanawiałem... ile zajmie śmiertelnikom dojście do samozagłady - niski głos wypowiedział te słowa do trupa zwisającego swobodnie na szubienicy - Patrząc na to co się dzieje to nie potrwa długo. Szkoda, miałem ochotę się jeszcze zabawić. Co myślisz? Hm? Nie słyszę cię, jesteś jakiś... zimny w stosunkach międzyludzkich - zarechotał. Z cienia jednej ze stojących starych łodzi wysunął się ludzki kształt. Nie można było jednak określić, czy rzeczywiście był to człowiek. Bardziej gęsta smoła układająca się w jego kształt.

Po krótkiej chwili, po smole nie było śladu, a przed skazanym stanął wysoki mężczyzna z wesołym, szerokim uśmiechem. Po jego wyglądzie nie można było jednoznacznie określić w jakim jest wieku, był zbyt dobrze zbudowany jak na młodzieńca, ale jego cera była gładka, przypominała marmur.

-Szkoda, że skończyłeś w taki sposób. Lubiłem cię, wiesz? I twoje myśli były równie ciekawe - zawiesił głos i dźgnął Sebastiana w brzuch - Niedługo przybędą zabrać cię na proces, będzie po wszystkim, a ja niestety nie mogę przywrócić cię do życia permanentnie... Zawrę z tobą umowę. Dam ci teraz kilka dodatkowych sekund życia, a ty odpowiesz mi na jedno pytanie, które zadam teraz. Oj, dobrze wiem, że słyszysz.

Mężczyzna pstryknął palcami, a sznur zerwał się i pozwolił trupowi opaść na podłoże.

-Na imię mi Lucyfer. Władam piekłem, to mój dom. Widziałem całe twoje życie, przypominasz nieco mnie. Rodzina nie dawała ci miłości, odrzuciła cię. Zostałeś wyrzutkiem. Dokładnie jak ja! - zaśmiał się i ukucnął przy Sebastianie, przykładając do jego czoła dwa palce – Mam moc, by dać ci duszę tego, przez którego tak skończyłeś. Dać ci ją i pozwolić zrobić co zechcesz, nie będę się w to wtrącał. Dam ci nieograniczoną moc i wieczne życie. Będziesz miał władzę, Michaelisie. O jakiej nikt nie śnił. W zamian chcę jedynie byś istniał i wykonywał od czasu do czasu niewielkie zadania, które ci zlecę. Nic trudnego dla potężnego demona, jakim się staniesz. Lubię twój obłęd. Pamiętaj, kilka sekund, nic więcej Sebastianie.

Docisnął do chłodnego czoła palce i przymknął powieki pozwalając mocy wchłonąć w martwe ciało, czuł jak osiąga ono wysoką temperaturę. Usłyszał głośny świst powietrza. Oczy mężczyzny patrzyły na niego z tym chorym błyskiem, jaki widzi się tylko u furiatów.

-Zgadzam się - te dwa słowa sprawiły, że na usta Władcy Piekieł wpłynął łagodny uśmiech.

-Więc przygotuj się na ekscytującą wieczność, mój demonie.

Pozwolił, by Michaelis na powrót odpłynął, a jego wzrok stał się mętny.

-Od tej chwili jesteś moim kompanem, Sebastianie – po tych słowach rozległ się niski rechot, zaraz zastąpiony przez przejmującą ciszę, gdy dwa ludzkie kształty zniknęły z miejsca w którym jeszcze chwilę temu były. W Londynie znów nastała grobowa cisza, jakby miasto czuło, że właśnie została na nie sprowadzona rychła śmierć.

Nawet pijacy zachowywali dziwną ciszę, która nie była do nich podobna.

-Spóźniliśmy się - rzekł Kosiarz i kopnął resztkę sznura, która została na ziemi jako jedyny dowód, że coś mogło wisieć na szubienicy.

-Nie jesteśmy w stanie wyprzedzić Diabła. Jesteśmy niższą rangą - powiedziała kobieta w długiej sukni, wyglądała jak zwyczajna mieszkanka tego miasta - Zwłaszcza, że Lucyfer lubi bywać nad brzegiem Tamizy. Przynajmniej lubił.

-Wiele zła widziało to miejsce, jest nim przesiąknięte. Czuję śmierć.

-Lucyfer ma dwie dusze, na których nam najbardziej zależało. Jedna jest jeszcze do uratowania. Drugą przekształcił w demoniczną, nie odzyskamy jej - powiedziała i wściekła kopnęła drewnianą konstrukcję, na której doszło do egzekucji.

-Z drugiej strony wiesz, że nielegalne jest zatrzymywanie duszy w jej naturalnej ścieżce po zaświatach.

-Ale to był rozkaz z góry, Victorze. Nie wygramy tej bitwy, wiem to, ale... oni i tak naciskają na tych dwóch. Nie rozumiem tylko... dlaczego?

-Ależ moja droga. To jest jasne jak słońce. Chcą ich trzymać z dala od siebie, bo ich dusze mogą się połączyć w niebezpieczny sposób. Teraz, gdy Michaelis jest demonem, to będzie jeszcze gorsze połączenie - mężczyzna wypowiedział to, co chodziło po głowie kobiety. To było jasne, że jako Żniwiarze mają za zadanie dostarczyć duszę przed Sąd. Niestety dusze Phantomhive'a i Michaelisa dziwnie do siebie lgnęły. Były w jakiś sposób złączone. Jej szef kazał dostarczyć obie dusze za wszelką cenę. Dostarczyła Phantohive'a, którego stracili na rzecz Piekła, ale wiedziano, że Sebastian daje spore nadzieje na Czyściec. Dlatego tamta strata nie była aż tak zła. Ale teraz sprawy znacznie się komplikowały. Oboje należą do Piekła - Więc... Co zamierzamy teraz zrobić? - powiedział znudzony Victor i patrzył na plecy swojej towarzyszki.

-Teraz? Mam nadzieję, że po powrocie Śmierć nie zetnie nas swoją kosą i da jeszcze jedną szansę.

-Nie chodzi mi o to, co może nam zrobić nasz drogi ojciec, bo wiemy, że nas ułaskawi. Jakie mamy pomysły związane z naszą dwójką papużek nierozłączek?

-Na sam początek musimy się dowiedzieć co planuje Lucyfer i co obiecał Michaelisowi w zamian za zostanie demonem na jego usługach - powiedziała patrząc w księżyc i sięgając pod spódnicę sukni, skąd wyciągnęła sztylet. Spojrzała na błyszczące ostrze i odwróciła się przodem do Victora – A potem zarżniemy obu i wypełnimy zadanie do końca.

VindictaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz