Taehyung stał niedaleko jednej z galerii handlowych, kiwając się na stópkach do przodu i do tyłu, wyczekując przybycia pewnego szesnastoletniego chłopca, który zaprosił go na spotkanie równo 30 grudnia. W jego osiemnaste urodziny.
Kim był ubrany w swój zimowy płaszczyk, pod którym miał kremowy sweterek, czarne, przylegające spodnie i cieplutkie buciki, przystosowane do grudniowej pogody. Jego twarz jak zwykle owinięta była długim szalikiem, a na dłoniach miał ubrane rękawiczki, które skutecznie chroniły jego palce przed zamarznięciem. Na całe szczęście pogoda nie była aż tak tragiczna, bowiem śnieg nie kruszył sowicie z nieba, a jego ostatnie opady jedynie spoczywały na chodnikach. Dodatkowo nie była to ta nieprzyjemna, mokra breja, a jedynie bielusieńki puszek, który dodawał całej scenerii niepowtarzalnego klimatu.
Taehyung wbrew pozorom naprawdę się cieszył, że Jungkook wczoraj do niego napisał i zaprosił na to spotkanie. Że naprawdę chciał celebrować z nim ten wyjątkowy dla niego dzień, przez co licealista mógł wyrwać się z domu i nie siedzieć z rodzicami, którzy dzisiejszego ranka wrócili do domu, wręczając mu urodzinowy podarunek (swoją drogą, pieniążki i kalendarz z owadami to taki średni prezent) i zachęcając go do obejrzenia z nimi jakiegoś głupiego filmu, który tak naprawdę tylko oni chcieli obejrzeć.
To właśnie dzisiaj Taehyung skończył równe osiemnaście lat. Osiągnął prawdziwą pełnoletniość, mógł zdać egzamin na prawo jazdy i kupić legalnie paczkę papierosów w supermarkecie. Nie to, żeby ciągnęło go do używek, no ale wiecie. Sama świadomość była fajna, choć i tak nigdy nie zamierzał ich kupować.
Wiedział, że nie zrobi hucznej imprezy, skrapianej najmocniejszym alkoholem. Początkowo nawet myślał, że to będą urodziny jak każde inne - spędzone samotnie w domu, wśród przyrodniczych książek, sudoku i w akompaniamencie kubka zielonej herbaty. Że jego rutynę przerwą jedynie liczne wiadomości tekstowe z życzeniami od krewnych, którzy jak co roku będą mu życzyć dalszych sukcesów w nauce. Ale jednak tak nie było i to napawało go dziwnym ciepłem. Nawet jeśli chodziło tu tylko o jakiś głupi spacer z Jungkookiem, to i tak było mu bardzo miło, że chłopak o nim pamiętał. Że gdzieś go zaprosił i naprawdę chciał z nim spędzić ten czas, bo co tu dużo kryć, mógł sobie gdzieś wyjść z przyjaciółmi, nie zaś z nim.
Nagle Taehyung dostrzegł sylwetkę pierwszoklasisty, który widząc, że starszy go zauważył, pomachał mu delikatnie ręką i odrobinę przyśpieszył kroku, chcąc jak najszybciej dostać się bliżej jego osoby.
- Długo czekasz? Wybacz, autobus trochę się spóźnił.
- Nic nie szkodzi, nie czekałem szczególnie długo. - odparł, a z jego ust uleciała para, która zniknęła równie szybko, co się pojawiła.
- Okej, w każdym razie możemy już iść. - niespodziewanie brunet uśmiechnął się szeroko i objął palcami dłoń Taehyunga, który na ten gest natychmiast się speszył, lecz nie wyrwał swojej ręki z przyjemnego uścisku.
- Ale czekaj, dokąd?
- To niespodzianka. - odwrócił się, nadal się uśmiechając.
A Taehyung zaufał Jungkookowi i nie odezwał się więcej, jedynie przyglądając się ich splecionym dłoniom, a przez jego głowę przeszła dość dziwna myśl, że w sumie ich ręce wyglądają razem naprawdę uroczo, a nawet nie miałby nic przeciwko, gdyby chłopak odrobinę częściej sięgał do jego palców, by móc je razem złączyć w tak słodkim geście, jakim było chodzenie za rękę.
°
- Ciebie chyba popierdoliło. - warknął Taehyung.
To był jakiś żart. Kim miał szczerą nadzieję, że to wszystko to tylko jakiś wyjątkowo dziwny sen, a on wcale nie stoi na wypełnionym ludźmi lodowisku, panicznie trzymając się barierki, od której ani myślał się odepchnąć, w obawie przed upadkiem na twardą powierzchnię. Przecież nie może sobie stłuc swoich biednych pośladków. Jeszcze dorobi się siniaków i co wtedy?
CZYTASZ
U'll Be Mine | Vkook
FanfictionJungkook trafia do liceum i od razu zwraca uwagę na niejakiego Taehyunga - dwa lata starszego geniusza, który wiecznie siedzi z nosem w książkach. Jeon postanawia zdobyć niedostępną księżniczkę i uwolnić ją z czeluści samotności, podczas gdy Kim nad...