- O jezu, pot tak się ze mnie leje, że czuję go dosłownie wszędzie! - wykrzyknął Robert, kiedy już wyszliśmy z ulgą na zewnątrz. Majka, mimo tego, że jest bardzo miła, tak naprawdę okazała się jednym, wielkim psychopatą i mordercą! Po całej godzinie ćwiczeń byliśmy tak zmachani i spoceni, że te pozostałe pół godziny spędziliśmy zdychając na podłodze. Wszyscy! Wolę nie myśleć, jak będzie się trzymało moje ciało jutro!
- Dzięki za szczegóły. Teraz pewnie już nie zjem kolacji! - odpowiedziałam, idąc z trudem w stronę szkoły z Robertem, depczącym mi po piętach.
- A na lody miałabyś? - spytał, po czym wyszczerzył zęby w szerokim uśmiechu.
- Nie - skłamałam. Na serio najchętniej zjadłabym cały zamrażalnik, ale musiałam odmówić. Nie, żebym się odchudzała, głodziła czy coś - jeszcze jakieś pozostałości mózgu mi zostały! Chyba...
Nie, po prostu najbliższe i jeszcze czynne lody można było kupić w najbliższym centrum handlowym w nieco absurdalnych cenach, biorąc pod uwagę fundusze Roberta. Może i jestem wrednym samolubem, ale czasem robię wyjątek!
- No Niki... Nie daj się prosić! - mruknął Robert, robiąc maślane oczka.
- Czy ja się nie przesłyszałam?! "Nie daj się prosić"?! Żadne: "Zamknij się i rusz dupę", czy "Dam ci jeszcze jedną szansę, jeśli teraz powiesz nie, to umrzesz z głodu w mojej piwnicy", czy coś.... Ale: "Nie daj się prosić"?! Robi, ty pracujesz, czy raczej chodzi na kółko literackie? - spytałam na pół zaskoczona, pół rozbawiona.
- Literackie?! - zapytał, ledwo powstrzymując się od wybuchnięcia śmiechem.
- No wiesz, takie zdanie, to u ciebie coś w rodzaju poematu! - odpowiedziałam, chichocząc pod nosem.
- Dobra, dobra, bo naprawdę wezmę to z tą piwnicą pod uwagę - przerwał mi nieco obrażony Robert. - To ja może proponuję tak - ty się dasz namówić, a ja powiem ci, skąd u mnie taka zmiana. Co ty na to?
Hm no i zastrzelił mnie. Mam walczyć ze swoją ciekawością?! Przecież to tak, jakbyśmy my - Polacy, chcieli napaść na Rosję!
- Dobra... Ale tylko jedną gałkę! - odpowiedziałam, obrażonym tonem.
- Jak sobie życzysz. Uważaj tylko, żebyś się przypadkiem nie rozstyła, czy coś, od takiej ilości jedzenia! - rzucił, przepuszczając mnie w drzwiach do centrum handlowego.
- Nic mi nawet nie wspominaj o tych wiecznie odchudzających się kościotrupach! A tak w ogóle, to nie zmieniaj tematu - mów, co cię tak odmieniło! - odparłam, wchodząc do środka. Od razu uderzyło nas ciepło, ogrzewania. Komuś, kto stworzył kaloryfer, powinno się stawiać pomniki!
Wzięliśmy po jednej gałce (ja od niechcenia, już sto razy bardziej wolałabym iść tam jutro, po południu do jakiegoś otwartego supermaketu, gdzie są z dwa razy taniej). Po dłuższym, strasznie męczacym namyśle, zdecydowałam się na miętę z kawałkami czekolady. Robert, jak widać, miał z tym większe problemy, bo w końcu wziął smak dnia - chyba magno, ale nie jestem pewna, tak, czy siak, jakoś wyglądem mnie nie zachęciło.
Tuż po tym, jak nas obsużyli, musieliśmy wyjść, bo zamykali już. Ogólnie rzecz biorąc, to mieliśmy niecałe pół godizny do zamknięcia całego centrum handlowego. Nie mają zbyt dużego wyboru, postanowiliśmy podjechać na górę, na moje ulubione fotele. W związku z tym, że, jak to powiedział Robert, schody są dla frajerów, wsiedliśmy do windy, razem z jakąś przygłupią laską, która bardzo... Hm, emocjonalnie relacjonowała przez telefon swojej "sweet - kumpeli" jakiej to sobie bluzeczki nie kupiła, do tego student z słuchawkami na uszach i mocher. Brzmi zachęcająco, czyż nie? A tak w ogóle - co mochery robią w centrum handolwym o takich godzinach?!
CZYTASZ
Kochasz mnie czy jego?
RomanceWyobraź sobie, że w końcu spotykasz tego "księcia z bajki"... Fajnie byłoby nie? Ja niestety spotkałam ich dwóch i TO jest mój główny problem... No więc tak... No więc tak nie powinno się zaczynać opowiadania, a co dopiero powieści, ale no cóż - ja...