Rozdział 9

440 17 6
                                    

- Chodź, teraz nasza kolej...

Oj tak! Jak czegoś chce ode mnie to potrafi być miły! Nie ma tak fajnie! Niech się wypcha, niech zagra tę idiotyczną scenę z swoją Nataszką, czy kim tam chce! Ja nie mam zamiaru dać się tak traktować, o nie!

- Odpieprz się - odpowiedziałam, podsumując tymi dwoma słowami to, co się działo w moich aktualnych myślach, dotyczących niego.

- Nika, no weź. Zagrajmy to raz - dwa, a potem będziesz mogła się tyle fochać, ile tam tylko będziesz chciała!

- Odwal się, zanim zacznę przeklinać na głos - warknęłam nieco głośniejszym tonem.

No co?!  Może i jestem trochę zbyt przewrażliwiona, ale co z tego?! Ernie nie jest moją matką, aby robić mi kazania przez pół godziny na jeden, idiotyczny temat!

- Nika, no weź... - zaczął, ale ja pozostałam niewzruszona. O nie, nie ma tak łatwo! Pan menda chyba też to sobie uświadomił, ponieważ szybko zmienił swoją taktykę:

- No weź.... Sorry, trochę przesadziłem, no - przyznaję. Jakoś to naprawimy, w końcu to nie jakaś wielka katastrofa, zareagowałem zbyt impulsywnie... Przepraszam...

No tak - jak zachęta i prośba nie działają, zawsze zostaje groźba, bądź ukożenie się jeszcze zostaje, taki plan B, czy C, jeden kij... Ale nie ze mną! On jest uparty, ja jestem uparta!

Już myślałam, że będziemy tak stać (znaczy on będzie stać ja tylko siedzieć) do wieczora, kiedy nagle podeszła do nas Izka:

- Zamierzacie w końcu ruszyć własne tyłki i wrócić łaskawie na salę, czy mam wam pomóc?! Ja wiedziałam, że z waszą dwójką będą znowu jakieś cyrki! Jak macie okrs, to se zatkajcie i tyle! Nic mnie to nie obchodzi - marsz mi do sali! Jak tam bardzo wam przeszkadza, to nawet nie musicie grać - to miało być zadanie dodatkowe, dzięki któremu mieliście mieć szansę na główne role. Nie to nie! Łaski bez! Ale nie mogę wam pozwolić szwędać się po szkole, w trakcie moich zajęć! Będę miała przerąbane u dyrektora, jeszcze może reszcie grupy też zachce się robić spacerki, co?! Wracać mi do sali! - wykrzyknęła, po czym, nie oglądając się za nami , odwróciła się na pięcie i ruszyła szybim krokiem.

Głośno westchnęłam, po czym obrażona poszłam za Izką, z milczącym Erniem, depczącym mi po piętach. Jak widać trzeba będzie odłożyc fochy na bok, jeśli chcę mieć chociaż nadzieję, na główną rolę w naszym pierwszym tutaj przedstawieniu.

W sali zebrani byli już wszyscy, którzy na nasz widok, jak na komendę przewrócili ostentacyjnie oczami. Też mi coś! Pogadamy, jak to wy będziecie mieli problemy z waszymi aktorskimi partnerami!

- Witam na naszych pierwszych przesłuchaniach! - zagrzmiał nagle, na całej sali, głos Izki, mówiącej przez mikrofon. - Dzisiaj macie pokazać siebie, waszych partnerów i te dwa dni waszej wspólnej, porażająco ciężkiej pracy, z jak najlepszej strony! Zaczynamy - kto chce iść na pierwszy ogień? - spytała, sadowiąc się w pierwszym rzędzie, obok Niki.

Pierwsi zgłosili się Iga i Rafał. Dziewczyna zapomniała ostatniej kwestii, ale za to bardzo dobrze się wcieliła w rolę Julki, zaś Rafał robił coś dokładnie odwrotnego. Każdą "zagraną" sekundę przychodziło mu z takim trudem, jakby jadł szpinak (nie, żebym miała coś do szpinaku - szpinak jest spoko i koniec, kropka! Wy się tam nie znacie!). Izka nic nie powiedziała, tylko zapisała coś w swoim notatniku (nie, niestety nie widziałam, bo, jak widać, chyba przejżała moją wścibską naturę, ponieważ specjalnie się zasłoniła), po czym wywołała następnych chętnych. I tak po kolei - Celina i Olaf (według mnie ona za mało poweru, a on za dużo), Zuza i Karol (Mend nie oceniam... No dobra - byli ok, ale według mnie czegoś im brakowało... No i Julką była menda oczywiście!), a następnie Natasz i Maks. Podobni, czy nie, lubią się, czy nienawidzą - to bez znaczenia, bo się nie daje dwóch śpiewaków do jednej grupy aktorskiej! - Taką złotą myśl wyniosłam z ich "przedstawienia", Tak, Natasza też jest panią "śpiewającą" ( jeśli o tym jeszcze nie wspominałam, to nie martwcie się - żadna strata). Tak więc, ta dwójka zrobiła sobie całe muzyczne show - z emocjami, tekstem śpiewanym, ba - nawet jakimś tam tańcem, nie wiem jakim (ale kankan, czy gangan style to raczej nie było), ale... No niestety - wyszło im bardzo dobrze. Pan menda (Ernie, Zuza to "Pani menda") miał rację - Zuzy i Karola też był ok, ale... No cóż - wszyscy już żygają zwykłym, romantycznym, gadanym Romeem i Julią - liczy się teraz oryginalność. Znaczy, nie, żeby muscial był jakimś super, oryginalnym pomysłem, no ale przyznajmy to - różnił się od innych, przynajmniej w naszej grupie. Ech, aż zaczęłam żałować, że jednak postanowiłam się fochnąć na Erniego i z nim nie wystąpić...

Kochasz mnie czy jego?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz