Rozdział 11

257 13 0
                                    

Dzięki tamtemu sukcesowi, dostałam jakiejś nadprzyrodzonej siły, która pozwoliła mi wyjść z klasy z bananem na ustach i podejść prosto do świergolącej Nataszy ze swoją armią wywłok.

- Słuchaj skarbie - ja rozumiem, że jesteś zdesperowana, że nie dostałaś głównej roli w przedstawieniu, przez co musisz koniecznie zrobić coś, aby uwaga ponownie zawisła na tobie, ale lepiej odpuść sobie. Ta cała afera jest kompletniebez sensu. Jak tak bardzo chcesz mojej kasy, to masz tu dychę, proszę, kup za całą sumę zapas snickersów, może jeszcze z twoim gwiazdorzeniem nie jest za późno... - odparłam, po czym szczerząc się, zwinnym ruchem wsumęłam jej banknot do stanika, przez co niektórzy przedstawiciele płci mniej pięknej zaczęli się śmiać. Nie wiedziałam, czy ze mnie, czy z niej, ale miałam to gdzieś. Czerwona, wściekła twarz Nataszy, plus nagła jej niezdolność do wysłowienia się, wystarczyły mi zupełnie. Odchodząc jeszcze rzuciłam przez ramię:

- A prezent zostaje i nic mnie obchodzi, że masz do niego jakieś wąty. Chciałabym tylko przypomnieć, że on nie jest dla ciebie,  tylko dla Izki. Bez odbioru.

Tak! Możecie wierzyć lub nie, ale właśnie tak powiedziałam! Co z tego, czy to było nieco wredne, prrzynajmniej wyraziłam się jasno! Co prawda, białogłowa nie dałaby za wygraną, gdyby nie Ernie, który przeczuwając co się święci, chwycił ją szybko za ramię i mruknął tak, żebyśmy tylko my dwie to słyszały:

- Daj już lepiej spokój. Już i tak zrobiło się duże zbiegowisko.

No cóż, są też tamie metody... Ale i tak wygrana tej bitwy należy do mnie! Przynajmniej jedna pozytywna rzecz tego dnia!

Zaraz potem ruszyłam pewnym krokiem na nasze piętro. Po drodze parę osób mi gratulowało - muszę stwierdzić moja popularność gwałtownie wzrosła. Dopiero po przekroczeniu progu naszego pokoju dotarła do mnie spowrotem bolesna prawda - mimo to, że w paru sprawach wyszłam na prostą, to i tak został mi problem pod nazwą "Spodnie do tańca". Co, miałam sobie nowe kupić?! Wy wiecie ile ja się nachodziłam, żeby znaleźć TE JEDYNE?!

- Nika, nie powinnaś się przypadkiem śpieszyć na te twoje tańce? - spytała Agata, widząc moją zmarnowaną minę.

- Bez pożądnych gaci do tańca nie mam po co tam iść - westchnęłam, opadając na łóżko.

- Nie masz? - zdziwiła się.

- Zgubiłam - odparłam wściekłym tonem, po czym "zdmuchnęłam" kilka kosmyków blond włosów z mojej twarzy.

- No ja piernicze - czemu nic nie mówisz?! - wykrzknęła, przeczesując swoje szuflady. - Przecież ja mam takie ciuchy!

- Ale... Przecież mówiłaś, że nienawidzisz jakiegokolwiek ruchu, a co dopiero tańca!

- Bo tak jest, ale to są jedne z moich spodni na w-f. Jak już muszę się ruszać, wolę to robić w czymś, co nie jest obrzydliwymi, krótkimi spodenkami, dzięki, którym widać moje uda...

- Jezu, ty też?! A myślałam, że jesteś normalna - wykrzyknęłam, wznosząc oczy do sufitu. - Dobra, dawaj te gacie i... Dzięki z całego serca - dodałam, po czym wcisnęłam spodnie do torby i wybiegłam z pokoju. One naprawdę były do tańca -  były niemal identyczne, do tych zgubionych przeze mnie, tylko kolorem się różniły.

Kiedy byłam już w holu, usłyszałam, jak ktoś biegł za mną, wymawiając moje imię:

- Nika! Zaczekaj!

Zatrzymałam się, z pewnym zdziwieniem i niecierpliwością. Karol Kamled (albo Olaf) - czego on ode mnie chce?

- Uff, w końću - wydyszał, kiedy już w końcu mnie dogonił. - Ciężko się ciebie goni, wiesz?

Kochasz mnie czy jego?Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz