Tak sobie teraz myślę, że chyba jestem wam winna parę wyjaśnień. Teraz, kiedy już dyrektor na chwilę zostawił nas (Zoldi, Zuzę, Erniego i mnie) samych w gabinecie, mam trochę czasu, aby w końcu powiedzieć, o co w tym wssystkim chodzi. Co się stało?
No cóż, zaczęło się spokojnie. Jak prawie, co wieczór zebrała się cała nasza paczka w pokoju chłopaków: Zuza, Natasza (od razu mówię, że to nie ja je zapraszałam!), Iga, Rafał, Karol, Olaf (Olaf i Karol), Maks, Marcin, Magda (taka jedna z drugiej grupy aktorskiej; jednym słowem - kumpel wszystkich!), Tomek, Piotr (dowcipniś z drugiej grupy), Agata, Ernie i ja. Nie mam pojęcia, jak myśmy wszyscy zmieścili się w tej jednej klitce!
I jak prawie co wieczór graliśmy w kuku ( znaczy, nie wszyscy Iga i Natasza przyszły tylko sięz nami napić, lub, jak w przypadku tej drugiej - robić mydlane oczy do jakiegoś chłopaka z grona), do tego piwo, pizza, kary jako wyznanie prawdy lub zadania. I to nie jakieś zwykłe zadania!
Najpierw Ernie miał zakraść się do pokoju do pokoju Ilony (takiej jednej z naszej klasy, nieco przy kośći bardziej od innych) i wykraść część bielizny, potem Agata miała oznajmić siostrze zakonnej (która uczy NIEKTÓRYCH z nas religii), że bardzo się wstydzie, ale ukrycie wierzy w Latającego Potwora Spaghetii i chciałaby się jakoś się z tego stanu duchowego uwolnić. Ernie potem musiał przebiec cały korytarz w samej bieliźnie, potem Magda z obsmarowaniem klamki od kwater nauczycielskich pastą do zębów, potem Ernie i Zuza, potem znowu Ernie, potem Marcin i znowu - dla odmiany, Ernie. Nie mam pojęcia jak on to robił!
Inni za to zastanawiali się, jak to możliwe, że mi ciągle udaje się wymigać od zadania. Zwykły fart głupich i tyle! Nie mieli nawet czego zazdrościć!
Oni jednak (i niestety) doszli do innego wniosku, bowiem, kiedy po raz trzeci Marcin przegrał (Erniemu się zdarzyło już 5 razy, ale nieważne), on wybuchnął i stwierdził, że trzeba wymyślić nowe zasady, które, według niego, dotyczą wszystkich. Bardzo śmieszne - mnie też przecież dotyczą! Co z tego, że tylko te, mówiące o wygranych?!
Pewnie się zastanawiacie, co takiego twórczego wymyślili. Otóż zamiast nowych zasad, przeszliśmy na wersję hard. W jaki sposób? Taki, że teraz działy się bardziej rozszerzone zadania, wymgającej więcej czasu. I ludzi, w ramach pomocy, lub jako stojących na czatach. No i jak na złość, tuż po wprowadzeniu tego idiotycznego trybu w życie, musiałam akurat przegrać! Cudownie, do tego jeszcze moim zleceniodawcą był Marcin!
- Oj Nika, Nika... Biorąc pod uwagę, jak diamentalnie los się od ciebie odwrócił...
- Nie wysilaj się tylko powiedz, co mam robić - przerwałam, posyłając mu mordeecze spojrzenie.
- Musisz.... Zakraść się... Dajmy na to - do pokoju tych tępaków z 1b i... Wyłączyć prąd plus napędzić im pietra...
Z prądem i włamaniem pójdzie łatwo - z tego, co wiem oni pod wieczór siedzą w pokojach dziewczyn (a nie, jak u nas, gdzie to my - płeć piękna, musi się naspacerować!), ale karty - klucze zostawiają w pokoju, które nie tylko sprawiają, że drzwi są otawrte, ale również włączają dostęp do prądu.
- Proszę - mruknął ze złośliwym uśmieszkiem, podając mi kostkę, potrzebną do wylosowania osób, które mam mieć do dyspozycji w zadaniu. Wypadły trzy oczka. Trzy osoby. Zaraz po tym podali mi butelkę do zakręcenia, co było w naszych nowych zasadach narzędziem do wskazywania "szczęśliwców", którzy mieli współuczestniczyć w zadaniu. Wypadli kolejno: Max, Ernie i Zuza. Nie pamiętam, kiedy ostatnio byłam tak wkurzona. No, ale co robić - mus to mus, nawet ten z Zuzą... Zawsze to lepiej, niż z wielką panną Nataszą!
Wracając do tematu - plan był prosty: najpierw włamać się, albo przy odrobinie szczęścia poprostu wejść przez zostawione otwarte drzwi, potem wyciągnąć zostawioną kartę, co spowoduje wyłączenie prądu w pokoju, a następnie przyczaić się gdzieś w pokoju i... Inprowizować.
CZYTASZ
Kochasz mnie czy jego?
RomanceWyobraź sobie, że w końcu spotykasz tego "księcia z bajki"... Fajnie byłoby nie? Ja niestety spotkałam ich dwóch i TO jest mój główny problem... No więc tak... No więc tak nie powinno się zaczynać opowiadania, a co dopiero powieści, ale no cóż - ja...